Panie mój!
Wybacz mi zuchwałość,
że myślę jak egoista.
Tłumy ludzi idą, jadą do Częstochowy,
ja też z nimi "na Jasną Górę się toczę"
Oni szli tyle dni,
a spotkanie z Matką Twoją
w cudownym obrazie
trwało tak krótko.
Dopuścili mnie blisko,
ale czułem, Matko,
że jesteś tak zajęta.
Jedni płaczą, ręce wznoszą,
zaczepiają Cię różańcem,
na kolanach idą.
Na kartkach piszą prośby,
wota zostawiają,
abyś pamiętała.
Ja stoję i patrzę na Ciebie.
Spójrz chociaż.
Rozumiem.
Ludzie mają tyle ważnych spraw.
Niech będą pierwsi.
Ja też mam pokoik,
w którym przyjmuję interesantów.
Różni są:
konkretni, wielomówni, natrętni,
pokorni, grzeczni.
Wszyscy oczekują,
aby się nimi zainteresować,
aby im pomóc,
okazać im życzliwość.
Brakuje mi czasu, cierpliwości, życzliwości.
Patrzę więc w częstochowskim tłumie
i pytam:
Jak Ty sobie, Matko, z tym wszystkim poradzisz?
Wracam do obrazu w moim kościele,
klękam sam i mówię wszystko
mojej Uśmiechniętej,
patrzącej prosto w oczy.
Dobrze mi wtedy,
bo czasem spostrzegam,
jakby Ona była bardziej uśmiechnięta.
A jednak pojadę na Jasną Górę.
Zapytam listem, telefonem, może faksem:
Matko Boska,
kiedy Ty będziesz miała
dla mnie trochę czasu?