arcybiskup Oskar RomeroOfiaruję Bogu życie za ocalenie Salwadoru
arcybiskup Oskar Romero

OSKAR ROMERO, arcybiskup Salwadoru,
urodził się w 1917 r. w Ciudad Barrios
na granicy Hondurasu.
Był chorowitym dzieckiem.
Matka cicha, dobra, głęboko religijna.
Ojciec urzędnik łączności.

Po skończeniu z najwyższym wyróżnieniem
szkoły średniej w rodzinnym Barrios
wstąpił do seminarium duchownego w San Salwador.
Inteligentnego kleryka rektor wysłał
na studia do Rzymu, na Gregorianum.
Tam uzyskał doktorat
i z opinią wybitnie zdolnego wrócił do kraju.
Był wiejskim proboszczem w Anamoros,
potem sekretarzem biskupa, rektorem seminarium,
sekretarzem Konferencji Biskupów,
biskupem pomocniczym w San Salwador
i biskupem Santiago.
Uważano go za pobożnego, kulturalnego biskupa,
ale problemy Salwadorczyków były mu obce.
Nie mieszał się do spraw publicznych.
Zaangażowani w sprawy "Kościoła ubogich" księża
mieli wątpliwości:
Czy można z nim koncelebrować Eucharystię?
Przyszedł tu, aby "zaprowadzić porządek wśród kleru".
W kilka miesięcy po nominacji
Arcybiskup stał się innym człowiekiem.
Co na to wpłynęło?

Szesnastego czerwca 1978 r. trzystu żołnierzy
szturmowało Uniwersytet Środkowoamerykański.
Wtargnęli też do pobliskiego gimnazjum.
- Ręce do góry! Wychodzić!
Piętnastoletni chłopiec
trzymał w uniesionych nad głową rękach książki.
- Nie strzelajcie,
jesteśmy chrześcijanami,
nie komunistami!

Żołnierz strzela.
Ranił chłopca w ramię.
- Niech pan mnie nie zabija!
Żołnierz strzela z dwóch metrów.
- Mamo, ma... mo... - Umarł.
- Co pan zrobił?
- Nic. O jednego guerillero mniej!

Salwador - znaczy Zbawiciel.
Trudno nam zrozumieć sytuację polityczną tego kraju.
Bogacący się właściciele ziemscy
wywłaszczali małorolnych chłopów,
zabierając ich ziemię pod plantacje kawy.
Rozpoczął się wielki exodus wiejskiej biedoty do miast.
Kościół stanął przed problemem,
czy popierać legalną władzę,
czy opowiedzieć się po stronie zdesperowanej biedoty,
którą tu nazywano komunistami.
Duża część księży stanęła po stronie ubogich.
Powstał tak zwany Kościół ubogich
i bardzo tu modna teologia wyzwolenia.

Księże Arcybiskupie!
Na placu Katedralnym
Gwardia Narodowa strzelała do demonstrantów.
Próbowali zagazować wszystkich,
którzy schronili się w katedrze.
- Otwórzcie salę konferencyjną!
Otwórzcie mój dom, niech się tu skryją!
Będę interweniował u władz

- wołał Arcybiskup.

Tydzień później ojciec Rutilio - jezuita,
siedemdziesięcioletni Manuel Grandę
i ministrant Lemus
zostali zastrzeleni w drodze do kaplicy w El Pesmal.
Zmarli na miejscu.
Niebezpiecznie jest być chrześcijaninem w tym kraju.
Arcybiskup pochował ich jako męczenników.
To go przekonało, że w Salwadorze
dokonuje się prześladowania chrześcijan.
Oskarżono Arcybiskupa
o urządzenie pogrzebów partyzantom.

Gwardziści urządzili sobie kwaterę główną
w kościele parafialnym.
Strzelali do tabernakulum, podeptali Hostie.
Kościelnego, który uderzył w dzwony, zrzucili z wieży.
Zginął na miejscu.

Arcybiskup oddał swój dom na centrum informacji.
Chciał, aby tu organizowali się ludzie.
Tak zwana Kawiarnia u Arcybiskupa
stała się miejscem dysput, wykładów
i spotkań organizacji wierzących świeckich.
Arcybiskup zamieszkał w pokoiku
przy szpitalu onkologicznym
i tam też posługiwał chorym.

Po niedzielnej Mszy świętej żegnał się z wiernymi,
jakby miał nie wrócić.
Jechał tam, gdzie ginęli ludzie.
Tej niedzieli nie odjechał daleko.
Zatrzymali go przed wioską.
Pod groźbą użycia broni przeprowadzili rewizję osobistą,
zabrali dokumenty,
tekst przemówienia przygotowany dla radia
i zawrócili do domu.
Nowa wiadomość.
Gwardziści napadli na młodzieżowy dom rekolekcyjny.
Ojciec Luna i czterej młodzi ludzie
zginęli od kul na miejscu.
Inni ranni.

Zatroskani konfratrzy i pobożni mówili:
- Kościół powinien zająć się duszpasterstwem,
a nie polityką.
Biskup nie powinien zachowywać się i przemawiać jak trybun,
ale jak pasterz dusz.

(Skąd my to znamy?)

Co ja mam uczynić?
Gdy nocami trwałem na modlitwie,
gdy znoszono do katedry zmasakrowane ciała,
gdy odwiedzałem slumsy,
słyszałem pytanie Chrystusa:
Czy rozpoznajesz Mnie w tych biedakach?
Czy możesz spokojnie odprawiać Mszę świętą,
gdy Mnie krzyżują tuż obok kościoła?
Jesteś biskupem,
masz im głosić moje posłannictwo.
Oni cię ukrzyżują, tak jak Mnie.

W 1980 r. arcybiskup Romero
otrzymał doktorat honoris causa w Louvain.
- Mój naród jest przybity do krzyża.
Moi biedni to nie jest ludzka masa.
To są ludzie,
którzy noszą imiona z chrztu świętego.
W nich jest sakrament cierpiącego Chrystusa...
Wy nie wierzycie w Boga.
Wy oddajecie cześć bogactwu
i naginacie do siebie sprawiedliwość.
Ziemia bowiem należy do wszystkich Salwadorczyków.
Proszę was po bratersku,
pójdźcie na ustępstwa i przyjmijcie reformy.
Lepiej będzie, jeśli zdejmiecie złote pierścienie z palców
i dacie biednym na chleb,
zanim obetną wam ręce.

Za to kazanie rozgłośnia diecezjalna
Radia YSAX wyleciała w powietrze.

- Bracia moi!
Nie czekajcie na to, co biskup powie w niedzielę.
Zacznijcie myśleć i działać samodzielnie.
Przecież wasze wyzwolenie pochodzi od Chrystusa.
Nie chodzi o zmianę ustroju i struktur.
Wy macie ożywić te struktury duchem Chrystusa.
Gwałt nie może być naszą drogą.
Bracia mordercy, kochamy was!

Gdy Stany Zjednoczone
planowały zwiększyć pomoc dla junty,
Arcybiskup Romero pisał do Cartera (luty 1980 r.):
Doradcy wojskowi, maski gazowe
i kamizelki kuloodporne dla żołnierzy junty
tylko zwiększą nędzę ludzi...
Ludowe organizacje są jedyną siłą,
która może rozwiązać ten kryzys.

Arcybiskupa poparli biskupi amerykańscy.
- Bracia moi!
Droga do zbawienia prowadzi przez krzyż,
a cel nasz - zbawienie
jest po tamtej stronie historii.

Gdy Arcybiskup Romero przemawiał przez radio,
słuchało go siedemdziesiąt trzy procent mieszkańców kraju.
Tłumaczył Ewangelię o Królestwie Bożym,
ale też zawstydzał, obrażał,
protestował, żądał, oskarżał.

Wysunięto kandydaturę Arcybiskupa
do Pokojowej Nagrody Nobla,
ale przeciwnicy robili propagandę:
To psychopata, który duszę zaprzedał diabłu.
Synod Biskupów w Rzymie potępił katechetów
salwadorskich wspólnot podstawowych.
Biskupi w Puebla odcięli się od arcybiskupa Romero.

Chciałem rozmawiać z Papieżem,
ale patrzyli na mnie, jakbym mówił po chińsku...

Jan Paweł II nie mógł się pogodzić z opinią Romero,
że rewolucja jest dozwolona jako ostateczny środek.
Po powrocie do kraju
Arcybiskup znów znajdował u wrót katedry ciała,
które zbrodniarze wyrzucali na hałdy śmieci.
Płakał wtedy i mówił:
- Nie ma nic ważniejszego niż życie ludzkie,
a ci wszyscy zmarli,
ta przelana krew,
dotyka wprost Serca Bożego.

- Często grożą mi śmiercią.
Nie wierzę w śmierć bez zmartwychwstania.
Jeśli mnie zabiją,
będę żył w ludzie Salwadoru.
Mówię to z pokorą.
Ja jestem ich pasterzem. Muszę oddać za nich życie.
Tak mi kazał Pan Jezus.
Jeśli Bóg przyjmie moje życie,
to oddam je za wyzwolenie Salwadoru.
Już teraz nie opuszczę swojego ludu.

Dwudziestego czwartego marca 1980 r.
strzelec wyborowy miał na muszce
kaplicę Biskupa w szpitalu onkologicznym.
- Ci, którzy wypełnili swoje powołanie
z głęboką wiarą, nadzieją i miłością,
otrzymają koronę.

Padły strzały.
Trafiły Arcybiskupa w głowę.
- Niech Bóg mu przebaczy!
Kilka minut później Arcybiskup zmarł.
Zabójcy nie znaleziono.
Na pogrzebie było ponad sto tysięcy ludzi.
Trzymali w rękach gałązki oliwne.
Kardynał meksykański Ernesto Ahumada, wysłannik Papieża,
sławił Romero jako męczennika sprawiedliwości.
Na placu wybuchła bomba.
Ludziom w katedrze groziło uduszenie.
Trumna ze zwłokami została stratowana.
Trzydziestu dziewięciu zabitych i dwustu rannych.
Pogrzebowa masakra.
Papież Jan Paweł II
nazwał tę prowokację bluźnierczym krwawym czynem,
a w 1983 r., mimo oporu władz państwowych,
modlił się na grobie Arcybiskupa Romero.
Milionową wiwatującą rzeszę prosił,
aby pamiętała swego Gorliwego Pasterza.

Biedny lud wiejski i mieszkańcy gór
mówią o swoim Biskupie - San Romero.

Nie mogę pojąć tego wszystkiego.
Nie wiem, czy będziesz ogłoszony świętym?
Ty jednak jesteś KTOŚ!