Panie mój!
Pewnie będę sam w ten wieczór.
Lubię marzyć, słuchać kolęd,
myślą uciec daleko.
Chociaż nie powinno tak być.
Może ktoś też jest sam?
Dobrze jest, gdy do domu
na ten wieczór wrócą wszyscy.
Dobrze, że masz dom.
A oni na dworcu,
w ogrzewalni u brata Alberta,
pijani, cuchną moczem i tytoniem.
Żołnierze na warcie stoją.
Marynarze na morzu.
Lotnicy w powietrzu.
Kolejarze w podróży.
W domach bogatych
piesek rasowy na grubych dywanach.
Nie zapraszali mnie.
W szpitalach tej nocy też umierają.
Zdrowi wyjechali na przepustki.
A na tych z więzienia już nikt nie czeka.
Mario i Józefie,
z dokumentami do spisu.
Wiem, co człowiek przeżywa,
gdy mówią mu, że nie ma miejsca,
że jest niepotrzebny,
że na ciebie nie czekamy.
Mają ludzie dużo czasu,
dużo miejsca,
ale dla siebie,
albo dla innych gości czekają.
Mario i Józefie!
Przecież mogliście ludziom powiedzieć,
kim jesteście.
Mogliście powiedzieć
o Zwiastowaniu,
o snach Józefa,
o Elżbiecie i o Magnificat.
Nie, oni na kogoś innego czekają!
Ich to nie interesuje.
Nie trzeba ludziom przeszkadzać.
Niech tej nocy śpią spokojnie.
Niech się goszczą i cieszą.
Bóg narodzi się poza miastem.
Ja też pójdę do obcych.
Przyjdę do was, bezrobotni z PGR-rów.
Przyjdę do was, bezdomni pod mostem.
Przyjdę do was, zmarznięci na dworcu.
Do was, włóczędzy i niechciani.
Opłatka mi dla was wystarczy.
Chleba też na drogę wystarczy.
Ornat podzielę na połowy.
I Chrystusa i żebraka okryję.
Tylko, czy serca mi dla wszystkich
wystarczy?
"Ty, zasię, spraw to,
o Panienko Święta,
aby dla wszystkich
starczyło mi serca."