Kalisz, Sanktuarium św. Józefa
Bogu dziękuję,
Waszym Biskupom i każdemu z Was za to,
że mogę z Wami się modlić
przed cudownym obrazem Świętego Józefa w Kaliszu.
Niech z nami będzie, niech modli się za nas Jan Paweł II – błogosławiony,
wielki obrońca życia i godności człowieka.
Znałem go, znałem
jak urósł duszą i ciałem
To namiestnik wolności
na ziemi widomy,
na trzech stoi koronach,
a sam bez korony.
(por. A. Mickiewicz)
To bardzo dziwne, że poeci widzą daleko i słyszą tęsknotę narodu,
który wiedział, że przyjdzie czas, kiedy Papieżem będzie Polak.
I tak się stało.
Pan Bóg uderza w ogromny dzwon
dla słowiańskiego oto Papieża
otwarty tron.
(J. Słowacki)
A nawet ten, który nie zawsze się modlił,
po rekolekcjach mediolańskich tak prosił Matkę Bożą:
Maryjo, gwiazdo dla Piotrowej łodzi w Tobie jedynie i trud,
i zapłata uczyni Watykan nową wiosną świata, który nadchodzi!
Oto, Królowo, schodząc w serca głębię,
błagam, słuchając, co mówi Duch Boży:
nowe papiestwo jak dąb się rozłoży
przy polskim dębie.
(K. I. Gałczyński)
* * *
I stało się nam papiestwo przy polskim dębie!
A była wtedy Polska Ludowa.
Wszystko w niej musiało być bezbożne
i rząd, i ludzie, i radio, i telewizja.
Aż tu nagle 16 października 1978 r. po godzinie 17.,
gdy ludzie byli w kościele na Różańcu,
w bezbożnym Polskim Radiu poleciał komunikat:
Habemus Papam... Sanctae Romanae Ecclesiae cardinalem Carolum Wojtyla.
"Makaroniarz" źle przeczytał nazwisko,
ale myśmy i tak nie wierzyli, bo w radiu zawsze kłamali.
To niemożliwe! Papieżem Polak?
Dzieciaki, pytajcie babcię, dziadziusia,
oni pamiętają, co się wtedy działo.
Papież mówił do nas po polsku.
Poznaliśmy go. To ten z Krakowa.
Ludzie się śmiali, płakali z radości,
modlili się w domu, w autobusie, w pociągu, w kościele.
Pijacy się upili z radości, bo Polak został Papieżem.
Siostra nazaretanka napisała wtedy nutkami list do Papieża:
I trzeba, żebyś wiedział na swoim Watykanie,
że u nas już nie jeden zawiesił krzyż na ścianie.
Tak, bo Polacy poczuli się mocniejsi. Wyprostowali się.
Teraz ktoś będzie nas bronił, ktoś będzie mówił do nas i za nas.
Ojciec Święty zaraz po wyborze na Stolicę Piotrową
chciał przyjechać do Polski, ale władza ludowa mówiła:
Nie może, bo nie ma paszportu do Polski.
Ojciec Święty – mimo to wyznaczył swą pielgrzymkę do Polski na Zielone Świątki 1979 r.
I tak się stało.
Bezbożni odradzali, straszyli, bo pociągi będą tylko do Błonia,
do Mińska, dalej pieszo, tam was zadepczą.
Polacy jechali, szli, szli, aby zobaczyć Papieża – Polaka.
Papież wylądował na Okęciu.
I pierwszy gest jaki uczynił ścisnął nasze serca.
Po zejściu z samolotu Ojciec Święty upadł i ucałował polską ziemię.
Ponoć płakał.
Potem tłumaczył nam w Krakowie, że, gdy całuje polską ziemię,
to tak jakby całował ręce rodzonej matki.
O, jak On kochał Polskę!
Papież miał odprawiać Mszę Świętą na Placu Zwycięstwa.
Niech rodzice powiedzą dzieciom na czyją cześć był ten Plac Zwycięstwa?
Ojcu Świętemu to nie przeszkadzało.
Nawet nazwę tę wykorzystał w kazaniu, gdy mówił:
Zwycięstwem, Bracia, jest wiara Wasza!
A myśmy płakali, śpiewali,
My chcemy Boga w rodzin kole... w książce, w szkole!
Nie rzucim ziemi skąd nasz ród!
Ojciec Święty przerywał wtedy i mówił:
Mówcie dalej! Niech słyszą ci z bliska i z daleka…
Boże, co wtedy przeżyli ci panowie cichociemni w pierwszych rzędach i na zapleczu.
Co on powie dalej?
A na koniec Ojciec Święty, jak prorok między niebem a ziemią,
w wigilię Zielonych Świątek wołał:
Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, Tej Ziemi!
I jak piorun trzasnął!
Zstąpił Duch.
To były Zielone Świątki
Polacy się wyprostowali, poczuli się mocni,
podali sobie ręce, będziemy solidarni,
a gdy będziemy wolni, będziemy sobie pomagać,
będziemy szczęśliwi, jak dzieci jednej matki!
Ej Polaczki! Wy tylko tak mówicie.
Potem przyszły czołgi, zrównały wszystko.
Janek Wiśniewski padł!
Zostały tylko krzyże w Poznaniu, w Gdańsku,
ale z kotwicą, z nadzieją.
Pokój Tobie, Polsko, Ojczyzno moja!
Szło nowe!
* * *
Księże biskupie, ale może trochę więcej o tym Papieżu Polaku,
kim był, skąd pochodził, jak się uczył?
Dziadziusowie, babcie, to opowiadajcie o tym dzieciom, wnukom:
To był chłopiec z Wadowic.
Jego tata był żołnierzem, mama nauczycielką.
Karol krótko cieszył się miłością rodziców.
Został sierotą. Był ministrantem w farze.
Modlił się u karmelitów na Górce.
Chodził na kremówki za rogiem.
Był studentem, ale to już czasy okupacji.
Jest w albumach ciekawe zdjęcie:
Taki przystojniak, w studenckiej czapce,
w kurtce samodziałowej, trzyma rękę w kieszeni.
Ja wiem dlaczego. On mówił Różaniec.
Właśnie ten przystojniak, sportowiec, narciarz, wioślarz,
aktor w Teatrze Rapsodycznym, chodził w trepach do kamieniołomów.
Mówił o tym w Krakowie:
I kto by pomyślał, że ten człowiek,
co tędy chodził codziennie w trepach do kamieniołomów,
dziś będzie konsekrował ten kościół.
To ten człowiek szedł w górę potoku, przez wodogrzmoty,
szukając starannie ukrytego źródła.
Znalazł. Został księdzem, wikariuszem w Niegowici.
Kochał młodzież. Upodobał sobie Czarną Hańczę,
gdzie jeszcze pachną czeremchy.
Tam dowiedział się, że został biskupem.
Wujciu, a z kim my teraz zostaniemy?
Nie lękajcie się! Bóg z Wami.
Potem został kardynałem i to różańcowe konklawe.
Ciesz się Matko Polsko, tak sławne dzieci rodząca!
* * *
Dzieciaki kochane. Spytajcie panią od historii,
co to była żelazna kurtyna?
Co to był berliński mur?
Myśmy byli oddzieleni od reszty świata żelazną kurtyną, berlińskim murem.
Myśmy nic nie wiedzieli o tamtych, a oni o nas.
Pytali się naiwni: Gdzie to jest ta Polska? Czy to to samo co Moskwa?
Gdzie się rodzą tacy ludzie, co mają taki rozum,
serce ogromne i ręce takie wielkie, którymi chcą ogarnąć cały świat?
I runął mur berliński, runęła żelazna kurtyna.
Europa miała oddychać dwoma płucami, miała być unią narodów,
jednością serc, wartości zakorzenionych mocno w Chrystusie.
Zdenerwował się ten co ogonem zamiata
trzecią część gwiazd niebieskich.
Plunął śmiercią. A jego
diabły w sercu głupim i niedobrym
rozwiązywały biało-czerwony problem.
(K. I. Gałczyński)
Zabić Papieża!
Była środa 13 maja 1981 r.
Plac Piotrowy wypełniony pielgrzymami.
Pogoda rzymska.
Oczekiwanie.
Eviva Papa.
Ojciec Święty papamobilem przejeżdżał wśród sektorów,
jakby każdego chciał przytulić do serca.
Nagle – strzał! Cisza.
Zerwały się z dachów gołębie.
Zabili Go!
Płacz. Modlitwa. Karetki pogotowia.
Klinika Gemelli. Walka o życie.
Cały świat wołał: Zachowaj nam Go, Panie!
I zachował Go Pan. Przecież to był 13 maja.
Pierwsze objawienie Fatimskie.
A Matka Boża w Morskim Oku zobaczyła zakrwawiony pierścień Rybaka – Papieża.
Wyciągnęła, pobladła, otarła i ocaliła.
Jeden tylko się dziwił:
Dlaczego on żyje, przecież nie chybiłem.
A On był, a najbardziej był wtedy,
gdy odchodził po krawędziach medytacji na Rysach
Wszechmocy osłonięty obłokiem na górze Tabor
budował dla nas namioty szczęścia.
Na Jasnej Górze, po lewej stronie Obrazu
jest biały, papieski pas, ale przestrzelony,
z kroplami krwi. To votum Papieża za ocalone życie.
Kocham cię życie
uparcie i skrycie
kocham cię ponad życie.
(W. Młynarski)
Nie zabijaj tej miłości!
Ojciec Święty coraz częściej chciał być u nas,
chciał u nas odpocząć, ale bezbożni Mu dokuczali.
Pytali – a ile to będzie kosztować? "Chamowie"!
Jaśnieoświeceni mówili: pacierza nas będzie uczył?
A Ojciec Święty widział daleko.
Wiedział, że nie będziemy umieli żyć w danej i zadanej nam wolności.
Bał się, że wolność zamienimy w swawolę,
a ta prowadzić będzie do nowego zniewolenia,
bo demokracja bez przykazań prowadzi do nowego totalitaryzmu.
I stało się i mamy!
Przyjeżdżał do nas jeszcze wiele razy, ale był coraz słabszy.
Podpierał się laską, coraz ciszej mówił.
Potem już nie mógł chodzić.
W ostatniej pielgrzymce, kiedy głosił nam orędzie,
że na ostatnie czasy Bóg zostawił nam swoje Miłosierdzie i prosił nas,
abyśmy mieli wyobraźnię Miłosierdzia,
był już jak Baranek położony na ołtarzu.
Potem widzieliśmy Go w klinice Gemelli,
już nie mógł mówić,
pozdrawiał nas tylko gałązką palmową.
Krzyż przytulał do serca,
odchodził na wzgórze Moria,
składać Ofiarę Bezkresnemu.
Pozwólcie mi odejść do domu Ojca!
Cały Kościół znów błagał:
Zachowaj nam Go, Panie!
W oknie Papieża migotało nocą wątłe światełko.
Cały Kościół modlił się.
Ojciec Święty napisał jeszcze do nas:
Całe życie Was szukałem, teraz Wy przyszliście do mnie.
Dziękuję!
W wigilię Miłosierdzia Bożego,
w sobotę 2 kwietnia 2005 roku, o godz. 21.37 zgasło światełko.
Miłość nam umarła.
Subito santo!
To już pamiętacie.
Chłopaki, nawet te dranie z lekcji religii budzili księży.
Odprawiajcie Mszę Świętą - krzyczeli.
Miłość nam umarła!
Płakali do zniczy, ustawiali je w kościołach,
wzdłuż ulic, płakali. Pogodzili się w sejmie,
kibice na stadionach, ale na krótko.
Potem pogrzeb, trumna na ziemi z desek cedrowych,
jedna róża (ponoć z Polski).
Księgą na trumnie szarpał wiatr,
wreszcie zamknął i Amen.
Subito Santo!
Powoli wg prawa rzymskiego
i porządku germańskiego czekaliśmy tylko sześć lat.
1 maja 2011 roku Ojciec Święty Benedykt XVI
swego Umiłowanego Poprzednika ogłosił – Błogosławionym.
I co dalej? Polacy mają krótką pamięć.
Zapomnieli Papieża – Obrońcę życia.
Janie Pawle teraz przyjdź z mocą jak Błogosławiony,
Słowa swoje zamień w czyn Bóg niech będzie uwielbiony.
Niech zadrży ziemia - zagra róg, bo nic nad Boga i Któż jak Bóg.
Janie Pawle Błogosławiony, jak to się wszystko zmieniło.
Bezbożni stanowią prawa.
Dotknęli drzewa - wiadomości o dobrym i złym.
Człowiek będzie decydował o tym co jest dobre, a co złe.
Dotknęli rajskiego drzewa życia.
O życiu będzie decydował człowiek i tak się wyniszczymy.
Jak nam brak króla, wodza i proroka,
ale nawet z wyschniętych kości wzbudzi Bóg mocniejszego.
I stanie on na współczesnych areopagach jako Świadek Boga i powie:
To mówi Pan: Nie zabijaj! Nikogo i nigdy.
A wy dyskutujecie o aborcji, eutanazji, panowie w rękawiczkach,
którzy uczyniliście z nienarodzonych największy holocaust w historii świata.
Obrońcy życia czy barbarzyńcy?
Nie będę wyliczał polskich grzechów przeciw życiu
wobec świętego Józefa i błogosławionego Papieża, Obrońcy Życia.
Brońcie życia. Księża Czcigodni, Siostry z Nazaretu, Rodzice Czcigodni,
Nauczyciele Kochani brońcie swoim życiem każdego życia.
Brońcie choćby strzępów życia, bo rozdziobią nas kruki i wrony.
Będziemy szukać śladów człowieka, bo oskalpowaną będzie ziemia.
Boję się ludzi bez sumienia.
Boję się rozumnych, a bezbożnych barbarzyńców.
Pracowici ludzie, nie uciekajcie ze wsi,
bo braknie mi chleba czystego na Komunię Świętą i na opłatek wigilijny.
Pozwólcie nam uczciwie żyć, modlić się i pracować,
aż do spokojnej śmierci.
Nie zabijaj tej miłości.
Kocham cię życie, uparcie i skrycie,
kocham cię.
Brońcie życia!
Nie zabijajcie tej miłości!
A mówię to w Kaliszu,
w dniu 1 września,
gdy śmierć się stała.
Tu w szczególny sposób brzmią mi słowa Błogosławionego Obrońcy Życia:
Naród, który zabija swoje dzieci, staje się narodem bez przyszłości.
Wierzcie, że nie łatwo było mi to powiedzieć o moim narodzie.
Kładę przed Wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo...
Będą wybory – wybierajcie!
Patrzcie na znaki czasu, na Eliaszowe znaki.
Najpierw były wichry, burze i nawałnice,
co kruszyły skały, ale to jeszcze nie był Bóg.
Potem był ogień co trawił ziemię,
kamienie i skały, ale i w ogniu jeszcze nie był Bóg.
Dopiero, gdy przyszedł łagodny powiew wiatru tędy przechodził Bóg.
I odmieni się oblicze ziemi.
Minęły wichry i deszcze, ale to na co czekam przyjdzie jeszcze.
Kiedy to będzie? Gdy gołąbka przyniesie oliwną gałązkę,
kiedy ucałują się sprawiedliwość i pokój.
Kiedy naród zniszczy idoli, co plwają na siebie i żrą jedni drugich.
Kiedy twierdzą nam będzie każdy próg!
Kiedy zaczniemy walczyć miłością.
Ale kiedy to się stanie?
Może już niedługo.
Dziś dzieci poszły do szkoły.
Przyjdzie nowych ludzi plemię jakich dotąd nie widziano.
I zaśpiewamy Ojczyźnie Gaude Mater Polonia...
Ciesz się, Matko, Polsko, tak piękne dzieci rodząca...
Ale kiedy?
Kiedy naród zmądrzeje i zaczniemy walczyć miłością.
Brońcie życia!
Kocham cię życie!
To niech się tak stanie!
Amen