Noc z dwudziestego drugiego
na dwudziestego trzeciego września 1968 r.
była ostatnią w życiu OJCA PIO.
Ojciec Peregryn opowiada o niej tak:
Ojciec Pio wezwał mnie do siebie...
Zapytał, która jest godzina?
Otarłem z jego oczu dużą łzę...
Miał czerwone oczy od płaczu,
choć wydawał się pogodny.
Około północy, zalękniony jak dziecko,
poprosił: - Synu mój, nie odchodź,
zostań przy mnie...
Jeszcze kilka razy zapytał mnie o godzinę.
- Czy już czas odprawiać Mszę świętą?
- Jeszcze za wcześnie, Ojcze.
- To dzisiaj rano ty za mnie odprawisz Mszę świętą...
Dzisiaj Pan wezwie mnie do siebie.
Proszę moich braci o przebaczenie mi
wszystkich zgorszeń, jakie im dałem.
Poproś przełożonego,
aby udzielił mi ostatniego błogosławieństwa.
Ojciec Pio odnowił wtedy profesję zakonną.
Na jego czoło wystąpił zimny pot...
- Bracie! Nie budź nikogo.
Proszę cię, nie budź nikogo...
Przyszedł gwardian klasztoru,
bracia zakonni i doktor Scarale.
Odmawiali modlitwy za konających:
- Jezu, Maryjo, Józefie święty,
bądźcie przy mnie w chwilach mego konania...
Doktor ujął rękę Ojca i oświadczył:
- Odszedł.
Na twarzy Ojca Pio został spokojny, pogodny uśmiech.
W celi zapachniało fiołkami.
Była godzina druga trzydzieści po północy
rozpoczynającego się dnia dwudziestego trzeciego września 1968 r.
Ojciec Pio odszedł do wieczności:
w osiemdziesiątym pierwszym roku swego życia,
w sześćdziesiątym piątym roku życia zakonnego,
w pięćdziesiątym ósmym roku kapłaństwa,
a w pięćdziesiąt lat po otrzymaniu stygmatów.
Wiem, że wielu czytających
zna w szczegółach życie Ojca Pio.
Grazio i Maria Józefa Forgione z Petrelciny
byli rodzicami czwórki dzieci:
Michała, Franciszka, Felicyty i Gracji.
Michał zmarł w dwudziestym miesiącu życia.
Byli to prości ludzie, pobożni.
Pracowity Grazio wyjechał za chlebem do Ameryki,
na sześć lat.
Franciszek - późniejszy Ojciec Pio -
był chorowitym dzieckiem,
ale jako najstarszy z rodzeństwa
czuł potrzebę pomagania matce.
Pod kierunkiem Tizzaniego, miejscowego nauczyciela,
Franek ukończył szkołę powszechną.
Matka posłała go do gimnazjum.
W czasie pielgrzymki do Matki Boskiej Różańcowej w Pompei
zobaczył Franek wody morza.
- Tam, daleko, za horyzontem, jest mój tata.
Pracuje dla nas.
Tęskni za mamą,
za mną, za nami wszystkimi.
- Franciszku, przygotuj się,
bo będziesz walczył z mocarnym przeciwnikiem...
Nie bój się, będę z tobą...
Co to wszystko miało znaczyć?
Podobał się Frankowi zakonnik z brodą,
w brązowym habicie, z różańcem,
przepasany białym sznurem - brat Kamil.
- Ja pójdę do tego zakonu.
- Naiwniak, dziecinny jesteś.
Idź! Dorośniesz, zmądrzejesz i wrócisz.
Jednak osiemnastoletni Franek rozpoczął nowicjat
w kapucyńskim klasztorze w Morcone.
To były trudne dla nowicjusza dni.
- Franci, to dla mnie za trudne, ja odchodzę
- zdecydował jeden z kolegów.
Brat Pio - bo takie imię otrzymał
dwudziestego drugiego stycznia 1903 r.,
w dniu obłóczyn - odpowiedział:
- O nie, nigdy w życiu stąd nie odejdę.
Dwudziestego drugiego stycznia 1904 r.
brat Pio złożył pierwsze śluby zakonne.
- Synu, jak ci idzie, dasz sobie radę, wytrzymasz?
- pytała mama.
- Mamuś, nie martw się.
Wszystko jest w rękach Bożej Opatrzności.
- Cieszę się, synku, że jesteś synem świętego Franciszka.
Dwudzistego piątego stycznia tegoż roku
brat Pio rozpoczął seminaryjne studia
w klasztorze San Elia w Campobasso.
Po święceniach diakonatu
odesłano brata Pio do domu ze względu na stan zdrowia.
Dziesiątego sierpnia 1910 r.
brat Pio otrzymał święcenia kapłańskie.
Jezu, tchnienie mego życia...
Obym dla Ciebie był świętym kapłanem
i miłą ofiarą
- napisał na prymicyjnym obrazku.
Jezu, kocham Cię,
weź wszystko, co Twoje,
nie odrzucaj mojej prośby.
Było to ósmego września 1910 r.
Ojciec Pio pisze w swoim dzienniczku:
Wczoraj przytrafiło mi się coś, czego nie potrafię zrozumieć.
Na wewnętrznej stronie dłoni pojawiła się czerwień.
Odczuwam przenikliwy ból także pod stopami.
Generał zakonu zezwolił,
aby Ojciec Pio ze względu na stan zdrowia
przebywał poza klasztorem,
w rodzinnej Petrelcinie.
- Święty Ojcze Franciszku,
czy Ty chcesz, bym był wydalony z klasztoru?
Ojcze mój, czy taka jest wola Boża?
Niech się stanie tak, jak Bóg chce.
A jednak mimo słabego zdrowia
został wcielony do armii włoskiej.
W klasztorze w Fogii znęcał się nad nim szatan.
- Ojcze, co się działo w Ojca celi?
Jakiś straszny hałas, rumor?
- To był diabeł.
Chciał mnie zabić.
To wszystko wzbudziło podejrzenie władz zakonnych.
Przeniesiono więc Ojca Pio
do kalsztoru w San Giovanni Rotondo.
- O Matko moja, Matko Najświętsza!
- Ojcze, co to było?
Słyszałem jakiś brzęk łańcuchów...
- Nic, synu,
ja tylko modliłem się do Matki Bożej.
Słyszałeś? - spadły łańcuchy.
Niech ci to wystarczy.
Dwudziestego września 1918 r., w piątek,
podczas modlitwy przed Chrystusem Ukrzyżowanym,
otworzyły się stygmaty Ojca Pio.
Było to prawie siedemset lat
po stygmatach patriarchy, świętego Franciszka,
na górze Alverni.
- Czuję, że konam. Moja dusza nie zna Boga.
Boże, gdzie jesteś? Gdzie Cię odszukać?
Czy wiesz, mój Jezu, jak bardzo Ciebie pragnę?...
Błagam Cię, Panie, nie poniżaj mnie tak,
nie zawstydzaj przez zewnętrzne znaki.
Fiat, jakże jesteś gorzkie i słodkie zarazem.
Jezu, Ty ranisz i leczysz,
otwierasz rany i je goisz,
przynosisz śmierć i ożywiasz.
Ojciec Pio ukrywał rany i cierpienie,
ale stygmaty budziły ciekawość współbraci.
- Nakazuję ci, Ojcze, pokaż mi te rany!
Rozpiął habit i pokazał mi zakrwawiony bok.
Zobaczyłem ranę na lewym boku,
pionową, około sześciu centymetrów.
Z głębi rany sączyła się krew i woda.
Doktor Luigi Romanelli stwierdził:
- Rany Ojca Pio są nie do wytłumaczenia,
gdy chodzi o ich przyczynę,
charakter i stan kliniczny.
Zarządzenia władz kościelnych
były nowym cierpieniem dla Ojca Pio.
Kongregacja Wiary i Obyczajów
drugiego lipca 1922 r. nakazuje
ograniczyć kontakt Ojca Pio z wiernymi.
Mszę świętą ma odprawiać prywatnie,
o różnych godzinach,
nie pokazywać stygmatów,
nie błogosławić wiernych.
Ma zmienić kierownika duchowego i spowiednika.
Wreszcie nakazała
przeniesienie Ojca Pio do innego klasztoru.
Ojcze Pio!
I opuścisz klasztor San Giovanni?
- Jestem gotów opuścić go nawet teraz, o północy.
Gdy jestem z przełożonym, Bóg jest ze mną.
Ojcze Pio, o jak trudno zostać świętym - prawda?
- Będę posłuszny i podporządkuję się każdemu poleceniu.
W tych trudnych dniach,
jakby na czwartą stację Drogi Krzyżowej,
przybyła do Ojca Pio matka.
- Synu, Ojcze Pio,
czy mogę ucałować waszą rękę? - mówiła.
Ojciec Pio ucałował jej ręce.
Nie wiedział, że to na pożegnanie,
bo w miesiąc później zmarła.
Czternastego lipca 1933 r. władza duchowna
odwołała wszystkie ograniczenia
dotyczące posług duszpasterskich Ojca Pio.
Odtąd San Giovanni stało się drugim Asyżem.
Tłumy pielgrzymów, stosy korespondencji...
a szatan przypuszcza szturm.
Ojciec Pio boi się teraz sprawować Mszę świętą.
- Chyba będę zgubiony.
Szatan przedstawia mi straszne obrazy przeciwko czystości..
Przysięgam ci, Ojcze -
wyznaje Ojciec Pio
swemu spowiednikowi i kierownikowi duchowemu,
ojcu Augustynowi -
przysięgam, że nie popełniłem żadnego,
nawet lekkiego grzechu przeciw wierze
i anielskiej cnocie czystości.
Ojcze Pio!
Dlaczego wszyscy, którzy byli przy Tobie,
odczuwali zapach fiołków?
Od żadnego ze świętych...
nie zażądał Bóg tyle krwi,
co od Ojca Pio.
- powie nam Henryk Medi.
Jak Ty, Ojcze, mogłeś być w dwu miejscach jednocześnie?
W listopadzie 1917 r. generał Luigi Cadorna,
dowódca wojsk włoskich w czasie pierwszej wojny światowej,
po klęsce postanowił się zastrzelić.
Zobaczył wtedy obok siebie kapucyna,
który rozkazał mu: Rzuć broń!
Rzucił. Zakonnik zniknął.
Został tylko zapach fiołków.
Kto to był?
W 1920 r. udał się generał
do klasztoru w San Giovanni Rotondo.
Przywitało go dwóch zakonników. Oznajmili:
- Właśnie Ojciec Pio czeka na pana.
Generał poznał: Tak, to był tamten zakonnik.
Ojcze Pio,
a w jakim języku rozmawiałeś z tą umierającą Amerykanką,
która wyznała wiarę i została uzdrowiona?
- Oczywiście, po włosku.
Pan Bóg wszystko przetłumaczy.
- Genueńczyku, jaką ty szpetną masz twarz.
Jesteś tak blisko morza i nie potrafisz się umyć?
- Skąd mnie znasz?
- Jesteś doktor Ezio Saltamerenda,
kierownik Instytutu Bioterapii w Genui.
- Tak.
- Chodź, wyspowiadam cię zaraz.
Jesteś masonem, prawda ?
- Tak - odpowiedział adwokat Festa.
- To co ty robisz?
- Walczę z Kościołem.
Ojciec Pio wziął go za rękę, patrzył mu w oczy.
- Nie bój się!
- Ojcze, wyspowiadaj mnie!
Do ojców miasta Rotondo i radców powiedział:
- Tu ma być szpital dla cierpiących,
bo w każdym cierpieniu jest Chrystus.
- A Ojciec ma na to pieniądze?
- Mam. - Wyciągnął ofiarowaną mu złotą monetę.
- Co to jest na cały szpital?
- Wystarczy.
- A jak się będzie nazywał ten szpital?
- Dom Ulgi dla Cierpiących.
Ojcze, a kiedy Ty się modlisz,
przecież wciąż potrzebują Cię ludzie?
- Modlę się nieustannie, tylko czas mi tak bardzo ucieka.
Piątego sierpnia 1952 r.
przywieziono do San Giovanni Rotondo
figurkę Matki Boskiej Fatimskiej.
- O, Matko moja!
Przybyłaś do Italii i zastałaś mnie chorego.
Wiesz, Matko, jak bardzo cierpię.
Odchodzisz, a ja zostanę tu chory. O Matko!
Gdy helikopter znikał na horyzoncie,
Ojciec odczuł jakiś gorący dreszcz:
wstał, poszedł do konfesjonału.
Ojcze Pio, Sługo Boga,
w Tobie dziś czytam słowa Apostoła:
Nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego,
jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa,
dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie,
a ja dla świata (Ga 6,14).
Ja na ciele swoim noszę blizny,
znamię przynależności do Jezusa (Ga 6,17).
Ojcze Czcigodny, jeśli Ty widzisz tak głęboko,
to chyba bym się bał z Tobą spotkać.
Bałbym się, że mi powiesz przy ludziach:
- Dlaczego ty masz taką brzydką gębę,
a jesteś tak blisko źródła?
Uklęknij, wyspowiadam cię zaraz.
Potęgą Ty jesteś, mój Ojczulku!
Drugiego maja 1999 r. w Rzymie
Ojciec Święty Jan Jan Paweł II ogłosił Cię błogosławionym.
Zapachniało fiołkami.
Co ja Ci powiem?