Panie Majorze,
Westerplatte jest znów polskie!

MAJOR HENRYK SUCHARSKI
urodził się 12 listopada 1898 r. w Gręboszowie,
jako piąte dziecko Stanisława i Agnieszki z Bojków.
Miał pięciu braci i trzy siostry
(najmłodsza jeszcze żyje - Anna Bugajska).
Ojciec Stanisław był szewcem,
ale człowiekiem światłym i zdolnym.
Cieszył się autorytetem u mieszkańców wioski.
Szacunek dla żołnierza
i potrzebę służby dla Ojczyzny
starał się przekazać synom,
zwłaszcza Henrykowi i Romkowi.

Sucharscy mieszkali w drewnianej chatynce
ze świerkowych, małociosanych okrąglaków
połączonych gliną, poupychaną łodygami
bobu, grochu i jęczmiennej słomy.
Małe okna, wysoki próg i drzwi
zamykane na skobel.

A co wewnątrz?
"Pierwszą czynnością rodziców
była ranna modlitwa.
Ojciec śpiewał pieśni ze starej rodzinnej kantyczki.
Żona, gotując śniadanie, wtórowała z cicha.
Dzieci codziennie razem mówiły głośno pacierz.
Szczególnej czci
doznawała w tym domu Matka Boża".
"W niedzielę cała rodzina szła do kościoła
na Mszę i Nieszpory.
Dla nas wiara i kościół były chlebem,
bez którego nie mogliśmy żyć".

Henio rozpoczął naukę,
w miejscowej szkółce ludowej.
Religii uczył go miejscowy proboszcz,
ks. Piotr Halak.
W czasie choroby chłopca ksiądz w domu
modlił się o zdrowie dla Henia.
Henio wyzdrowiał,
a to przeżycie wpłynęło na jego dalszą religijność.
Był pracowity, dobry i zdolny.
Wyróżniał się w szkole niedzielnej.
Ksiądz Halak, widząc zdolności chłopca,
pomagał rodzicom kształcić Henia.
Ojciec wozem zawiózł go do Tarnowa
do II Gimnazjum.
Gdy ojciec wracał,
na pierwszym postoju zobaczył,
że na tylnej osi siedzi skulony
i zapłakany chłopczyna.
(Ładnie to tak, Majorze?)

29 czerwca 1914 r. padły strzały w Sarajewie,
rozpoczęła się I wojna światowa.
Ksiądz proboszcz miał nadzieję,
że Henryk wstąpi do seminarium.
Był nawet rok w tzw. małym seminarium,
ale ciągnęło go wojsko.
W listopadzie 1917 r. Henryk zdał
tzw. maturę wojenną z taką opinią:
"Jest to uczeń celujący.
Żaden z przedmiotów nie sprawiał mu trudności...
Młodzieniec grzeczny, koleżeński,
głęboko religijny i etycznie wysoko stojący".
Został pobrany do wojska austriackiego,
odesłany na front włoski, zachorował na malarię.

Po trzech miesiącach wcielono go
do Wojska Polskiego.
Służył w Cieszynie, w Wilnie.
Jako porucznik 20. pułku,
walczył z Armią Czerwoną
pod Bobrujskiem, Mołodecznem i Połockiem.
Pod Lwowem zebrał rozproszone oddziały
i uderzył na konnicę Budionnego.
Od tego momentu
rozpoczęła się polska ofensywa.
Za to otrzymał pułkownik Sucharski
Krzyż Virtuti Militari
i dwukrotnie Krzyż Walecznych.
Generał Sikorski odznaczył go
Srebrnym Krzyżem Kawalerskim
Orderu Wojennego Virtuti Militari, z numerem 495.

W 1921 r. postanowił Sucharski
zostać oficerem zawodowym.

W 1928 r. awansuje na kapitana.
Wyróżnia się w kadrze oficerskiej
Szkoły Podchorążych w Ostrowii Mazowieckiej.
Gdy minister poprosił komendanta szkoły
o kandydata na eksponowaną placówkę
w Wolnym Mieście Gdańsku,
wybór padł na kapitana Sucharskiego.
Stąd już wkrótce nominacja na komendanta
Wojskowej Składnicy Tranzytowej
na Westerplatte
i awans do stopnia majora (1938 r.).

Major był dumny ze swego chłopskiego pochodzenia.
Do końca swych dni
był wiernym synem
swej rodzinnej wsi.
Półwysep Westerplatte
od 1924 r.
był w użytkowaniu Polski.
Obszar około 60 ha
był Wojskową Składnicą Tranzytową.
Gdańsk był zhitleryzowany.
Wszyscy wiedzieli,
że "tu padnie pierwszy strzał wojny".
Załoga Westerplatte liczyła 207 osób.
Nazywano ich "załogą śmierci".

Major bardzo dbał o swoich żołnierzy.
Kapelan wspomina:
"Wieczór wigilijny spędził major z żołnierzami.
Po wieczerzy poszedł z opłatkiem
do żołnierzy na posterunkach.
Życzył im wesołych świąt".
Major wyniósł to z domu rodzinnego.
Był człowiekiem dojrzałej wiary.
Kochał Matkę Bożą.
Nosił przy sobie i odmawiał Różaniec.
Codziennie odmawiał modlitwę ranną i wieczorną.
Często przystępował do Komunii Świętej.
Nie rozstawał się ze swoim modlitewnikiem.
Żołnierze mieli do niego całkowite zaufanie.
Wymagał od nich, ale był też dla nich
wzorem dyscypliny i żołnierskiego honoru.

Latem 1939 r. w skład kadry oficerskiej wchodzili:
mjr Henryk Sucharski, kpt. Franciszek Dąbrowski
i por. Leon Pająk.
Prowokowali ich Niemcy.
Major mówił do żołnierzy:
"My, Polacy, nie oddamy pierwszego strzału,
ale zaręczam, że wasz ostatni strzał
nie będzie ostatni w walce o wolność naszego kraju".
Rankiem 25 sierpnia 1939 r.
wpłynął do kanału portowego
szkolny okręt niemieckiej marynarki wojennej
- "Schleswig-Holstein".
Pod pokładem pancernika
była ukryta 225-osobowa kompania szturmowa.
Okręt dysponował potężną artylerią.
Wszystko wskazywało na rychły wybuch wojny.
Major powiedział:
"Jeśli do 29 sierpnia pancernik opuści Gdańsk,
będzie na razie spokój.
Jeśli nie, to...".
Pancernik został.
Był to koń trojański w tej wojnie.

Przewidywano w polskich władzach wojskowych
12 godzin obrony Westerplatte.
"Pamiętajcie, nie dajcie się zaskoczyć.
Jeśli wytrzymacie 12 godzin,
to... całą załogę ozłocimy".

Sucharski modlił się całą noc
z 31 sierpnia na 1 września.

W piątek 1 w r z e ś n i a nad ranem w ciszy
padł pojedynczy strzał z pistoletu, tzw. korekcyjny.
Godzina "0" wybiła.
Jak widmo wynurzył się z mgły pancernik.
Alarm na wszystkich stanowiskach.
Gdy padły dwa pierwsze strzały,
była godzina 4.45. Wojna!

Załoga podjęła obronę.
"Tej polskiej placówki
nie można oddać za żadną cenę!"
To brzmiało jak wyrok śmierci.
Aż za taką cenę?

2 w r z e ś n i a - "piekielna muzyka" artylerii,
ostrzeliwanie z budynków,
z których widać było Westerplatte
jak na dłoni.
Nieudana próba zdobycia przez oddziały piechoty.
Zdenerwowanie Niemców.
Cisza i nalot bombowców.
"Wybuch za wybuchem.
Zdawało się, że całe Westerplatte
z dymem unosi się w górę".
Są zabici. Piekło na ziemi.
"... gdy przyszło ginąć latem,
prosto do nieba czwórkami szli
żołnierze z Westerplatte".
Wszyscy żywi chcieli walczyć
z coraz większą zaciętością.
3 w r z e ś n i a - Anglia i Francja wypowiedziały
Niemcom wojnę. Nadzieja!
4 w r z e ś n i a - bez przerwy bombardowanie.
Przybywa rannych.
5 w r z e ś n i a - oblężenie się zamyka.
Niemcy liczą na wyczerpanie walczących.
6 w r z e ś n i a - nie słabnie ogień artylerii.
"Spełniliśmy obowiązek z nawiązką!"
Grodecki krzyknął: "Musimy walczyć!"
(Wskazując na krzyż wiszący na piersi majora.)
"A to pana nie obowiązuje!?".
Och, ta Polska!
7 w r z e ś n i a - zamilkły kolejne punkty obrony.
Decyzję o kapitulacji musi podjąć Major sam.
"Dziękuję wam, żołnierze, za spełniony obowiązek.
Módlmy się za poległych".
Biała flaga.
Godzina 10.00 - żołnierze nie chcieli uwierzyć.
Płakali. Niszczyli broń.
"Jeszcze się Polsce przydacie!"

Sucharski z podoficerem i strzelcem
poszli do generała Eberhardta jako emisariusze.
Sucharski - mimo doskonałej znajomości niemieckiego -
- mówił po polsku.
Przez tłumacza otrzymuje od Niemców
gratulacje, uznanie i szacunek.
Zrobił na nich niezwykłe wrażenie.
Wymarsz.
Oficerowie, żołnierze, ranni.
Niemcy wyrażają podziw.
Major otrzymuje swoją szablę
"z prawem noszenia jej w niewoli".

Po kapitulacji Niemcy szukali schronów.
Nie mogli się nadziwić,
że oni, odsłonięci, tak długo się bronili.
Kiedy Sucharski z załogą
odjeżdżali autobusami do Gdańska,
niemieccy żołnierze oddali im honory wojskowe.
(I co z tego!)
A gdańszczanie chcieli linczować resztki załogi.
Dziwne!
Przesłuchania, obozy, stalagi: Prabuty, Hohenstein
(tu odebrali Sucharskiemu szablę).

W Choszczynie przebywało
ponad dwa i pół tysiąca polskich oficerów.
Organizowali modlitwę, odczyty, zajęcia.
Sucharski wymagał, aby zachowali
godność wobec zniewolenia.
Ożywił się duch modlitwy prywatnej i zbiorowej.
Major codziennie przychodził do kaplicy,
służył do Mszy św., przystępował do Komunii Świętej,
modlił się na różańcu i ze swej książeczki.

Zbliża się ofensywa radziecka.
28 stycznia 1945 r. opuszczają obóz.
Idą. Dokąd?
Mróz. Major złamał rękę.
Nie chcą go operować.
Założyli gips.
Zagnieździły się pluskwy.
Major był zagłodzony, wyniszczony, cierpiał.
Myślał o śmierci.
"Pragnął dożyć końca wojny
i spocząć na polskiej ziemi,
gdzieś w pobliżu Westerplatte".

W Lubece wyzwoliła ich
armia Montgomery'ego.

W lipcu 1945 r. Sucharski wstąpił
do II Korpusu Polskiego.
Był dowódcą batalionu.
"Chłopcy, źle wybraliście. Ja z wami długo nie pobędę.
...Czy wiecie, że w mojej rodzinnej wsi
na łąkach kwitnie teraz złotogłów?
Tam jest moje miejsce".
W San Spirito koło Bośni
spotkał się z Leonem Pająkiem.
Choroba niszczyła organizm Majora.
19 sierpnia 1946 r. został przewieziony
do szpitala w Neapolu. Umierał.
Modlił się i prosił ten wielki Żołnierz:
"Oby mnie tylko pochowali w kraju,
choćby na najuboższym wiejskim cmentarzu,
ale w Polsce. Ach, ta Polska!
Piękne są kwiaty w słonecznej Italii, ale bez duszy.
Czy wiecie, jak pachnie macierzanka?
Ja wiem.
To już długo nie potrwa.
To jest woreczek z zasuszonymi kwiatami
i odrobiną ziemi z grobu mego ojca.
Proszę mi włożyć to do trumny...".
Zmarł 30 sierpnia 1946 r. o godz. 9.00.
Pochowany został 1 września na Casamassima.

25 lat trwała walka
o spełnienie woli Henryka Sucharskiego.
Ksiądz Jan Merta załatwił ekshumację.
Prochy zostały złożone do urny.
27 sierpnia samolot PLL LOT
przywiózł je do Warszawy.
Pilot przed wylądowaniem w Gdańsku
zrobił rundę honorową nad Westerplatte.
Urnę przewieziono do koszar,
a potem wystawiono w dworku Artusa.
Tysiące ludzi oddało hołd
bohaterowi z Westerplatte.

1 września 1971 r.
prochy majora Henryka Sucharskiego
spoczęły na Westerplatte.
Leon Pająk złożył swemu dowódcy
ostatni raport:
"Westerplatte jest znowu polskie!...".
Polski orzeł osłania prochy Majora.
Przy tym grobie w czerwcu 1987 r.
stanął Papież - Polak.

Wielki Ty jesteś, Panie Majorze!
Ty to jesteś KTOŚ!