1985-09-08
Warszawa, Bazylika św. Krzyża

23 niedziela zwykła

Iz 35, 4-7, Jk 2, 1-5, Mk 7, 31-37

Jesteście radością i nadzieją naszą

Kochani moi!

W dzisiejszą niedzielę
przypada święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny,
które to święto po polsku nazywamy
świętem Matki Boskiej Siewnej.
Pora siać - Matka Boska chłopom przypomina.
Dzisiaj w kościele poświęca się ziarno,
aby z modlitwą i nadzieją wrzucane w ziemię,
przyniosło plon stokrotny.
Lubię to święto, bo jest świętem siewów i świętem nadziei,
bo mój Bóg i Ojciec jest tak dobry,
że daje wszystkim pokarm we właściwym czasie
i dobrocią swoją chleb rozmnaża,
aby starczyło dla ptaków niebieskich
i dla wszystkich, którzy codziennie proszą Ojca w niebie:
Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj.

Dzisiaj jest druga niedziela września
i pierwsza w nowym roku szkolnym 1985/86.
Pora siać. Rozpoczęła się szkoła.
Dzieci rozpoczęły naukę w szkole i na katechizacji
spowiedzią i komunią świętą.

Pierwszakom poświęcaliśmy tornistry i pomoce szkolne.
Śliczne są dzieciaki z klas pierwszych
i mamy takie dumne, że prowadzą do szkoły swego ucznia.
Wszyscy są świąteczni.
Uczeń z tornistrem, a w nim pierwsze mądrości:
książki, czyste zeszyty,
piórnik z gumką, kredkami i temperówką,
i kanapka od mamy na drugie śniadanie podczas długiej przerwy.
Wszystkie pierwszaki ciekawe: która pani będzie nas uczyć?
Czy uśmiechnie się do mnie? Czy zapyta, jak się nazywam?
Czy zauważy, że mam nowe kokardy?
Potem pierwszy rysunek, pierwsze litery i pierwsza piątka,
pierwsze radości, pierwsze rozczarowania i pierwsze obowiązki.
Klasy starsze znają już całą szkołę:.
gdzie szatnia, gdzie świetlica,
gdzie sala gimnastyczna, gdzie boisko.
Wiedzą, która pani jest dobra, która się złości,
która sprawiedliwa, która wymagająca
i każdej nadali już imię.

My, starsi, we wrześniu wspominamy ze smętkiem dziecięce lata i naszą szkołę.
Dla wielu z nas były to trudne dni.
Dla wielu szkoła była niedostępna,
dla wielu była tylko marzeniem.
Książka była skarbem, tajemnicą.
Polska książka była narażeniem życia.
Mowa polska była przestępstwem.
Tajne komplety - wyrokiem skazania na obóz i śmierć.
Wtedy twierdzą był nam każdy próg,
a mowa polska była mową matki,
a pacierz po polsku bohaterstwem dzieci z Wrześni.

Minęły tamte czasy. Książki trafiły pod strzechy.
Szkoła stała się bliską sąsiadką wszystkich dzieci.
Patrzymy z nadzieją na dzieci idące do szkoły.
Wielu nauczycieli liczy: ile to już lat w tej szkole?
Ilu już mam swoich wychowanków?
Ja też we wrześniu wspominam moich kochanych nauczycieli
i modlę się za nich głośno.
Wspominam koleżanki i kolegów z klasy i szukam ich pamięcią.

Marysiu, nasza solistko z Rudek, ty już na pewno jesteś w niebie,
a Sławek tak ci pięknie urósł!
Antosiu z Gostynia, ty w niebie pewnie mówisz po łacinie,
bo byłeś z łaciny lepszy niż z polskiego.
A czy wy o nas czasem pamiętacie?
Wspominam moich uczniów,
tych najmłodszych - z Krośniewic, z Legionowa,
z Grochowa i z Bielan,
z Katedry i z Żoliborza.
Nie poznałbym was pewnie.
Wiem, że niektórzy z was tak pięknie urośli.
Wspominam was wszystkich z wakacji w Rytrze, w Olecku,
ze Studzianny i z Kościeliska,
z wycieczek rowerowych i pieszych wędrówek.

Czy pamiętacie, ile radości dawał nam Bóg?

Baśko z workiem dowcipów,
Ulko z gitarą, kucykami i pełna piosenek,
Mariolko i Boguśko z kazaniami,
Krzyśku z długą spowiedzią na sosnowym pniaku,
Zdziśku z wierszami przy księżycu,
Sławku z pogodnych wieczorów.
Wołam czasem do was głośno wierszem księdza Twardowskiego:
Czekam na was, najdrożsi, z każdą pierwszą gwiazdką -
z niebem betlejemskim, co w pudełkach świeci -
z barankiem wielkanocnym - bez was świeczki gasną -
i nie ma żyć dla kogo.

Cieszę się wami, którzy macie rodziny.
Cieszę się tymi, które są siostrami.
Cieszę się tymi, którzy są w seminarium,
Jestem spokojny, że ktoś z was mnie zastąpi.
Zosiu, wiem, że jesteś dobrą mamą;
Joasiu, cieszę się twoimi koncertami za granicą;
Anko, sprawiłaś mi radość twoim doktoratem.
Krzyśku, gratuluję ci stopnia pułkownika;
a ty, Rysiek, jesteś milicjantem?
Stasiu, dobrze, że zostałeś na gospodarstwie.
Tylko nie zróbcie mi wstydu.
Zawsze będę was pytał,
czy teraz więcej kochacie Chrystusa niż na maturze?

Pamiętam was wszystkich, z dużymi problemami na lekcjach religii.
Moi kochani studenci,
szukający u świętego Tomasza dowodów na istnienie Boga -
czy już wszystko stało się proste?
Zostawiłem wam do medytacji strofę wiersza ks. Twardowskiego:
Żeby móc tak nareszcie uprościć,
jedną miłość wybrać z wielu miłości,
jedną przyjaźń najbardziej prawdziwą,
z zim na łyżwach - tę jedną szczęśliwą,
z psów kudłatych - najwierniejsze psisko,
z prac doktorskich - jedną nade wszystko.
To bliziutko już od tej prostoty
do jedynej za Bogiem tęsknoty.

Zapamiętaj na zawsze, że najlepszym dowodem na istnienie Boga
to jest chwycić Go za rękę,
upaść Mu do stóp i prosić o przebaczenie,
dotknąć Go sercem i zobaczyć Go przez łzy,
i powiedzieć: Rabbuni... Nauczycielu kochany! (por. J 20, 16).

Rodzice kochani!
Wiem, jak bardzo kochacie swoje dzieci.
Tę troskę i miłość dzielimy razem z wami.
Dziękujemy wam za zaufanie, iż powierzacie nam swoje dzieci.
Tak samo pragniemy, aby były waszą radością i nagrodą.
Dziękujemy wam,
że pozwalacie nam nazywać je naszymi dziećmi.

Ale są we wrześniu i smutne księżowskie wspominki.
Po drugiej klasie przestał chodzić na lekcje religii.
Dlaczego? Bo już "wziął" komunię.
I przyjdziesz, mamo, kiedyś do mnie z płaczem;
ale nie chciałaś, żeby był Chrystusowym, więc teraz weź go sobie.
I ciebie, Tadku, wspominam.
Dwanaście lat uczyłem cię religii, a teraz mówisz, że jesteś ateistą.
Siebie do czasu okłamuj.
Mnie nie okłamiesz. Wiem, co się stało.
Czy jesteś szczęśliwy z tym grzechem,
który wszystko dobre w tobie zburzył?
Wiem, że przyjdzie taka noc, kiedy do mnie wrócisz,
ale czy starczy ci czasu, aby to wszystko naprawić?

Patrząc na młodzież we wrześniu,
my, dorośli, stawiamy sobie pytanie: I co z nich urośnie?
Mówimy o nich: Nie chcą się uczyć,
nie mają dla starszych szacunku,
mają pusto w głowie, są egoistami,
pracować im się nie chce, mają tylko wymagania.
We wrześniu trzeba i nam zrobić wobec młodzieży rachunek sumienia.
Nie chcą się uczyć
- a jak i czego my ich uczymy?
Nie mają dla starszych szacunku
- ale czy my zawsze na ich szacunek zasługujemy?
Mają pusto w głowie
- ale czy my mamy wszystko dobrze ułożone?
Są egoistami
- ale czy nie nauczyli się tego od nas?
Mają tylko wymagania
- ale czy my potrafimy być bezinteresowni?
Pracować im się nie chce
- ale czy my daliśmy im przykład pracowitości?
Prawda, jest pośród nich grupa pijaków, narkomanów,
leni, egoistów, rozbójników, złodziei, pasożytów,
ale gdyby ktoś zapytał: - A gdzie są twoi rodzice,
gdzie są twoi nauczyciele, gdzie jest twój ksiądz? -
to musielibyśmy spuścić głowy.
Jest to grupa młodych, która jest naszym cierpieniem,
ale nie taka jest nasza młodzież.
Jest tylu młodych
pięknych, mądrych, pracowitych, uczciwych, mocnych ludzi.
Czy będą przyszłością Kościoła?
Oni są nadzieją Kościoła. Oni są naszą nadzieją,
wiele razy zdali egzamin swojej dojrzałości.

Pora siać!
Ci którzy są siewcami, muszą to czynić z wiarą, nadzieją i miłością.
To nic, że nieprzyjazny człowiek w nocy nasieje kąkolu (por. Mt 13, 24-26).
To trzeba nam w swoim czasie wyrwać i spalić,
ale czysta pszenica zostanie.
Za nich modlimy się na początku roku szkolnego modlitwą,
którą pokolenia odmawiały w szkole:
Duchu Święty,
który oświecasz serca i umysły nasze,
dodaj nam ochoty i zdolności,
aby ta nauka była dla nas z pożytkiem doczesnym i wiecznym.

Przez Chrystusa Pana naszego.
Amen.