Dziadkowe pszczoły

W dzieciństwie bałem się pszczół,
bo po ukąszeniu przez pszczołę
bardzo puchłem.
Z tym większą zazdrością
patrzyłem na dziadka,
który szedł do pszczół
bez maski, bez osłony,
owszem, z zapiętymi
rękawami koszuli,
aby przez krótki
czy zawinięty rękaw
nie powędrowała dalej
zagubiona pszczoła.

Dziadek był dobrym pszczelarzem.
Obsługiwał pasiekę
dziedzica w Żdżarach,
pana Łockowskiego.
Pan dziedzic posłał go
na kurs do Poznania.
Miał więc dziadek
trochę wiedzy teoretycznej,
ale więcej doświadczenia.

Lubiłem słuchać
opowiadań dziadka
o tajemniczym życiu pszczół.
To bardzo zorganizowana
społeczność.
Jest jedna królowa-matka.
Ona znosi jajeczka,
z których wylegają się pszczoły.
Ojcem pszczółek jest truteń.
Matka-królowa nie pracuje.
Oni zajmują się rodziną.
Pszczoły otaczają ich troską.
Żywią ich, bronią w razie
niebezpieczeństwa.
Z jajeczek legną się też trutnie,
ale tych darmozjadów
pszczoły zabijają.
Zostawiają tylko jednego.

Kiedy w rodzinie jest już
za dużo pszczół,
królowa wychowa nową matkę,
i część pszczół z matką
musi opuścić stary ul.
Dziadek, znając
czas wyrojenia,
przygotowywał nowy,
czysty, uprzątnięty ul,
z ramkami miodu
na zagospodarowanie
młodej pszczelej rodzinie.

Jeśli pszczoły nie trafiły
do nowego ula,
matka siadała
na gałązce drzewa,
szczelnie otaczał matkę
kłębuszek pszczół,
aby nowej królowej
nie stało się nic złego.

Rozrojenie się pszczół
dzieje się w czerwcu,
aby w ciągu lata
nowa rodzina pszczela
mogła się zagospodarować
i nazbierać zapasów miodu
na zimę.

Na taką przeprowadzkę
wybierają pszczoły ustaloną,
słoneczną pogodę,
bo w deszcz
albo w pochmurny dzień
mogłaby ucierpieć królowa.

Kiedy zmęczeni wracaliśmy
od żniw,
dziadek brał słomianą poduszkę
i odpoczywał przy ulu.
Dziadziuś! I one cię
nie pogryzą?
Nie.
Pszczoły są dobre,
zajęte pracą.
Gniewają się na tych,
którzy im przeszkadzają
albo którzy źle pachną.

Pszczoły rozmawiają ze sobą.
Czasem z radości śpiewają.
Pokazują i mówią,
jaka będzie pogoda.
Gdy zbliża się deszcz,
wtedy się spieszą,
są podenerwowane
i nie wolno wtedy
im przeszkadzać.

Przynosił dziadziuś
na podwieczorek
plaster miodu w ramce.
O, jak ten miód pachniał.
Każde naczynko plastra
napełnione miodem
było zamknięte.
Jeszcze nienapełnione
do końca, było częściowo
otwarte. Wtedy wyciekał miód.

Miał dziadek taki przyrząd,
który z niemiecka
nazywał się centerfuga,
a po naszemu wirówka.
Wkładał dziadek plaster
miodu w ramce,
kręcił i z naczynek plastra
spływał czysty, złoty miód.
Nie zawsze był złoty,
bo gdy kwitła gryka,
jesienią wrzos,
to miód był ciemno brązowy.

Gdy z plastra
spłynął miód,
dziadek oddawał plaster pszczołom,
ale przedtem znów
był wykład.

Zobacz, dziecko,
jakie te pszczoły mądre.
One same budują
sześcioboczne naczynka.
Naczynka są idealnie równe,
przystają do siebie
i jest to najlepiej
wyliczona kubatura,
aby pomieściła
jak najwięcej miodu.

Dziadziuś,
a kto je tak nauczył?
To ci opowiem,
jak będziemy robić świece.

Opowiadał też dziadziuś,
że pszczoły to są panienki.
One nie wychodzą
za mąż.
One są dziewice.
Nie rozumiałem,
co to jest dziewica,
ale to musi być ktoś
bardzo ładny
jak moja siostra Miriam,
nazaretanka.

Dziadek był pod Radzyminem
w roku 1920.
Uważałem go za bohatera,
a dziadziuś tłumaczył,
że pszczoły to są
prawdziwe bohaterki,
bo jak już stają
w obronie królowej
- to na całego.
Gdy pszczoła ukąsi,
to musi umrzeć,
bo zostawia żądło
w ukąszonym wrogu
i już nie ma czym jeść.

Ojej!
Musi umrzeć?
Tak.
Jak pszczoła walczy,
to aż na śmierć,
na całego.

Martwił się dziadziuś,
że wtedy, gdy jest czas
opryskiwania sadów i pól
zginie wiele pszczół,
które się zatrują
trucizną oprysków.

Do szkoły i kościoła
chodziłem lipową aleją.
Gdy kwitły lipy,
pracowały tam roje pszczół.
Pachniało miodem,
a ja chciałem usłyszeć,
o czym mówią
i jak śpiewają pszczoły.
Zużyte plastry,
już bez miodu,
zbierał dziadek
na tak zwany susz.

Przyszła zima,
w domu znów
zapachniało miodem,
a dziadek topił susz
w dużym garnku.
Gorący susz wlewał
do worka,
a tata z wujkiem
drążkiem wyciskali wosk
tak jak się wyciska ser.
Worek leżał na desce,
a wosk spływał
do naczynia z wodą.
Lubiłem te figury z wosku,
jak dziewczyny
w andrzejkowy wieczór.
W worku zostały brudy
z suszu, a czysty wosk
topił dziadek jeszcze raz
i było odlewanie świec.

Knoty do świec robił tata.
Knot musiał być odpowiedni
do grubości świecy:
zbyt cienki gasł,
a za gruby topił za szybko
świecę.
Gdy była już czysta forma
i naciągnięty knot,
nalewał dziadek
do blaszanej formy
gorący wosk.
Formę, napełnioną woskiem,
trzeba było schłodzić w wodzie,
i gdy już zastygł wosk,
otwierało się formę
i była gotowa świeca.
Trzeba było ją oczyścić
z nierówności i położyć
na równej, czystej desce,
żeby się nie skrzywiła.

Dziadziuś,
po co robisz tyle świec?
Bo to, dziecko, do kościoła.
Na wielkie święta
będą się palić w ołtarzu
nasze świece.
A te małe dla kogo?
Też do kościoła.
One będą się palić wtedy,
gdy będzie wystawiony
Pan Jezus w monstrancji.
Dziadziuś,
to tak blisko Pana Jezusa
będą nasze świece?
Tak, wnusiu, tak blisko.
Chyba dziadek wtedy płakał,
ale nie chciał tego pokazywać.

Co ten dziadek
przeżywał wtedy,
gdy na ołtarzu
paliło się tyle jego świec?

Ja też na święcenia
kapłańskie
miałem swoją woskową,
pachnącą świecę,
ale dziadziusia już nie było.

Dziadziuś zmarł 25 marca,
na Zwiastowanie,
a na wsi mówili,
w święto Matki Boskiej Zagrzewnej.

Dziwnym dla wszystkich
było to, że tak wcześnie,
kiedy jeszcze pszczoły
nie miały odwagi
wychodzić z ula,
kilka pszczół wleciało
do domu i do izby,
gdzie złożony był dziadziuś.
Były nieustępliwe.
Siadały na jego buzi
i na rękach.
Płakaliśmy wtedy.
Pszczoły są dobre,
potrafią dziękować
i żegnać tych,
którzy je kochają.

Byłem wtedy diakonem
i w kościele Sióstr Wizytek
śpiewałem po łacinie
orędzie wielkanocne,
przepiękny Exultet.
A jest tam taka pochwała
dla pszczół
i dla wielkanocnej świecy:

W tę noc pełną łaski,
przyjmij, Ojcze Święty,
wieczorną ofiarę uwielbienia,
którą Ci składa Kościół Święty,
uroczyście ofiaruję tę świecę,
owoc pracy pszczelego roju.
Znamy wymowę
tej woskowej kolumny,
którą na chwałę Boga
zapalił jasny płomień.
Chociaż dzieli się on
używając światła,
nie doznaje jednak uszczerbku,
żywi się bowiem
strugami wosku,
który dla utworzenia
tej cennej pochodni
wydała pracowita pszczoła.

To aż tak uroczyście
chwali Kościół pszczoły,
pracowite dziewice i bohaterki?
A ja wtedy wspominałem
dziadziusiowe pszczoły
i dom szczęśliwy
mlekiem i miodem
płynący.

Mam przed sobą
od Pana Sławomira Kowalskiego
śliczny obrazek Matki Bożej
Królowej Pszczół.
I dziwię się, dlaczego
ani J. Ejsmond,
ani ks. J. Twardowski
nie napisali wezwania
o Królowej Pszczół.
Nazywają Matkę Bożą
Lipą pachnącą,
Wierzbą płaczącą,
Zielarką Przydoniecką,
Gosposią Śląską,
Opiekunką Skowronków,
Jaskółek Matką,
a mnie brak:

Pracowitych Pszczół Królowo,
Dziewico słodka i czysta,
z lipowym miodem w garnuszkach
w sadzie między ulami.
Módl się za nami.

Nie martwcie się,
Czcigodni Pszczelarze,
Matka Boża jest Królową Pszczół,
Regina Apium.
Tylko dbajcie o pszczoły,
a ludzie będą pracowici,
ofiarni na całego.
Dziewczyny przypomną sobie,
co to znaczy być dziewicą,
a kraj ten będzie znów
mlekiem i miodem płynący.

Łowicz, 25 marca 2004 roku