2010-11-14
Warszawa, Bazylika Archikatedralna p.w. Męczeństwa św. Jana Chrzciciela

Kazanie do kombatantów, żołnierzy i harcerzy

Podnieście głowy i nabierzcie ducha!

Warszawiacy,
Kombatanci,
Harcerze,
Wszyscy Kochani moi!

W czwartek, w dniu 11 listopada,
wspominaliśmy w modlitwie
dziękczynnej
i obchodach świątecznych
92. rocznicę odzyskania niepodległości
Polski, naszej Ojczyzny.

W najbliższą niedzielę
będziemy czcić Chrystusa,
Króla Wszechświata.

I choć buntują się narody
i przeciw Niemu
knują złe zamysły,
na końcu padnie
przed Nim wszelkie
kolano istot niebieskich,
ziemskich i podziemnych.

Tą uroczystością zakończymy
rok kościelny,
aby z nadzieją rozpocząć Adwent,
czas tęsknego oczekiwania,
aby Chrystus, gdy przyjdzie,
wszystko stało się nowe.

I tak się stanie,
tylko powiedzcie mi, Czcigodni,
dlaczego dziś zebraliście się
w warszawskiej katedrze?
Czy nie wystarczyły Wam obchody
z prezydenckimi kotylionami?

Nie!
Może i piękne są
prezydenckie kotyliony,
ale w nich nie ma duszy!
A nam wciąż tęskno
za biało-czerwoną,
piękną jak ballada szopenowska,
bo ją tkała sama Matka Boska.

...nie zmogą cię bombą ni złotem
i na zawsze zachowasz swą cnotę.
I nigdy nie będziesz biała,
i nigdy nie będziesz czerwona,
zostaniesz biało-czerwona...
najukochańsza, najmilsza,
biało-czerwona!

Tylko już nie płacz,
najukochańsza, najmilsza, listopadowa.

Jestem w warszawskiej katedrze.
To miejsce jest dla mnie
świętą relikwią.
Tu jest moje Betel,
Dom Boży i Brama Niebios.

Więc teraz niech się stanie cisza.

Ciszo, płaszczu Boga
rzucony na ludzkie mrowisko...
Ciszo serca,
ciszo słów,
ciszo Boża - przyjdź!
Spadnij rosą na moje wargi...
daj się połknąć jak Hostia,
ucisz mnie do głębi.
Przyjdź!
Choć zamknięte są drzwi wieczernika,
i obdziel nas swym słowem,
jak bochenkiem chleba.

Tu mówią wieki.
Tu wołał Skarga
do senatorów i króla:
Gdy okręt tonie,
a wiatry go przewracają,
głupi tłomoczki zbiera,
a ku ratowaniu okrętu
nie bieży...

Gdybym zapomniał Ciebie,
Ojczyzno moja,
moje święte Jeruzalem,
niech przyschnie język
do mego podniebienia,
niech uschnie moja prawica,
a Ty, Boże na niebie,
zapomnij o mnie!

Amen!
Za Was i za siebie.

Jadę do Was od Kutna,
od Łowicza i Sochaczewa.
Słyszysz?
Tam bitwa pod Bzurą
i szarża pod Kutnem:

Pełzną czołgi, potwory ze stali.
Nagle z lasu, z lasu przydrożnego
wysypało się wojsko szalone...
Piersi kryte tylko kurtką szarą,
za Ojczyznę w bój poszli, za wiarę!

Jezus, Maria! Boże! Polecieli...
Ojczyzno czuwaj!
O Najświętsza Panno...
Serce przestało bić samo.
Jakieś usta nieprzytomne, smutne,
cicho żalą się bezgłośnie, mamo!

Słyszysz?
Nabierzcie ducha
i podnieście głowy!
Westerplatte się broni!

A potem w kraju runęło niebo.
Tłumy odarte z serca i z ciała
i dymił ogniem każdy kęs chleba
i śmierć się stała...
A tam pod Iłowem
umierał w leśniczówce
generał Wład.
Pisał ostatni list do żony:
Bądź spokojna.
Umieram za Polskę.
Wyspowiadałem się.
Wychowaj syna
na dobrego Polaka.
Twój Wład.

Uwaga! Uwaga!
Przeszedł.
Koma trzy...
Opada i wznosi się jęk...
Ogłaszam alarm
dla miasta Warszawy,
niech trwa!

Mamo, bądź ze mną.
W oczach mi jakoś ciemno,
ja biłem się jak starsi,
mamo, chwal...
Tylko mi Ciebie, Mamo,
tylko mi Polski żal.

Zanim padłeś, jeszcze ziemię
przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku,
czy to serce pękło?

Serce pękło!
Musiało pęknąć.
Wolność miłością się mierzy.

Przechodziłem Podwalem,
przy pomniku Małego Powstańca.
Synku, buty masz za duże,
karabin za ciężki.
Synku, hełm masz za wielki.
To nic,
ale serce mam w sam raz!

Połóż rękę na sercu,
puka?
Puka.
A to Polska właśnie!

Jeszcze Polska nie zginęła,
kiedy my żyjemy!
Drży Ci wtedy serce,
gdy śpiewasz hymn Polski?
Kręci się łza w oku,
gdy śpiewasz "Boże, coś Polskę"?
To dobrze, jeszcze czujesz po polsku.

Kto Ty jesteś?
Czym Twa ziemia?
Czy ją kochasz?
Kocham szczerze!
A w co wierzysz?
W Polskę wierzę!
Naprawdę?

Powstała z martwych
na Twe władne słowo,
Polska - wolności
narodów chorąży.
Pierzchnęły straże,
a ponad jej głową
znowu swobodnie
orzeł biały krąży.

Krąży, naprawdę?
Krąży, ale nie ma gdzie usiąść.

Polsko, póki Ty duszę anielską
będziesz więziła w czerepie
rubasznym,
póty kat będzie rąbał Twoje cielsko,
póty miecz zemsty
nie będzie Ci strasznym!

Żołnierze, kombatanci!
Czy o taką Polskę walczyliście?
Pokażcie swe szlachetne blizny.
A ten krzyż, który pan nosi,
to pana nie zobowiązuje?
Zobowiązuje!
Tak mi dopomóż Bóg!

Powiedzcie to harcerzom.
Oni są Polski zmartwychwstaniem,
młodością i nadzieją.
Przez nich
przyjdzie nowych ludzi plemię,
jakich dotąd nie widziano!

Kiedy?
Kiedy zmądrzejemy!

Niewiele w nas zostało
Boga, Honoru i Ojczyzny.
Odmawiam w samotności
pacierz za Ojczyznę.
Nikt za mną nie powtarza
prośby i wezwania.
Poplątało się nam
białe z czerwonym
jak powróz.
Polsko,
ile Ty mnie kosztujesz?!

Gdy miłość Ojczyzny gaśnie,
wtedy przychodzą czasy
łotrów i szaleńców.

Warszawo, Ty moja Warszawo!
Tak Cię sobie wymarzyłem,
wyśniłem,
jak Matkę rodzoną,
jak tarczę, jak mądrość,
jak wolność nieujarzmioną,
jak miłość dziecięcą,
jak pierwsze kochanie,
kapłańskie pacierze
i moje - wierzę!

Piękna jesteś, Warszawo!
młodości mojej Stolico!
Kocham Cię za kościoły,
za modlitwę dzwonów,
za Drogę Krzyżową w Alejach,
za plac Trzech Krzyży,
za Nowy Świat,
za Krakowskie Przedmieście,
za Matkę Boską Pasawską,
co broni Warszawę nocami,
za pomniki, szpitale,
za metro, tramwaje i mosty,
za solidarność, za ołtarze papieskie,
za szklane domy, pałace,
za uczelnie, przedszkola,
za uczonych i świętych,
za Pragę pocieszną,
za Antka z Czerniakowa
i czarną Mańkę z Mokotowa.

Odeszłaś mi gdzieś,
moja Warszawo!
W siną dal odeszłaś.
Na Wólkę odeszłaś
czy na Powązki?
Co się z Wami stało,
moi warszawiacy?
Zostało mi na moście
kilku rudych, czerwonych
kaprowych, pryszczatych.
To nie z Warszawy!
Patrzyli spode łba,
ramionami ruszali,
spluwali, pytali:
Coś za jeden?
Milczał.

Do prezydenta szły miliony.
Taka byłaś dostojna - Warszawo,
jak matka w żałobie.
Moja słodka Warszawska Pieto!
Krzyż stał i milczał.
Opluli go, piwem zbryzgali,
ubliżali - to jacyś obcy.
Podeszła Magdalena.
Poznała.
Powiedziała...
Płakał.
Ucichło.
Coś szeptali.
Na ziemię padli.
Płakali.

Cóż, warszawski duch uleciał.
Został warszawski tłum,
bez serc, bez ducha,
bez warszawskiej fantazji.
Dokąd to, ludzie, tak was wielu
podąża, do jakiego celu?...
Jak się zwie wasza boleść sroga?
Nie mamy Boga! Brak nam Boga!

KUL pokończyli
za pobożnych pieniądze,
a rozum został maleńki
jak brukselka.

Oliwy wam zabrakło,
moje głupie panny.
Nie wystarczy seksem się malować.
Urody nie ma
i posagu nie ma.
Więc nie będzie wzięcia.

Tam, gdzie mieli rządzić,
sądzić, karać i nagradzać,
kłamią, kradną,
plwają na siebie
i żrą jedni drugich.
Ci też pewnie nie z Warszawy.

Tak mi pociemniało wszystko,
pewnie przez tę szarą jesień.
Nawet jurorzy Chopina nie słyszą,
aż się Chopin połamał i zawrócił.
Kwiaty z krzakami się Wam pomyliły.
I ordery się nam pomyliły.
Krzyż i bagnety krwawe,
to są zaduszki bezbożnych?
Czy za mało nam znaków
- katastrof, powodzi i zabójstw?

Jest tyle sił w Narodzie,
jest taka siła ludzi,
niechże w nie Duch Twój zstąpi
i śpiące niech pobudzi!
Bo kamienie wołać będą!

Ludzie uczeni i szlachetni!
Teraz nie wystarczy mówić,
teraz trzeba krzyczeć.
Obudźcie nasze myślenie,
bo się zacięło.
Kapłani i prorocy,
obudźcie w nas sumienie,
bo stanęło.
Umiemy przepowiadać pogodę,
a znaków czasu czytać
nie umiemy.
Jeśli się nie nawrócimy - zginiemy!
Błogosławiony księże Jerzy,
teraz czas na cuda,
i to nad Wisłą!

Któż jak Bóg?
I nic nad Boga!
Tylko Bóg jest skałą,
za którą się chronimy.
On jest naszym ocaleniem.
Bez Boga nic uczynić nie możemy!

Harcerze Kochani!
Wy macie świeży rozum,
sumienie prawe i czyste serce,
nie wstydźcie się być dobrymi.
Przez Was niech się odmieni
oblicze ziemi, tej ziemi!

Podnieście głowy
i nabierzcie ducha.
Krzyż!
Krzyż Wam przeszkadza?
A Warszawa krzyżami się mierzy.
Synku, trwogi zbądź.
To znak zbawienia.
Płyńmy, bądź co bądź,
Patrz, jak się zmienia.
Wzdłuż i wszerz - wszystko toż samo.
Krzyż - stał się nam bramą.

To jeszcze nie koniec.
Harcerki Warszawskie,
podnieście głowę nad Warszawą!
Zobaczcie!

...wtedy przyszła dziewczyna
i uniosła flagę wysoko,
hej wysoko, ku samym obłokom!
Jeszcze wyżej,
gdzie się wszystko zapomina.

Jaszcze wyżej, gdzie jest tylko sława
i Warszawa, moja Warszawa!
Warszawa jak piosenka natchniona,
najukochańsza, najmilsza,
biało-czerwona!

I niech Polska będzie Polską!
Niech się tak stanie! Amen.

....................................

I powiedzcie mi, Czcigodni,
pod przysięgą żołnierską,
pod przysięgą harcerską:
Czy Wy jeszcze wierzycie w Boga,
Ojca Wszechmogącego,
Stworzyciela nieba i ziemi?
................................
To Bogu niech będą dzięki.
I Wam Bóg zapłać!
Za to więcej Was kocham.
A wyznawanie tej wiary
niech będzie naszą chlubą,
w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.
Amen.