Warszawa, Rynek Nowego Miasta,
Eminencjo, Najdostojniejszy Księże Prymasie,
Czcigodni Bracia w Biskupstwie,
Czcigodni Bracia Kapłani, Siostry i Bracia Zakonni,
Szanowni Państwo sprawujący rządy nad tym miastem i Ojczyzną,
żołnierze, o jak wy potraficie modlić się na baczność,
pielgrzymi i domownicy,
wszyscy kochani moi.
Łacinnik, papieżan, jezuita, duszochwat. Któż to taki? Święty Andrzej Bobola - męczennik, który wczoraj i dziś jako patron metropolii łączy uroczystościami obie strony Warszawy. Dziś dźwigamy jego relikwie i figurę od Krzyża Traugutta na Nowy Rynek Warszawy, gdzie ofiarę życia pod gruzami tego kościoła złożyło 38 Sakramentek, aby żyła Warszawa i aby wszyscy byli jedno.
Kim jesteś i skąd przychodzisz, święty męczenniku? Jestem Andrzej Bobola. Bobola - stary to ród ze Śląska, ród dzielny, nawet awanturniczy. W czasach Henryka Brodatego czterej bracia Bobolowie z okolic Henrykowa trudnili się łotrostwem. Ale byli też Bobolowie, którzy dobrze przysłużyli się Rzeczypospolitej: Wojciech Bobola z Piasków poległ w bitwie pod Smoleńskiem, Zygmunt Bobola z Chorągwi Lubomirskiego poległ pod Wiedniem, Sebastian Bobola był znanym profesorem u jezuitów, a jego stryjeczny brat to właśnie Andrzej Bobola - męczennik święty. W Jezuickiej księdze rezydentów w Bobrójsku 1633 czytamy: Andrzej Bobola lat 41, stąd możemy policzyć, że urodził się w roku 1592, a z innych zapisków dowiadujemy się bliżej, że było to 29 albo 30 listopada. Nie znamy szczegółów z jego życia, oprócz tego, że był wcześniej bierzmowany. W 1606 roku rozpoczął naukę prawdopodobnie w Wilnie, ale łacinę i grekę znał ex penitae. Dnia 31 lipca 1611 roku, 19-letni Andrzej Bobola został przyjęty przez księdza Pawła Boksę do nowicjatu w Wilnie. Zakon ten znany był w Rzeczpospolitej z uczoności i wymagań co do wiary i świętości życia. Napisał wtedy Andrzej Bobola własnoręcznie: "Ego Andreas Bobola minor Polonus" - Ja Andrzej Bobola Małopolanin zostałem dopuszczony do pierwszej próby zakonnej. 31 lipca 1611 zdecydowany z pomocą Bożą wypełnić wszystko, co mu przedłożono, po dobrze przebytej probacji otrzymał habit jezuicki, a w sierpniu rozpoczął Nowicjat. W Nowicjacie wileńskim było wtedy 40 nowicjuszy, a wśród nich Jan Prusinowski z Mazowsza i Maciej Sarbiewski - polski Wergiliusz.
Po skończonej filozofii Bobola uczył w szkołach jezuickich na Warmii w Pułtusku. W stosownym czasie otrzymał tązurę świecenia mniejsze, a święcenia kapłańskie otrzymał 12 marca 1622 roku w niedziele, kiedy w Rzymie odbywała się kanonizacja świętego Ignacego Loyoli - założyciela Jezuitów, Franciszka Ksawerego - Jezuity i misjonarza, świętej Teresy z Avilla i Filipa Neliusza.
W lipcu tegoż roku Ksiądz Andrzej zdawał egzamin ex universa teologia. Trzy opinie negatywne, tylko jedna pozytywna. Nie mógł więc dalej studiować teologii dla stopni naukowych mógł natomiast przystąpić do trzeciej probacji zakonnej. Odbywał ją w Nieświeżu, gdzie rektorem był lwowianin Jan Alantus. A oto opinia o księdzu Andrzeju:Rekolekcje odprawił z pożytkiem, w kuchni wykazał duży stopień uległości, peregrynację żebraczą odbył z gotowością, do nauczania Katechizmu zabierał się ze średnim zapałem, lecz gorliwie pracował na misjach ludowych. Energiczny, zacięty, pobożność, duch modlitwy, pokora, posłuszeństwo, skromność, zachowanie reguł - przeciętne. Wady dotąd niewykorzenione: porywczość, Łatwe wybuch zniecierpliwienia, ledwie przeciętne opanowanie uczuciowości, zbyt silne odzywanie się zmysłowości,
a minister domu - ksiądz Rudziński dopisał jeszcze: słabe panowanie nad językiem. Fizycznie zdrowy, silny, w miarę pobożny, pokorny, skromny i posłuszny przeciętnie. Temperament choleryczno sangwiniczny, małoopanowany, ale bardzo szczery i pełen zapału.
Jednak ksiądz Alantus - bystry i inteligentny wychowawca, próbę ocenił pozytywnie i teraz rozpoczęła się trudna jezuicka praca.
Po roku misji w Nieświeżu, wizytator napisze w protokóle: triumf pracy: 6000 wysłuchanych spowiedzi, 10 z herezji nawróconych, ze schizmy 34 i 40 z kompletnego ateizmu, wielu wątpiących w wierze utwierdził, ze skutkiem pracował nad lichwiarzami, rozbójnikami, skazańcami, wielu ochrzcił, 45 par małżeńskich żyjących bez ślubu połączył sakramentem, świetny kaznodzieja.
Jak to się wszystko zmienia.
Prowincjał warszawski - Michał Ortis prosił wtedy: koniecznie potrzebny nam do Warszawy kaznodzieja dla utrzymania kontaktu z magnaterią, proszę zatem przysłać nam Andrzeja Bobolę
. Niestety, decyzją władz ksiądz Bobola został przesłany do Wilna.
Jest jeszcze w życiu księdza Andrzeja sprawa tzw. uroczystej profesji zakonnej - czterech ślubów jezuickich, żeby być zupełnie całym Jezuitą. I potrzebna jest wtedy opinia co najmniej czterech kapłanów i zgoda samego generała zakonu. Opinia była kiepska. Że choleryk, że uparty, że zapalny, ale wszystko znów skończyło się dobrze i 2 czerwca 1630 roku w Wilnie złożył cztery śluby zakonne jezuickie. Po ślubach ksiądz Andrzej Bobola został skierowany do Bobrujska. Tak pisze o swojej parafii: ludzie tu dobrzy, ale nic nie wiedzą o Bogu, żyją bez Sakramentów świętych a jedyną znaną im modlitwą jest "Gospodi pomiłuj", resztę niedzieli spędzają w karczmie.
A potem ksiądz Bobola jest w Płocku w Warszawie, potem znów w Płocku w Łomży w Pińsku na Polesiu żeby znów wrócić do Wilna... Oj Andrzeju, ale ty miałeś cygańskie życie...
Andrzej Bobola miał już 64 lata. Zawsze zdrowy i mocny teraz zaczął niedomagać. Szanowany przez magnatów i szlachtę, mieszczan i chłopów, znienawidzony przez kozaków - łacinnik, papieżan, duszochwat.
Tu potrzeba nam trochę wiadomości o kozakach. Tak zwana sicz zaporoska - ludność miejscowa i niespokojne żywioły z Rosji, Niemiec, Polski, Mołdawii, uciekinierzy, przestępcy rekrutujący się ze szlachty, chłopów i mieszczan - czuli się tam bezpiecznie, u siebie. Regestry wojska zaporoskiego wynajmowali często królowie polscy, magnaci. Dzielnie spisali się kozacy pod Chocimiem, ale po wyprawie, po zwycięstwie znów wracali do siebie i byli niczyi, ale bardzo niebezpieczni. Chytry car moskiewski Aleksandryj Michajłowicz dał im autonomię i stali się ostoją tronu carów. Kozacy modlili się tak: "Imienia unii żeby nie było, Jezuici żeby nigdy nie byli, a na Ukrainie ni kościołów, ni papieżanów, ni Unitów, ani Jezuitów żeby nigdy nie było. Chmielnicki poddał się pod władzę carską i przysiągł wierność prawosławiu, ale brał pieniądze od rzymskokatolickiej szlachty i wszystko to było bardzo poplątane i coraz bardziej niebezpieczne.
W 1657 roku odziały Rakoczego oblegały Brześć. Watahy kozackie z dziką lubością rżnęły żydów, rabowali dwory, mordowali szlachtę, księży, palili wszystko co polskie. Szlachta pińska poddała się Chmielnickiemu, a ten za pieniądze przyrzekał, że religii katolickiej prześladował nie będzie. Już w maju tegoż roku watahy zajęły Pińsk. Andrzej Bobola i ksiądz Szymon Mafon uciekli z miasta w kierunku zachodnim. W Chorodcu kozacy schwytali Mafona i strasznie zamordowali. W Janowie Poleskim wyrżnięto Żydów i Polaków. Usłużni donieśli kozakom, że Bobola - duszochwat jest w Peredyle. Schwytano go już jadącego na wozie, służący uciekł do lasu, Bobola nie stawiał oporu. Namawiali go i grozili i gdyby wtedy powiedział: wyrzekam się papieżanów i przechodzę na prawosławie - pozwolonoby mu żyć. Jestem Bobola - Kapłan Rzymskokatolicki. Rozebrali go, przywiązali do płotu, skatowali kijami... No jak, przechodzisz ili niet? Nie!!! Zostanę wierny Chrystusowi. Bili Bobolę po twarzy, kopali gdy upadł, wybili mu zęby związali ręce, przywiązali powrozami do pary koni i tak wlekli papieżana 40 kilometrów - do Janowa, nie żałując spisów i nahajek. Święty Andrzeju i ty to wszystko przeżyłeś. W Janowie na rynku postawiono Bobolę i unickiego proboszcza z Janowa przed starszyzną kozacką. Był to dzień targowy, przy rynku była jatka mięsna, szopa Grzegorza Chołowiejczuka. Wciągnęli tam zmaltretowanego księdza Bobolę i rzucili jak zwierze na stół rzeźnicki. W tym zamieszaniu janowianie uwolnili proboszcza Zalewskiego i ukryli go. Kozacy jeszcze raz pytali Bobolę: "czy wyrzekasz się łacinników?" - Nie! Wierzę w jeden święty Kościół Powszechny. Przypalano go ogniem, wbijali mu drzazgi za paznokcie. Aby zdjąć to kapłańskie pomazanie - zdarli mu skórę z głowy i z rąk. Na kształt ornatu zdarli skórę z pleców i z piersi i posypali plwami z olkiszu. Odcięto mu nos i wargi, jeszcze żył... Wyrzekasz się - Nie! - jęknął. Wyrwali więc mu język, wyłupali prawe oko, wreszcie powiesili za nogi jak się świnie wiesza i mówili: "patrzcie jak świerczennik tańczy". Na wieść o zbliżającym się regimencie Naruszewicza kozacy odcięli sznur, Andrzej runął na ziemię, jeszcze żył. Dowódca dobił go dwoma cięciami szabli i wataha uciekła z Janowa.
Ocalony proboszcz Zalewski rozpoznał ciało Boboli. Janowianie przenieśli męczennika na plebanię, okryli prześcieradłem, zanieśli do kościoła. Powiadomieni o strasznej śmierci, Jezuici pińscy przysłali dwóch braci. Ci zmasakrowane ciało Andrzeja ubrali w habit i nocą przewieźli do Pińska. Klerykom i parafianom nie pozwolili oglądać strasznie zamęczonego. Na prostej trumnie był napis: Pater Andreas Bobola Societas Jesu
, a w księdze zmarłych napisano tak: Ojciec Andrzej Bobola, 16 maja 1657 roku strasznie zamordowany w Janowie
. Następne najazdy kozackie na Pińsk, ucieczka Jezuitów - odsyłały w niepamięć śmierć Andrzeja i setek innych zamordowanych. Umierali świadkowie męczeństwa Boboli, odszedłby pewnie Andrzej Bobola w zapomnienie, ale odtąd dzieją się rzeczy niezwykłe.
W 1700 roku rektorem kolegium pińskiego był Ojciec Marcin Godebski - człowiek uczony, energiczny, świetny administrator. Tego wieczoru, 16 kwietnia modlił się długo wreszcie we śnie, czy na jawie pokazał mu się nieznany Jezuita i powiedział: "Jestem Andrzej Bobola, niech się ksiądz rektor nie truduje, ja sam o to roztoczę opiekę nad wami tylko odnajdźcie moje ciało!". Nikt już w klasztorze nie wiedział o jakimś Boboli. Nie było nawet księgi umarłych - wyrzucili ją kozacy z papierami. I znów rzecz niezwykła. Niejaki Józef Szczerbicki - mieszkaniec Pińska, znalazł na śmietniku księgę umarłych. Zabrał ją do domu dlatego, że była w skórę oprawiona. Teraz, gdy szukano trumny świętego Andrzeja Boboli zgłosił się do rektora i przedłożył ocalałą księgę zmarłych. Odczytano łacińską notatkę: ojciec Andrzej Bobola 16 maja 1657 roku najokrutniej zamordowany w Janowie przez podłych kozaków, rozmaicie dręczony, wreszcie obdarty ze skóry, pochowany pod wielkim ołtarzem tego kościoła.
Znaleziono trumnę, otwarto ją i znów szok! Bo przecież to pińskie błota, kościół kilkakrotnie w piwnicach zalany, zagrzybiony, a po czterdziestu pięciu latach ciało było nietknięte, choć ze wszystkimi znakami męczeństwa. Zbutwiały szaty, więc owinięto ciało w nowe prześcieradło i położono na nim ornat. Odtąd już nie ustawały pielgrzymki do grobu męczennika, a cudem było i to, że prawosławny klęczał obok łacinnika, Ukrainiec obok Polaka, karmazyn z chłopem i prośby mieli te same. Starania o beatyfikację trwały 142 lata. Dlaczego? - Rozbiory, powstania, kasata Jezuitów, rzymskie wątpliwości czy Bobola umarł za wiarę. Papież Pius IX beatyfikował Ojca Andrzeja Bobolę w roku 1855, 30 października. I znów cuda!
Caryca Katarzyna nakazała przenieść ciało Boboli z Pińska do Płocka bo i mnisi prawosławni i błachoczestne pospólstwo czciło relikwie łacinnika. Z Petersburga przybyła komisja rządowa, aby zbadawszy mumię pokazać jak to poliaczki produkują swoich świętych. Wszędzie się może to zdarzyć, ale jednemu z gorliwych komisarzy spadła z sufitu cegła na głowę. Proboszcz Sinicki przyniósł szybko chustę do zawiązania rany, ale komisja już się zwinęła stwierdzając, że z tymi łacińskimi świętymi to nie ma żartów. I tak było do rewolucji bolszewickiej. W 1919 roku na żądanie mas pracujących miast i wsi Kreml podjął decyzję o ponownym zbadaniu mumii. Sprzeciwiał się temu stanowczo arcybiskup Jan Cieplak, jednak kadeci Armii Czerwonej zrobili to sami, aby udowodnić obywatelom, że duchowieństwo utrzymuje ich pod władzą religijnego oszustwa. Wkroczyła komisja czereswyczajki z naczelnikiem Nosarzem, z lekarzami. Wyjęto trumnę, postawiono ją pionowo, uderzyli kilka razy o ziemię, aby szczątki się rozsypały... Nie rozsypały się. W protokóle komisja zapisała: ekspertyza lekarska stwierdza, że trup ten nie uległ rozkładowi, gdyż uległ procesowi mumifikacji.
Ale pięknie, bardzo pięknie. Ciało z trumienką zabrali bolszewicy do muzeum medycznego w Moskwie, a uczony radziecki, archeolog stwierdził: trup ten zawdzięcza swoje dobre zachowanie właściwościom ziemi, w której się znajdował.
Innych danych historycznych nie stwierdzał. Andrzeju przemów wreszcie do tej ciemnoty.
Po rewolucji w Rosji narastał śmiertelny głód. Papież Pius XI wysłał do sowietów misję dla ratowania głodującej ludności, wśród misji byli dwaj amerykańscy Jezuici - Galagera i Walsh. Oni to właśnie po konferencji z ministrem Czeczerninem, otrzymali zgodę na przywiezienie relikwii do Rzymu, byle nie przez Polskę. W maju 1924 roku złożono ciało Andrzeja Boboli w Kościele Il Jesu w obecności ambasadora przy Stolicy Apostolskiej - Skrzynieckiego oraz posła przy Kwirynale - Zalewskiego.
Błogosławiony Andrzej Bobola obronił Warszawę przed bolszewikami w roku 1920. Część jego relikwii - odciętą rękę i relikwie Władysława z Gielniowa były wtedy wystawione na placu zamkowym, a cud stał się z 15 na 16 sierpnia. A teraz już same cuda. Dwa uzdrowienia - spalone wnętrzności przez silne naświetlenie promieniami Rentgena, rak trzustki uleczony natychmiast, tysiące wotów dziękczynnych. Kanonizacja błogosławionego Andrzeja Boboli miała miejsce 17 kwietnia 1938 roku w bazylice na Watykanie a w dniach od 9 do 11 czerwca, relikwie uroczystym pociągiem wracały do Warszawy. Klękała Polska. Gaude Mater Polonia. Jeszcze nie koniec. Podczas wojny, tuż przed kapitulacją uderzył pocisk w kaplicę kolegium jezuickiego przy Rakowieckiej, ranił celebransa, obecnych i rozbił Tabernakulum. Trumienka ocalała. Przewieziono ją z niebezpiecznymi przygodami do kościoła Jezuitów na Świętojańską. W czasie powstania, gdy płonęła Katedra i runęła wieża kościoła Jezuitów krzyż i relikwie świętego Andrzeja powstańcy przenieśli od Jezuitów do podziemia kościoła Dominikanów przy ulicy Freta. Sztukasy obróciły kościół Dominikanów w zwał gruzów, ale krucyfiks i relikwie ocalały. W styczniu w czterdziestym piątym roku przeniesiono je znów do kaplicy OO. Jezuitów przy Rakowieckiej, ale mówienie o świętym Andrzeju Boboli uważano wtedy za propagandę przeciwko władzy ludowej. Dziś relikwie Męczennika - Patrona metropolii są w głównym ołtarzu górnego kościoła w Sanktuarium Świętego Andrzeja Boboli. Oby na wieki.
I na cóż wam Warszawianie dzisiejsza uroczystość? Jest maj, Warszawa chce żyć, chcą się ludzie bawić, a wy chodzicie z trumnami. W Gnieźnie, w Krakowie, w Łowiczu, w Warszawie.
Święty Wojciechu, Święty Stanisławie, Święta Wiktorio z Łowicza, Święty Klemensie Dworzaczku, Święty Władysławie z Gielniowa, Unici z Fratulina, Traugucie i Sługo Boży Księże Jurku z Żoliborza! Gdybyście mieli trochę tolerancji, gdybyście mieli trochę dyplomacji, gdybyście potrafili ze współczesnymi negocjować, iść na kompromis, moglibyście wszyscy żyć. Czy to ważne czy się jest Chrześcijaninem, Rzymskokatlikiem, czy poganinem. A czy to jest ważne czy jest się Katolikiem, heretykiem czy sekciarzem? Przecież to jest duch ekumenizmu. Każdy ma prawo do swojego sumienia i do swojej wiary. Czy nie można się ułożyć z carem, czy z tym który wierzy inaczej? Można. Tylko powiedz mi kim ty wtedy jesteś? Ja jestem Romuald Traugutt, Ja jestem Andrzej Bobola - Kapłan Katolicki. A czy to takie ważne, czy to mnie obchodzi? Można zakamuflować i orła i koronę i biało czerwoną, można schować krzyż i świecić tylko dewizką w telewizji. I będą wtedy Europejczycy bić brawo! Wiktor! Zwycięzca! Postępowy! Oświecony! I będzie mi dobrze. Zachowam dla siebie życie, mogę zmieniać orientacje, wyznania, legitymacje, ale stracę wtedy twarz, stracę swoja godność i zapomnę kim właściwie jestem. Ja jestem Romuald Traugutt, Ja jestem Andrzej Bobola - Kapłan Katolicki. Mocarni nienawidzą tych, którzy się im sprzeciwiają, ale gardzą tymi, którzy się im liżą. Naród, który nie ma męczenników traci swoją godność, traci swoją tożsamość, zapomina kim jest. Muszą więc z prochów powstać ci, którzy powiedzą: Ja jestem Romuald Traugutt, Ja jestem Andrzej Bobola, Ja jestem Wojciech, Ja jestem Stanisław, Dworzak jestem, Ładysław z Gielniowa, Ksiądz Popiełuszko ze wsi. Aleś ty uparty księże Andrzeju - papieżanie, łacinniku i duszochwacie. Ale to przecież jeszcze nie ostatni twój cud? Nie! To uczyń go teraz, abyśmy byli jedno! Powiedz! Tak czy Nie? Nie! - Rozumiem.
Amen.