12. Nie kuś mnie

Panie mój!

Tobie to było łatwo
obejść się z szatanem,
bo go znasz.
Łatwo Ci było obejść się
z trzema pokusami:
głodu, sławy i władzy.
Idź precz, szatanie!

A ja?

Proszę Cię codziennie:
Nie dopuszczaj do mnie pokusy
ponad moje siły.
Nie wódź mnie na pokuszenie.

Jestem codziennie zasypany
kuszącymi propozycjami.
Każda z nich jest tak ładna,
tak reklamowo opakowana,
tak łagodnie powiedziana,
tak mądrze uzasadniona,
z perspektywą radosnej przyszłości.
I myślisz, Panie,
że ja mogę to wszystko rozeznać,
co jest dobre, co złe,
prawdziwe czy kłamliwe,
uczciwe czy oszukane,
bezbożne czy pobożne,
szatańskie czy Boskie?

Każesz mi, Panie, gryźć kamienie,
a ja chcę na postne śniadanie
kawałek chleba z serem.
Każesz mi żyć Twoim słowem.
Tyle słów codziennie słyszę,
czytam, mówię
i niestety piszę.
Twoi kaznodzieje i pisarczyki
kuszą mnie lakierowaną książką,
dyplomatycznymi wiadomościami,
paragrafami, kanonami,
a ja nie umiem wybrać z tego
słowa, które pochodzi z Twoich ust,
więc po co gryźć kamienie?
Kupię sobie bułkę.

Chcę być choć trochę sławny.
Podpisuję się gdzie mogę.
Może ktoś zauważy, że to ja!
Niech chociaż podziobią, podrapią,
oszukają pochlebstwem,
ale niech nie milczą!
To też pokusa?

Chcę trochę panować.
Ciągle mam zginać kark,
kłaniać się mizdrzyć,
mówić pochlebstwa?
Żeby być choć kapralem,
brygadzistą, kierownikiem.
Bez smarowania nie ujedziesz.
Przyda się parę groszy, nawet brudnych.
Nawet czystych, za pacierz wziętych.

No widzisz, Panie,
jaki ja jestem uwikłany?
Diabeł mówi Biblią,
pobożni Cię poprawiają,
pofarbowały się anioły.
Co ja mam zrobić?

Powiedzieć:
Idź precz, szatanie!

Na skrzyżowaniach