Panie mój!
Byłem w szpitalu u mego kolegi.
Jak się czujesz?
Bardzo mnie boli.
Jak Ci pomóc?
Nie martw się.
Mam tu dobrą opiekę.
Przed nocą siostra da mi zastrzyk.
Będę spał.
A ci obok Ciebie?
Oni więcej cierpią.
Proszą, żebym wieczorem
z nimi się modlił.
Jeden wtedy wychodzi.
Mój Boże, dlaczego?
Tak dużo jest wołania:
ulituj się, Panie, nade mną.
Słyszysz, Panie, każdego?
Nie przechodzisz obok nich?
Dziwna jest Twoja metoda leczenia.
Najpierw mówisz:
Ufaj, synu, odpuszczam ci grzechy,
potem każesz: wstań,
weź łoże i idź do domu.
Wiem, Panie, Ciebie też
bardzo bolało.
Nie umiem rozwiązać
tajemnicy cierpienia.
Patrzę na krzyż i pytam:
dlaczego tak?
Patrzę na kolegę i pytam:
dlaczego on?
Patrzę na cuda,
które czynią ludzie medycyny.
Ile oni czynią wysiłku,
aby ratować życie,
aby ulżyć, gdy boli.
Sam znosiłem bolesne zabiegi.
Widziałem, ilu ludzi chce mi pomóc.
Najbardziej pomaga w cierpieniu
zwykła ludzka dobroć.
Gdy lekarz mówił:
to trochę zaboli.
Gdy siostra dawała lekarstwo
i powiedziała z życzliwością:
zaraz przestanie.
Kiedy ja im za to wydziękuję,
wypłacę, odrobię?
Patrzę na tych, którzy
cierpienie będą nosić do końca życia.
Nawet uśmiech, który chcą mi ofiarować,
czuję, że też ich boli.
Cierpienie narysowało im na twarzy
stałe piętno.
Przychodzę do nich zdrowy.
Chciałbym im mówić słowa pociechy,
a oni są przedziwnie spokojni.
Wydaje mi się, że mówią:
i co z tego, że jesteś zdrowy,
mocny, ale ty jesteś biedny.
Panie mój,
ulituj się nade mną.
Powiedz mi: odpuszczam ci grzechy.
Potem dotknij mego języka,
moich oczu,
mojego ucha,
oczyść mnie, bo jestem połamany,
pokrzywiony,
i bardzo boli mnie sumienie