1991-07-14
Warszawa, Bazylika św. Krzyża

15. niedziela zwykła

Am 7,12-15, Ef 1,3-14, Mk 6,7-13

Wakacyjne zamyślenia

Upalny jest lipiec tego roku.
Przez życzliwość kolegów
i dobroć zmartwychwstanek,
jestem w Dębkach nad morzem.
Blisko stąd do Wejherowa,
do Matki Boskiej w Swarzewie,
do Pucka,
do Karwi
i na Hel.
Taki zwykły jest tu świat:
niebo, morze, plaża,
wioska, ludzie,
wschody i zachody słońca...
Wystarczą jednak,
aby człowiek się zadziwił
i zobaczył
wody wzburzone i wody ciche,
i usłyszał
rozmowy gwiazd na gałęziach zielonych,
aby mógł dotknąć kolorów tęczy,
serca motyli przytulić,
wiatr za włosy potargać,
piasek do ręki przesypać,
okręty co dzień liczyć od nowa,
uprzedzić zachody słońca
i pacierze wieczorne,
nad Bałtykiem pochylić się z miłością.
Grzechy tu słychać przez radio
te same.
Ale tu można też usłyszeć
w kaszubskim akcencie:
- Ty, a dlaczego tak przeklinasz,
czyżbyś do Komunii nie był dopuszczony?
Chłopcy z Helu,
skaczący zgrabnie z falochronu do morza
- nie zapomnę wam tego kazania.
Tu można zobaczyć
ciężką pracę rybaków,
którzy w ciszy... nie przeklinają.
Dziękują Bogu za szczęśliwy powrót z morza.
Tu można się ucieszyć
odpoczynkiem studentów,
którzy modlą się na plaży
i bawią w piasku jak dzieci.
Tu można się napatrzeć na cierpliwość ojca,
co oswaja swoje dzieci z wód ogromem.
Tu przy' zachodzie słońca zobaczysz zakonnicę
ze łzami w oczach w żalu,
że wakacje już się zaczęły,
więc się muszą skończyć.
Tu można zobaczyć księdza Wasiaka
- legendę Dębek -
z laską, boso i z różańcem.
Tutaj można uwierzyć,
że kiedyś my wszyscy
staniemy przed Panem
w nagiej prawdzie.

A czasem trzeba zamknąć oczy,
nie widzieć
i nie słyszeć
grzechu dzikich ludzi.
I popatrzeć w siebie.
Jaki ja jestem niemrawy,
jaki niezdarny,
ospały w ruchach,
leniwy w pływaniu,
i zaśniedziały w myśleniu
- o moim wielkim Panu.
Idę wtedy nad rzekę Piaśnicę
- co niegdyś była granicą Rzeczypospolitej -
i mówię kazanie do ryb.
(Tu jeszcze są ryby.)
Dlaczego do ryb?
Bo one jeszcze potrafią słuchać.
Ludzie już nie słuchają.

Ryby moje kochane, słuchajcie!
Słuchajcie,
płotki,
szczupaki,
flądry,
makrele,
dorsze,
węgorze.
Czy wiecie, że tu u nas był Wielki Rybak?
Piotr naszych czasów.
A czy słyszałyście, co do nas mówił?
Tak.
Mówił nam dziesięć przykazań.
Ale źli mówili
- jaki on zacofany.
Czy nie ma nam
nic innego do powiedzenia?
Pacierza będzie nas uczył?
A ile nas kosztuje ta jego podróż?
Ryby moje,
czy u was też tak jest?
Gdy zapraszasz gościa,
to wymawiasz mu
ile obiad kosztował?
Nie!

To patrzajcie, ryby moje, jak schamiał człowiek.
Czy my bylibyśmy Polską,
gdyby nie On?
Czy modlilibyśmy się po polsku,
gdyby nie On?
Ile On dla nas uczynił!
Przecież myśmy Mu za to
jeszcze nie podziękowali.
Krótką pamięć mają ludzie.
Przypłyń, złota rybko.
Ty umiesz rozmawiać z Wielkim Rybakiem.
Powiedz Mu,
że myśmy zrozumieli Jego naukę.
My kochamy Polskę tak, jak On.
Powiedz Mu, złota rybko,
że ci, co źle mówią,
to nie są z tej Ojczyzny
i nie kochają jej jak matki.
Rybki moje kochane!

Jeśli człowiek zachowa prawo Boże,
to i rzeki będą czyste,
i człowiek się ostanie.
Jeśli człowiek odrzuci prawo Boga,
potrujemy się wszyscy grzechem
i umrzemy.
Nie umrzemy
Ja też tak wierzę, ryby moje kochane!
Ten świat, który będzie,
będzie światem czystych rzek,
mnóstwa ryb,
dobrych ludzi
i wielkiej chwały Boga.

Tu w Dębkach
wystarczy otworzyć okno,
aby usłyszeć modlitwę ptaków
i razem z nimi śpiewać chwałę Bogu.
Ptaki Boże, ptaki moje,
sfruńcie do mego okna
gile, skowronki, kosy, dzięcioły,
czaple, kaczki, gęsi
i sójki zza morza.
Czy wy wiecie, kto chleb nam rozmnożył,
aby starczyło dla ludzi i dla was?
Czy pamiętacie, kto otwiera rękę
i karmi nas do syta?
Ptaszyska moje kochane,
dlaczego teraz tak cicho śpiewacie
Bogu dziękczynienie?
Coraz mniej nas, człowieku!
Wy, ludzie, siebie i nas zabijacie.
I trujecie nas.
Gniazda nam niszczycie.
Hałasujecie tak strasznie,
że nie możemy piskląt uczyć
piosenek dla Pana Boga.

O biały orle nasz!
Czy ty będziesz miał siłę
porwać nas ku wyżynom?
Czy my musimy wciąż grzebać w śmieciach
jak niewolnicy i niewolników syny?
Czy my, wciąż mamy być skłóceni i szukać padliny,
a nie zdobędziemy się na nic szlachetnego
i nie wzbijemy się ponad opary zgnilizny,
aby ujrzeć świat z wysoka?
Ptaku nieujarzmiony,
czy ty wiesz, czyją nosisz koronę?
Tak, królewską.
Więc leć nad Warszawę, gdzie był cud nad Wisłą!
leć nad Jasną Górę Zwycięstwa,
tam, gdzie Papież, tam, gdzie młodzież,
tam, gdzie Polska zawsze wolna,
tam, gdzie Polska się przemienia
i skąd ciągle wraca lepsza.
I poszybuj wysoko, wysoko aż ku obłokom,
aż tam, gdzie słońce,
i zwal się z niebem,
z białym obłokiem,
z deszczem, z piorunem, z potokiem
- i odnów oblicze tej Ziemi!
Niech się człowiek odmieni!
I niech przyjdzie ludzi plemię
z orlim wzrokiem
i spojrzeniem
w nadzieję!
Tu tylko mi wilczur nocą przeszkadza.
Dobre psisko, ale głupie.
Dlaczego na mnie szczekasz?
Dlaczego mi ubliżasz,
ty wstrętny Chetyto?
Boś klecha.
Boś czarny.
Boś nietolerancyjny.
Boś klerykalny.
Wciskasz się
do rządu,
do radia,
do szkoły,
do wyborów,
do sądu.
Wilku z Gubbio
- co ty szczekasz?
I ty masz taką krótką pamięć?
Przecież wziąłem cię z drogi,
bezdomnego i porzuconego.
Umyłem cię,
nakarmiłem cię,
wyleczyłem twoje rany,
zbudowałem ci budę
i żywiłem cię.
Dlaczego teraz szczerzysz na mnie zęby?

Byłeś wiązany na łańcuchu
- a ja dałem ci wolność.
Byłeś traktowany jak pies
- ja przyjąłem cię jak przyjaciela.
Byłeś bity, kopany i zamykany
- ja dałem ci cały swój dom.
Dlaczego teraz na mnie szczekasz?
Czy cię ktoś zaczarował?
Czyś ty się wściekł z gorąca?
Czyś ty stracił resztę swego psiego honoru?
A ja myślałem, że ty masz węch dobry
i trochę lepszą pamięć.

Wybaczcie mi, kochani.
To takie wakacyjne zamyślenia.
(Kto słucha, niech rozumie.)
Trzeba czasem uciec z Warszawy.
Uciec z Łowicza.
Uciec od ludzi
do złotej rybki,
do orła białego
i do szczekającego wilka,
który się jeszcze nawróci
i będzie wierny
jak pieg.

Kochani moi!
Żniwiarze moi kochani!
Ja się tu zamyślam nad morzem,
a wy ciężko pracujecie.
Pojadę do was na trochę
do Wału,
do Świeryża.
Tylko wy się nie zamartwiajcie,
że nikt waszego chleba nie chce kupić.
Czy nie pamiętacie
lat tłustych
i lat chudych?
Tylko Pan Bóg wie, co będzie.
Wy jesteście tylko siewcami i żniwiarzami,
a Pan jest właścicielem chleba.
Nauczyciele kochani,
odpocznijcie trochę.
Dzieciaki moje!
Łapcie słońce!
Wróćcie lepsi.
Wszystkich was proszę,
odpoczywających
i pracujących,
nie spuszczajcie głowy.
Zobaczcie! Jest niebo!
Są cudowne zachody słońca.
A życie tak szybko ucieka.

Przyjdą kiedyś takie wakacje.
Trzeba przyjechać nad morze
i przepłynąć na drugi brzeg,
gdzie nie będzie już zachodów słońca
i zostanie nam
wieczne Bogiem zamyślenie.
Amen.