Warszawa, Bazylika św. Krzyża
Kochani moi!
Po przeczytaniu dzisiejszej Ewangelii,
która jest fragmentem Modlitwy Arcykapłańskiej
z Ostatniej Wieczerzy,
nie ma człowiek odwagi mówić homilii.
Każde bowiem ludzkie słowo
będzie niewspółmierne do tej modlitwy.
Wypowiedział ją mój Pan.
Wypowiedział ją przed swoją męką i śmiercią:
Ojcze spraw, aby wszyscy byli jedno!
Tę modlitwę chciałbym powtórzyć z całym Kościołem.
ale jako modlitwę już wysłuchaną i spełnioną.
To powinno być moim radosnym orędziem,
moją dobrą nowiną dla was wszystkich.
A przecież wiem. że tyle rodzin pośród was płacze
po tragedii "Heweliusza"
- więc z wami płaczę.
Bóg niech będzie wam pociechą.
I cóż mi z tego, że wiem, ile kosztowała
inauguracja prezydenta Stanów Zjednoczonych,
jeśli w Somalii umierają ludzie z głodu
i nikt nie przywróci im nadziei.
I cóż mi z tego, że udała się nowa runda
operacji "Pustynia" w Iraku,
jeśli giną na niczyjej ziemi wypędzeni Palestyńczycy.
Po cóż galowe przyjęcie dyplomatów świata
u Ojca Świętego,
jeśli ci sami patrzą obojętnie
na bratobójczą wojnę Chorwatów i Serbów.
I nie wiem, czy w tym świecie nafta jest ważniejsza, czy człowiek?
Jak w tym kontekście wydarzeń
tragicznie brzmi wołanie Chrystusa:
Ojcze, spraw, aby wszyscy byli jedno!
Ten tydzień jest tygodniem modlitw
o jedność chrześcijan.
I dobrze, że ludzie się modlą,
ale czasem mi to wygląda na kuszenie Pana Boga.
Wszyscy mówimy: Ojcze nasz...
Wszyscy mówimy: Jeden jest Pan, jeden jest chrzest i jedna jest wiara.
To dlaczego my
- wybrani, powołani i umiłowani przez Chrystusa,
chrześcijanie,
tak dobraliśmy się aż do Jego przebitego serca,
z którego zrodził się jeden Kościół,
i tak rozdzieramy go na strzępy?
I tak sobie tłumaczymy:
Bo my zachowujemy najstarszą tradycję - jesteśmy prawosławni.
Bo nam wystarczy wiara w Ewangelię - jesteśmy ewangelicy.
Bo z nami jest Piotr,
a tam gdzie jest Piotr,
tam jest Kościół
- powszechny, apostolski.
I tak ładnie Panu Bogu mówimy, żeśmy bracia rozłączeni.
To świat o nas powie, jak kiedyś powiedział,
że jesteśmy:
kacerze, heretyki i schizmatyki, innowierce i wiarołomce.
bośmy Boga scudzołożyli w sercach swoich
przez niewierność i przez zdradę.
Modlicie się, abyśmy byli jedno,
a dziś Paweł nas pytał:
a czy Pan Bóg nas rozdzielił?
Przewrotni,
rozdzieracie Szatę Całodzianą na trzy części.
rzucacie o nią losy.
Szarpiecie Ciało na sztuki.
Niesłusznie oskarżali nas, żeśmy podpalili Rzym.
Ale słusznie nas oskarżą, żeśmy podpalili świat.
Mieliśmy ocalić świat dla Chrystusa.
Mieliśmy być świadkami Chrystusa
w Jeruzalem, w Samarii, aż po krańce ziemi,
a będziemy winni niewiary tego świata
i poniesiemy winę za gorszenie maluczkich.
Tu nie wystarczy wołać: Panie, zjednocz nas!
Nam się trzeba nawrócić.
Nam trzeba się przed Bogiem i przed światem wyspowiadać!
Trzeba nam prosić o przebaczenie.
I przekazać światu znak pokoju.
Ale niech biskup powie coś dobrego o nas,
cośmy zawsze byli wierni Chrystusowi
i Kościołowi - Matce naszej.
Chcę wam mówić to, co powiedział Chrystus.
Do was, którzy jesteście wierni:Już was nie nazywam sługami,
.
nazywam was przyjaciółmi
Czy mogę wam powiedzieć większy komplement?
Być przyjacielem Boga.
To my tacy jesteśmy.
Też jesteście podzieleni.
Mówicie: my jesteśmy od Kefasa,
my od Pawła,
my od Apollosa.
Nie.
Wszyscy jesteście Chrystusowi.
On każdego z nas zapyta po imieniu:
Piotrze, czy ty mnie kochasz więcej niźli tamci?
I odpowiedź jest odpowiedzią wiarołomności Kościoła,
Każdego z nas.
Odpowiedź na to pytanie jest znakiem,
czy ja naprawdę jestem Chrystusowy.
Czy jestem kacerz.
To nie jest obojętne też,
czy ja jestem wyznawcą Kriszny, Mahometa, Buddy.
To nie jest obojętne,
czy ja jestem prawosławny, ewangelik czy katolik.
Trzeba odpowiedzieć na pytanie Chrystusowi wprost:
czy ty miłujesz Mnie z całego serca,
ze wszystkich sił?
Czy ja jestem wierny pierwszej miłości?
Czy też jestem schizmatyk? Oddzielony.
A kto nas rozdzielił?
Grzech nas rozdzielił.
I czujemy to rozdzielenie w rodzinie ludzkiej,
w państwach, w parlamentach, w rządach,
w rodzinach i w sercach swoich.
Jesteśmy rozdzieleni.
Dlaczego więc mnie ludzie pytają o chrześcijańskie wartości.
Nie wiesz, co to jest?
Nie znasz ich?
Nie wierzę.
Tylko usprawiedliwiasz siebie.
Jesteś rozdarty w sercu swoim.
Szukasz usprawiedliwienia, boś niewierny Bogu.
Czy spełni się kiedyś modlitwa Chrystusa:
aby wszyscy byli jedno?
Tak.
Stanie się jedna owczarnia i jeden Pasterz.
Kiedy to będzie?
On tylko wie.
Ja tymczasem w tym świecie, który jest ponury,
aby nie popaść w zwątpienie,
uciekam się do bajki, którą znam od dzieciństwa.
Opowiem ją sobie.
Posłuchajcie z cierpliwością.
Tak jak się zaczyna bajka:
Dawno, dawno temu,
był taki kraj,
w którym ludzie byli szczęśliwi, choć byli biedni...
Za górami, za lasami,
pośród wielu źródeł, które dawały początek rzekom,
było jedno, które ludzie nazwali - niebieskie.
Chodzili więc do niebieskiego źródła,
nabierali wody czystej w naczynia
i przechowywali ją troskliwie,
bo kto obmył się tą wodą,
miał piękne oczy, rumianą cerę,
nie starzał się
i był szczęśliwy.
Niestety do tego kraju
przybył kiedyś z daleka czarnoksiężnik.
I przywiózł ludziom pachnącą wodę.
Zachwyceni mieszkańcy tego kraju
kupowali pachnidła,
namaszczali się,
a ponieważ spostrzegali, że słabiej widzą,
że się starzeją,
że nie są rumiani,
kupowali pachnideł coraz więcej.
Ludzie zarabiali dużo pieniędzy,
bo czarnoksiężnik zbudował fabrykę sztucznych pachnideł.
Malowali się pachnidłami
na żółto, na sino, na zielono, na czerwono, w kropki, w paski.
Zakładali więc kluby.
łysych, rudych, zezowatych, jąkałów.
I zwalczali się wzajemnie.
Sądzili się łysi z rudymi,
zezowaci z jąkałami,
malowani z białymi.
A z tego wszystkiego cieszył się czarnoksiężnik.
Nawet pobudował im oddzielne szkoły.
oddzielne kościoły, teatry, kawiarnie
- byle się kłócili.
I życie w tym kraju stało się nieznośne.
Zapomnieli ludzie o niebieskim źródełku.
Ale była w miasteczku samotna starsza Pani,
o dziwnie pięknych oczach i szlachetnych rysach.
Nie używała sztucznych pachnideł czarnoksiężnika.
Opowiadała tylko dzieciom, że było niebieskie źródełko
i woda z niego dawała ludziom szczęście.
I ludzie byli piękni.
I byli szczęśliwi.
Dzieciaki odszukały miejsce źródełka.
Znalazły.
Było zarośnięte, zaśmiecone.
Ale oczyściły je
i znów zabulgotała woda.
Gdy dorośli cuchnęli pachnidłami czarnoksiężnika
- byli smutni i starzeli się,
dzieciaki, które piły wodę ze źródełka.
były zdrowe i tryskały radością.
Wszystkie miały skrzące oczy i rumiane buzie.
Śpiewały piosenki, dzieliły się chlebem,
oblepiały wszystkich czerwonymi serduszkami
i pozdrawiały się nawzajem: się ma!
Ucieszyła się tym starsza, piękna Pani
i myślała sobie:
- Jeszcze kiedyś w tym kraju będą ludzie szczęśliwi.
Będą żyli długo
i będą się kochali.
I ja tak wierzę.
I ja taką mam nadzieję.
Amen.
Niech się tak stanie.