Laudacja albumu o Prymasie Tysiąclecia "Droga życia"
Zamek Królewski, Warszawa, 6 sierpnia 2001 roku

Najdostojniejszy Księże Prymasie!
Czcigodni Państwo!

Wczoraj w Zuzeli na uroczystościach
setnej rocznicy urodzin Stefana Kardynała
Wyszyńskiego,
Ksiądz Prymas Kardynał Józef Glemp
mówił, że w domu państwa Wyszyńskich
przeglądały dzieciaki album
z rycinami Krakowa, Gniezna, Poznania.
Dziś będę z Państwem przeglądał
i będę chwalił album,
który rodził się też w domu i w rodzinie
Prymasa Stefana Kardynała Wyszyńskiego.
Haec sunt fata libelli.
Zamyśliłem się w sobotę w Zuzeli:
Jaka to dziwna jest Droga,
że z takiej małej izby w organistówce,
z zacisznej Zuzeli i Andrzejewa
wyrósł taki Mocarz Niezłomny,
Niekoronowany Król.
Taki przystojny, w purpurę odziany,
a będzie świętym.
Drogi Boga nie są drogami naszymi.

Tytuł tego albumu, który mam chwalić, brzmi:
Droga życia.
Po co ta droga, jeśli nie prowadzi do domu?
Prowadzi, prowadzi.
Libellum, to znaczy książka, a jest to rodzaj nijaki.
Liber - książka, to rodzaj męski.
Dobrze, że w języku polskim
książka jest rodzaju żeńskiego
i że ta książka nazywa się: Droga życia,
i że jest wypielęgnowana jak:
Brama Rajska Natchniona,
jak droga usłana różami.
Poczytajmy więc tę Drogę Życia.

Po uroczystym, a ciepłym
wstępie Księdza Prymasa Józefa Glempa (s. 7),
rzucony jest na 9 stronę Drogi
mały kłos, kłosek.
Podniosę cię, kłosku, z ziemi,
bo przednówek.
Nie będziesz tak leżał przy drodze.

Wielka strona nadbużańskiej zieleni,
aż się chce głęboko oddychać.
Czasami modlimy się lepiej
na różańcu z liści,
niż z czarnych ziarenek.

A pierwsze zdjęcie Stefana z tatą.
Jakie ten dzieciak ma bystre oczy (s. 15).
Gdy ciemno jest,
nie boję się.
Ojciec za rękę prowadzi mnie.

Stefan ubiera się inaczej,
na dalszych zdjęciach nie ma już mamy.
Dużo nas, a jakby nikogo nie było.

Oj, te wierzby rosochate (s. 56),
co płaczą na Mazowszu sierotom
i śpiewają mazurki Chopinom,
a umierają stojąc.

Księże Prymasie ze Skałki w Krakowie,
jak Ty mogłeś tak powiedzieć:
Ochraniaj mój Naród
płaszczem macierzyńskim.
Skryj Go w swoim sercu,
a jeśli Ci to potrzebne,
to zabij mnie,
aby mógł żyć w Polsce Kościół (s. 118).
Wiem, co to znaczy być niewolnikiem Maryi.

Stało się.
Non possumus!!!

Gdy będę w więzieniu,
a powiedzą wam,
że Prymas zdradził sprawy Boże - nie wierzcie,
że ma nieczyste ręce - nie wierzcie,
że Prymas stchórzył - nie wierzcie...
Kocham Ojczyznę więcej
niż własne życie (s. 139).

Księże Prymasie
Skąd Ojcu przyszło do głowy,
To opowiadanie o wronie?
Wykraczesz swoją nudną pieśń i odlecisz...
To pod jodłą w Komańczy widziałeś,
że będzie Wojskowy Komitet Ocalenia Narodowego?
A pod figurą Niepokalanej w Komańczy,
co wtedy mówiłeś Tacie?
Kto z was wtedy więcej cierpiał, Ojciec czy Ty? (s. 168)

Jasna Góra
jest ostatnią deską ratunku dla Narodu.
Zawsze, gdy jest ciężko,
gdy ciemności ogarniają ziemię,
trzeba wszystko zawierzyć Maryi (s 190).

Ale śliczna jest w Twej domowej kaplicy
Matka Boska Wniebowzięta.
Śliczna, bo w stroju łowickim
(s. 374).
Powiedz w tajemnicy,
kogo więcej kochałeś,
Łowiczaków czy Górali?
Górali, wiem, że Górali,
bo wciąż ta Bachledówka,
trochę Stryszawy
i znów Bachledówka.
Rozumiem, że wokół Ciebie tyle owiec
i jedna czarna, boś Pasterzem,
ale, że przy Wielkim Prymasie tyle
świnek?
Coś Ty, Ojcze, mówił tym prosiakom,
krowie na łańcuchu i kurczakom z Zuzeli?
(s. 274)
Taki Wielki Prymas
i bawi się z kurczakami.
Popatrzcie na ptaki...
Jeśli Ojciec takie je kocha?

Zazdroszczę moim Łowiczankom ze strony 409.
One dziś są matkami
i mają takie córy,
jak one wtedy były na wizycie kolędowej.

Szukałem w Drodze...
zdjęcia, gdzie by Ojciec był ubrany
jak człowiek.
Jest przyszły Papież we flanelowej koszulinie (s. 242),
ksiądz Peszkowski w dżinsach,
a nasz ksiądz Prymas zawsze sutanną opięty.
Raz tylko na stronie 433 nie zapiął koloratki.
A wiesz Bronek dlaczego?
Bo gdybym chodził inaczej,
to z urzędów, na audiencję,
przychodziliby do mnie w kufajkach.
Pół królestwa mego oddałbym za zdjęcie ze strony 459.
Oni to daleko widzą.
Taka rasowa i maścista para.
A tacy jak na stronie 472
nie potrzebują sobie nic mówić.
Dobrze widzi się tylko sercem.
Reszta niech będzie milczeniem (s. 472).

A na tych kartkach kalendarza
z roku 1978 co się dzieje?
Czerwone, czarne, pokreślone,
co to znaczy? (s. 496 i 497)

Ojcze, i będą nazywać Matkę Bożą
- Matką Kościoła?
Będą.
I zawierzy Ojciec Święty świat Matce Bożej?
Chwała i radości już nie dla mnie
i oddanie świata już nie dla mnie
i zwycięstwa są nie dla mnie.

Zobaczcie jeszcze stronę 537.
Gospodarzu, zostań z nami!
Nie odchodź!
Panie Boże Wielki zapłać!

Przejrzałem z Wami cały album,
jak dzieci Wyszyńskich w chatynce
w Zuzeli.
Nie skończyła się Droga.
Jeszcze jest jedna strona.
Podnieście oczy ku górom...
Jest jeszcze krzyż na Giewoncie (s. 542),
Postawiony wtedy,
kiedy urodził się Wielki Prymas.
Jeden i drugi mają dziś po sto lat.
To nie krzyż się chwieje,
to świat się chwieje.

Jeszcze podniosę te dwa kłoski ze strony 544
i koniec.
Nie koniec,
muszę zacząć czytać jeszcze raz
i białe karty uzupełnić wyobraźnią.

Bracie Cyprianie,
Księże Zdzisławie,
Panie Ryszardzie,
Agnieszko i Włodku,
ale wyście się nafotografowali.
Ludzie Dobrzy z Wydawnictw:
Soli Deo i Margrafsen, gratulujemy Wam!

Marysiu, Aniu,
Mirko, Iwonko i Marto,
ale Wy jesteście pracusie i samosie.
To Wy nie pozwoliłyście
żadnemu słowu Ojca
upaść na ziemię.

Aniu, Krzysiu i Haniu,
Wy to macie sokole oko,
a Piotrek skanowane.
Bóg zapłać Wam!
Tylko album ma jeszcze
dużo wolnych miejsc.
Ja go chcę zapełnić
brakującymi obrazami.
To lektura na białe noce.

Dlaczego nie ma tej dziewczynki,
co przyniosła chleb do seminarium
i płakała:
Od bogatych to bierzecie,
a ja jestem biedna!
Chyba mi serce zaskowyczy.

Dlaczego tu nie ma zdjęć z Lewiczyna
i z Głogowca
i mojej orkiestry z ks. Kązielą, Czarnowskim i Rzepeckim?
Dlaczego nie ma zdjęć z organistami?
Dlaczego nie ma zdjęć
z moimi Gołąbkami,
jak Prymas, klęcząc, im błogosławił,
bo przed dzieckiem się klęka, Bronku.
A to są wielkie braki, moi Czcigodni
Redaktorzy.

Księże Prymasie obecny z nami.
Był czas, kiedy w kurii nosiłem paczki
i papiery.
Któregoś dnia był u mnie mój rodzony brat - Janek.
Z głównych drzwi pałacu Prymasowskiego,
wyszedł czarny, przystojny ksiądz z błyszczącym włosem,
z papierami.
Szedł bardzo zgrabnie.
Janek spytał mnie:
Kto to jest?
To sekretarz księdza Prymasa, z Gniezna.
Józek, zapamiętaj, to będzie następny
Prymas.
Niech Ksiądz Prymas przywoła teraz tego
proroka mniejszego
i niech się wytłumaczy, skąd to wiedział?
Gdyby zebrać wszystkie zdjęcia
i wspomnienia,
to pewnie Zamek Królewski nie pomieściłby woluminów,
a ten album to tylko 550 stron,
piękna okładka,
obwoluta i koperta,
a wszystko waży tylko 5 kilo.
I aż tyle Choszczówka pomieści.

Zazdroszczę Ci, Księże Bronku,
że mogłeś się wypłakać nad trumną Prymasa.
Marysiu, Aniu, Latko, Ulko
i Wszystkie.
Wy to miałyście szczęśliwe dzieciństwo
i dumną młodość.
Mieć takiego Ojca!

Ja wezmę swoje zdjęcia ze święceń
i będę się chwalił,
bo czuję ciepło Ojcowych rąk przy
namaszczeniu,
i to promitto jak dreszcz,
co kłuje aż do pięt.

No i co dalej?
Znacie przecież drogę dokąd Ja idę?
Znamy.
A co dzisiaj powiedziałby Prymas Tysiąclecia?
Szańców już nie ma.
Przeciwnicy odeszli.
Co teraz?
Chyba uprzedziłby Ojca Świętego
i powiedziałby Polakom:
Zacznijcie głębiej orać.
Nie oglądajcie się wstecz.
Ruszajmy w drogę,
bo już idzie ludzi plemię,
jakich dotąd nie widziano.

Jeszcze jedno,
album jest bardzo drogi,
dlatego trzeba go mieć.