Panie mój!
Pan Józio zapalił zacheuszki,
bo dziś rocznica poświęcenia naszego kościoła.
Lubię mój kościół.
Mój?
Trochę mój, bo go budowałem.
Też nie tylko ja.
Kamień węgielny, ławy betonowe,
konstrukcje z żelaza i betonu,
ściany z cegieł, instalacje,
tynki, okna, drzwi, dzwony,
dach pokryty miedzią,
witraże, posadzka, ławki, organy,
ołtarz i Najświętszy Sakrament.
Wszystko namaszczone, poświęcone.
Chodzę po moim kościele,
dotykam ścian, całuję posadzkę
i klękam przed Tobą, Panie,
który zamieszkałeś pośród nas.
W sercu śpiewam mój ulubiony psalm:
"Jakże miłe są przybytki Twoje, o Zastępów Panie.
Dusza moja za Tobą tęsknić nie przestanie,
bo ciało moje i każde drgnienie serca mego
rwą się do Ciebie, Boga Zywego.
Przecież wróbelek znalazł sobie mieszkanie
i jaskółka, gdzie by złożyła pisklęta swoje,
a ja wciąż biegnę przed Twoje ołtarze,
Królu mój i Boże".
Ty uweselasz młodość moją
i aż czasem zapominam,
że mieszkam z Tobą pod jednym dachem.
Pamiętam wszystkich, którzy budowali
tę świątynię:
starszych, młodszych,
matki, dzieci.
Oni wszyscy są w tej świątyni
Twoim Kościołem.
Jesteś, Panie, fundamentem tego Kościoła,
a my jako żywe kamienie,
stanowiące żywą budowlę.
Pozłociliśmy tabernakulum i wieczną lampkę.
Zamykam Cię na klucz.
Wtedy przypominam sobie,
że Ty mieszkasz w domku mego serca.
Jestem Twoją świątynią i lękam się,
bo powiedziałeś przez Piotra,
"Kto by zniszczył tę świątynię,
tego zniszczy Bóg".
Panie mój!
Naprawco wyłomów.
Jestem kamieniem,
który wykruszył się z tej budowli.
Weź mnie w ręce
i włóż w mur,
abym nie był odrzucony.