1983-07-10
Warszawa, Bazylika św. Krzyża

15 niedziela zwykła

Pwt 30, 10-14, Kol 1, 15-20, Łk 10, 25-37

Gdzie zaczyna się Ewangelia?

Kochani moi!

Od dzieciństwa znam tę przypowieść.
Jesi piękna, taka ludzka i miłosierna.
Na niej wychowało się tyle chrześcijańskich pokoleń,
wycisnęła ona swe piętno w tylu szlachetnych duszach,
a Sienkiewicz wystawił jej chrześcijańskie pomniki w "Quo vadis"
i w "Krzyżakach".

Na koniec stanęli przed wysokim mostem, przybranym w mirty i okręconym w powój. Czerwone języki ognia dochodziły tu już do kolan ofiary, ale twarzy jej nie można było zrazu rozpoznać, gdyż świeże płonące gałązki przesłoniły ją dymem. Po chwili jednak lekki wiatr nocny zwiał dymy i odkrył głowę starca z siwą spadającą na piersi brodą.

Na ten widok Chilo zwinął się nagle w kłąb jak raniony gad, z ust zaś wyszedł mu krzyk raczej do krakania niż do ludzkiego głosu podobny:

- Glaukos! Glaukos!...

Jakoż istotnie z płonącego słupa patrzył na niego Glaukos lekarz. Żył jeszcze. Twarz miał zbolałą i pochyloną, jakby chciał po raz ostatni przypatrzeć się swemu katowi, który go zdradził, pozbawił go żony, dzieci, nasadził na niego zabójcę, a gdy to wszystko zostało mu w imię Chrystusa odpuszczone, raz jeszcze wydal go w ręce oprawców. Nigdy człowiek nie wyrządził człowiekowi straszniejszych i bardziej krwawych krzywd. I oto ofiara płonęła teraz na smolnym słupie, a kał stał u jej stóp. Oczy Glauka nie odwracały się od twarzy Greka (...) Chilo widział znów te utkwione w siebie źrenice. Podniósł się i chciał uciekać, lecz nie mógł (...) Obecni odgadli, że między tymi ludźmi cos się dzieje, lecz śmiech zamarł im na ustach, w twarzy bowiem Chilona było coś strasznego (...) Nagle zachwiał się i wyciągnąwszy w górę ramiona zawołał okropnym, rozdzierającym głosem:

- Glauku! W imię Chrystusa! Przebacz!

Uciszyło się naokół, dreszcz przebiegi obecnych i wszystkie oczy mimo woli podniosły się w górę.

A głowa męczennika poruszyła się lekko, po czym usłyszano z wierzchołka masztu podobny do jęku głos: - Przebaczam! ...

Chilo rzucił się na twarz wyjąc jak dziki zwierz i nabrawszy ziemi w obie garści, posypał sobie nią głowę. Tymczasem płomienie strzeliły w górę, objęły piersi i twarz Glauka, rozplotły mirtową koronę na jego głowie i zajęły wstęgi na wierzchu słupa, który zajaśniał cały wielkim jaskrawym światłem. (Henryk Sienkiewicz "Quo vadis")

I jeszcze jedno takie nam bliższe, polskie.

Jurand słuchał opowiadania (...) gdy Hlawa zaczął mówić o niedoli Danusi, wówczas w pustych jamach oczu zebrały mu się dwie wielkie łzy i spłynęły mu po policzkach (...) modlił się długo i znów łzy kapały mu na białą brodę (...) Na koniec stary Tolima, prawa Jurandowa przez cale życie ręka, towarzysz we wszystkich bitwach i główny stróż Spychowa, rzekł:

- Stoi przed wami, panie, ten piekielnik, ten wilkołak krzyżacki, który katował was i dziecko wasze; dajcie znak, co mam z nim uczynić i jako go pokarać.

Na te słowa przez oblicze Juranda przebiegły nagle promienie - i skinął, aby mu przywiedziono tuż więźnia.

Dwaj pachołkowie chwycili go w mgnieniu oka za barki i przywiedli przed starca, a ów wyciągnął rękę, przesunął naprzód dłoń po twarzy Zygfryda, jakby chciał sobie przypomnieć lub wrazić w pamięć po raz ostatni jego rysy, następnie opuścił ją na piersi Krzyżaka, zmacał skrzyżowane na nich ramiona, dotknął powrozów - i przymknąwszy oczy znów pochylił głowę. Obecni mniemali, że się namyślał. Ale cokolwiek bądź czynił, nie trwało to długo, gdyż po chwili ocknął się - i skierował dłoń w stronę bochenka chleba, w którym utkwiona była złowroga mizerykordia.

Wówczas Jagienka, Czech, nawet stary Tolima i wszyscy pachołkowie zatrzymali dech w piersiach. Kara była stokroć zasłużona, pomsta słuszna, jednakże na myśl że ów na wpół żywy starzec będzie rzezał omackiem skrępowanego jeńca, wzdrygnęły się w nich serca.

Ale on ująwszy w połowie nóż wyciągnął wskazujący palec do końca ostrza, tak aby mógł wiedzieć, czego dotyka, i począł przecinać sznury na ramionach Krzyżaka.

Zdumienie ogarnęło wszystkich, zrozumieli bowiem jego chęć (...) Tego jednak było im zanadto (...) Tylko ksiądz Kaleb począł pytać przerywanym przez niepohamowany płacz głosom:

- Bracie Jurandzie, czego chcecie? Czy chcecie darować jeńca wolnością?

- Tak - odpowiedział skinieniem głowy Jurand.

- Chcecie, by odszedł bez pomsty i kary?

- Tak.

Pomruk gniewu i oburzenia zwiększył się jeszcze, ale ksiądz Koleb (...) zawołał:

- Kto się świętemu śmie sprzeciwić? Na kolana!

I klęknąwszy sam, począł mówić:

- Ojcze nasz (...) Przy słowach: "i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom", oczy jego zwróciły się mimo woli na Juranda, którego oblicze zajaśniało istotnie jakimś nadziemskim światłem (Henryk Sienkiewicz "Krzyżacy").

Jak to stąd blisko do pamiętnych lat,
kiedyśmy mieli świętować Tysiąclecie,
gdy rany jeszcze krwawiły i serce jeszcze płakało
- ktoś odważył się powiedzieć: W imię Chrystusa przebaczamy!
Ktoś inny krzyczał wówczas: Nigdy nie przebaczymy!

Ma człowiek czasem ochotę wołać do Boga:
Pozwól mi, Panie, choć przez godzinę być niemiłosiernym,
załatwię wszystko sprawiedliwie - ząb za ząb, oko za oko.
Każ, Panie, spalić to miasto. (por. Łk 9,54)
Pozwól, a pójdziemy i wyrwiemy wszystek kąkol. (por. Mt 13, 28)
Nie teraz, to nie tak. Pośród was będzie inaczej.
Widziałeś, jak drżał Attyla, wódz dzikich Hunów,
przed papieżem Leonem?
Dlaczegoś go nie zabił?
- Bo ich było dwóch, balem się tego drugiego. -
Tamci zbóje z Ewangelii uciekli. O nich nikt nie będzie mówił.
Tych porządnych kapłanów, lewitów i sług, co przeszli obok,
nikt nie będzie wspominał.
Zostanie w pamięci upragniony miłosierny Samarytanin.

Jeśli nie czekałeś na miłosierdzie,
nigdy nie zrozumiesz przebaczenia.
Zwyciężając zło dobrem,
gromadzisz rozżarzone węgle na głowie przeciwnika.
Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa
niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów,
nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.
(Mt 5, 20)
Mój Pan jest miłosierny.
On jeden stanął w mojej obronie wobec tłumu,
który mnie wywiódł na rynek,
aby mnie za grzech ukamienować.
To On powiedział:
Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci (...) kamień.
Odeszli wszyscy. Został tylko On - mój Obrońca.
- Nikt cię nie potępił?
- Nikt, Panie.
- I Ja ciebie nie potępiam.
(por. J 8, 1-12)
O, Panie mój - ja tego nigdy nie mogę zapomnieć.
Pochyla się nad człowiekiem matka,
lekarz, siostra, pielęgniarka, cudzoziemiec,
a w nich jesteś Ty - mój Pan miłosierny,
i miłosierdzia chcesz, a nie ofiary (por. Mt 9, 13).

I taki jest Chrystus, i tacy są chrześcijanie.

Tam, gdzie zaczyna się prawo, kończy się Ewangelia.
Rozejrzyj się: a grzechu jeszcze tyle;
a nienawiści tak wiele;
a w sercach tyle chęci zemsty
- tam nie ma Kościoła.
- Panie, a jeśli w tym mieście będzie dziesięciu sprawiedliwych, ocalisz to miasto? (por. Rdz 18, 32)
- Tak.
- Wybacz, Panie, natarczywość moją.
A jeśli będę żebrał o miłosierdzie dla siebie,
czy jeszcze raz je okażesz?
- Tak. -
Amen - niech się tak stanie.