Warszawa, Bazylika św. Krzyża
Kochani moi!
Wierzę, że jestem z Wami
w Bazylice Świętokrzyskiej w Warszawie
i z Wami, którzy w domach, szpitalach
modlicie się ze mną składając Bogu
Ofiarę Dziękczynienia.
Kończy się lipiec, miesiąc urlopowy.
To już połowa szkolnych wakacji,
a mnie tak brzmi w uszach
Pana Jezusowa prośba, czy nakaz:
Odpocznijcie trochę!
Tak się boję,
abym nie zmarnował wakacji.
Odpoczynek, to nie próżniactwo,
bo się zanudzę i wpadnę w depresję,
ani też forsowny wysiłek fizyczny,
bo się zmęczę, a nie odpocznę.
Wiem, że muszę znaleźć sobie zaciszne miejsce,
zasnąć i obudzić się w ciszy,
zobaczyć czyste niebo,
usłyszeć modlitwę ptaków,
zrozumieć mowę mądrych dębów,
tajemniczy szept potoków
i zamyślić się nad sobą:
„Dziękuję Ci, Boże,
żeś mnie tak cudownie stworzył
i w swoje dzieło
tyle cudów włożył,
Strzegłeś mnie jak źrenicy oka
w dłoniach swoich mnie chroniłeś
utkałeś mnie w łonie matki.
Psalm Ci zaśpiewam, Boże!
Chwało moja.
Zobaczyłem trochę cudów Boga
u strojnych Kaszubów
i pysznych Krakusów,
u pobożnych ludzi w Myszyńcu,
zamyślonego żubra w Białowieży,
i w oczy sarny - brązowej panny,
patrzyłem z bliska.
O, Ty Przedwieczny, który lat tysiące
codziennie gasisz i zapalasz słońce...
Musisz być mocny, kiedy ciskasz gromy...
Musisz być dobry, kiedyś miłość stworzył...
Gdziekolwiek ja jestem, Ty tam jesteś !
Wszędzie jesteś!
I któż jak Bóg?
I nic nad Boga!
Może dosyć już wakacyjnych wspominek,
czas wrócić do słów, które dziś
powiedział mi Pan Jezus:
Żal mi Was, bo tak długo
trwacie przy mnie i jesteście głodni.
Panie roześlij ich do domów,
bo niektórzy są z daleką.
Ustaną w drodze i jaki wstyd!
A Pan Jezus powiedział Apostołom
zadanie, które nie daje mi spać:
Apostoły, Biskupy, Kapłany!
Dajcie Wy im jeść!
Filip za głowę się złapał
jak minister skarbu i zawołał:
Panie, ile to trzeba pieniędzy,
aby każdy otrzymał choć kromkę chleba?
A Andrzej?
Jest tu jeden chłopiec, który ma jeszcze
pięć chlebów i dwie ryby,
ale co to jest na tak wielu ?
Wystarczy!
Kazali ludziom usiąść.
I usiedli zgromadzeni.
A trawy było dużo na tym miejscu.
A Jezus wziął chleby, błogosławił, łamał
i dawał uczniom,
a ci roznosili głodnym i najedli się wszyscy do syta.
Pan Jezus zauważył tylko, że brzydko jedli.
Tyle ułomków i okruszyn
zostało na łące.
Zbierzcie ułomki,
aby się nic nie zmarnowało.
I zebrali dwanaście koszów ułomków.
Mój Boże! Wołam za Norwidem:
Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
podnoszą z ziemi przez ucałowanie
tęskno mi Panie!
Nie tęsknij, Panie Norwid,
już i w moim małym Wale, i w pobożnym Łowiczu
wyrzucają chleb do śmieci.
Będzie głód!
Nie będzie!
Unia nam da chleb!
Ale ten chleb nie pachnie, bo nikt go nie błogosławił,
on jest wyprodukowany.
Warszawiacy Kochani!
Wy to nie wiecie, co to był przednówek?
Nie było jeszcze nowego chleba
i nie było już starego,
i była bieda, ale ludzie byli dobrzy,
dzielili się ostatnim kawałkiem chleba.
Ludzie z Unii!
Wy to macie dobrze,
kupujecie chleb w sklepie,
albo z handlu obwoźnego,
bo teraz się chleb produkuje,
ale wy nie znacie nabożeństwa
pieczenia chleba
i nie znacie zapachu domowego chleba.
Dzieci bądźcie cicho! Bo teraz chleb rośnie
-prosiła mama.
I rósł chleb w dzieży.
I słychać było jak rośnie.
Mama potem formowała bochny
i sadzała w wypalonym piecu.
W domu pachniało chlebem,
a myśmy czekali na podpłomyki,
pierwsze chlebki.
A mama znów mówiła naukę:
Dzieci, pierwszego chleba
nie je się samemu.
Zanieście sąsiadom, bo u nich są dzieci
i jest bieda!
Jadę do Żdżar,
bo tam łan dojrzewa
i pachnie świeżym chlebem,
a mój Pan jest dobry jak chleb.
Tęsknie za wsią,
bom oraczem, siewcą i żniwiarzem.
Nie ma już Borynów, prawdziwych siewców i żniwiarzy,
a ja od 50-ciu lat jestem księdzem
co chleb głodnym rozdaje,
aby nie ustali w drodze.
Jadę do Żdżar, aby dziękować
Bogu za 50 lat mojego kapłaństwa,
a jednak:
Własnego kapłaństwa się boję
własnego kapłaństwa się lękam
i przed kapłaństwem w proch padam
i przed kapłaństwem klękam.
Pójdę na grób mamy i taty,
na grób dziadków, chrzestnych,
do Stasia i tylu mi bliskich:
nauczycieli, znajomych, sąsiadów.
Ucieszę się na odpuście kolegami
ze żdżarskiej i rudzkiej szkoły.
O, jak nam się wtedy do nauki spieszyło.
Ucałuję ołtarz pierwszej Mszy świętej
i na starość wtulę się do serca
księdza Wiesia z radiowych Mszy Świętych,
do księdza Bronka, diakona z mojej Mszy prymicyjnej.
Do Jurka, Rosia, Józka i Sławka ze Żdżar.
Ucałuję ręce wszystkich znajomych
i tych, których kocham jeszcze za mało,
bo powinienem Wam nogi umywać,
ale tak kochać jeszcze nie potrafię.
Błogosławiony jesteś Panie, Boże wszechświata,
bo Ty rozmnażasz chleb na moim polu,
aby starczyło dla ptaków niebieskich
i dla synów ludzkich,
i aby stał się nam pokarmem
na drogę do nieba.
Panie zabierz mnie stąd,
już czas.
Wezmę tylko kawałek Chleba
ze Żdżarskiego ołtarza,
abym nie ustał w drodze.
Wezmę tylko książkę kazań
Od Świętego Krzyża - Kochani moi!
Nie żegnam się z Wami
tylko mówię Wam - dziękuję!
Kocham Was jak dawniej
i jeszcze trochę bardziej!
Tęsknię do Was - Ponadwieczni.
Wam mówię - zostańcie z Bogiem!
Im - do zobaczenia,
tam gdzie niebieskie są polany.
Amen.
A powiedzcie mi na drogę:
Czy wy jeszcze wierzycie w Boga,
Ojca Wszechmogącego? ...
To Bogu niech będą dzięki.
Za to więcej Was kocham,
a wyznawanie tej wiary
do końca życia,
niech będzie naszą chlubą
w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.
Amen