Panie mój!
Długo w nocy
oglądałem sprawozdanie z olimpiady.
Podziwiam tych ludzi.
Ile to trzeba wysiłku,
ćwiczenia, postu, dyscypliny,
aby dojść do takiej doskonałości.
W kompleksy wpędzają mnie ludzie,
którzy w konkursach, mistrzostwach
zajmują pierwsze miejsca.
Paweł Apostoł znał się na sporcie
i mógł sobie powiedzieć:
Biegnę nie jak ślepy,
ale po to, abym otrzymał nagrodę.
Toczyłem dobry pojedynek,
a nagrodę wręczy mi Pan.
Matka synów Zebedeuszowych
trochę była przekupna,
ale troskliwa jak mama.
Zrób, Panie, tak,
aby ci dwaj moi synowie
stanęli na podium
po Twojej lewej i prawej stronie.
Ja też bym tak chciał.
Czy ty wiesz, o co prosisz?
Wiem.
Śni mi się czasem,
że potrafię fruwać,
że pływam lepiej od ryb
w czystej wodzie.
Wtedy wydaje mi się,
cóż to jest skoczyć o tyczce sześć metrów?
To tylko we śnie,
bo naprawdę to jestem niemrawy.
Będzie kiedyś meta,
podliczą punty, ogłoszą miejsca.
Jak bym bardzo chciał stanąć na podium,
aby zagrali Mazurka
i wciągali biało-czerwoną.
Nic z tego jednak nie będzie.
Nawet nie wiem,
czy potrafiłbym przegrać bez zazdrości?
Czy gratulowałbym temu,
który mnie pokonał?
A jeśli już nie tak,
to czy ja się załapię
choć w pierwszej dziesiątce?
Dlaczego Ty, Panie, powiedziałeś,
że ostatni będą pierwszymi?