1982-11-14
Warszawa, Bazylika św. Krzyża

33 niedziela zwykła

Dn 12, 1-3, Hbr 10, 11-14.18, Mk 13, 24-32

Tobie, Panie, zaufałem

Kochani moi!

...od drzewa figowego uczcie się przez podobieństwo.
Patrzę na drzewa, które umierają stojąc,
i czytam w nich jesień.
Kuli się człowiek w pierwszych ochłodzeniach i boi się zimy.
Przychodzą coraz dłuższe wieczory
i czasu na zamyślenia jest więcej.
I są takie człowiecze niespokojne przebudzenia,
gdy dzwoni budzik, gdy gwizd syreny wdziera się do domu,
gdy biją tak samo jak co dzień dzwony mojego kościoła.
Znów przybył mi dzień.
Chcę się nim cieszyć, bo jest nowy,
ale boję się go, bo nie wiem, jaki będzie.
Liczę wtedy lata mego życia
i przeraża mnie to, jak szybko czas ucieka,
i boję się, że tak mało pomnożyłem tego, co mi Pan Bóg dał.
I proszę Boga, aby dał mi jeszcze jeden dzień,
którego bym nie stracił.

Wszystko się zmienia.
Gdy przemija... postać tego świata (por. 1 Kor 7, 31), ja
- zagubiony mały człowiek -
wołam do Boga w niepokoju mej duszy: Gdzie jesteś. Boże?
Poganie naigrawają się z nas mówiąc: Gdzie jest wasz Bóg?
A Ty wciąż jesteś Milczeniem, Oczekiwaniem, Trwaniem,
jesteś Cierpliwością i Patrzeniem - dlaczego burzą się narody.
Szukam więc, o Panie, Twego oblicza (por. Ps 27 [26], 8).
Pragnę odczucia Twej obecności
i żebrzę o okruchy Twej ojcowskiej czułości.
Codziennie więc biegnę przed Twoje ołlarze, Królu mój i Boże.
A ciało moje i każde drgnienie serca
rwie się do Ciebie, Boga żywego.
I tak ja, biedny człowiek,
staję z niespokojnym sercem przy ołtarzu Boga,
aby w dzień święty przeżywać wielką tajemnicę wiary,
gdy mój Bóg nieogarniony i daleki staje się w moich rękach jako chleb,
i mogę gadać z Tym, co króluje w niebie,
wyznać mu swą wiarę:
Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego (por. Mt 16, 15).

Kochani moi!
Gdy podczas mszy świętej staje pośród nas Chrystus,
my, których łączy jedna wiara i jeden chrzest,
wpatrzeni w Chrystusa, chcemy od Niego uczyć się tak żyć,
aby gdy przyjdzie w chwale, przywrzeć do Jego serca
i tak już na zawsze pozostać z Panem.
Przypatrzmy się więc, bracia, powołaniu naszemu,
abyśmy na dzień przyjścia stanęli przed Panem jako czyści i nienaganni (por. 1 Kor 1, 26; Flp 1, 10).
Cóż więc czyni Chrystus w Kościele,
abyśmy patrząc stali się Jego naśladowcami?

Chrystus w Kościele głosi Dobrą Nowinę,
a nam, Jego świadkom w Jerozolimie i na krańcach ziemi,
nakazuje głosić Ewangelię wszelkiemu stworzeniu.
Jak to czynić?
Zatrzymać wszystkich i mówić kazanie? To byłoby bardzo łatwo.
Tu trzeba być sługą i świadkiem Słowa.
Przecież wystarczyło Dwunastu,
aby zatrzymać historię wielkiego imperium,
aby człowiek powiedział o tych pierwszych:
Patrzcie jak oni się miłują!
Przecież wystarczyłoby dziesięciu sprawiedliwych Abrahamowych,
przez których Bóg ocaliłby miasto i świat (zob. Rdz 18, 32).
Może więc będąc świadkami nie mamy odwagi mówić prawdy,
całej prawdy i tylko prawdy?
Może zwietrzeliśmy i ludzie nas podepczą jak sól,
która na nic się nie przyda (por. Mt 5, 13-14)?
A może przestaliśmy być światłością świata
i len świat nie wie, dokąd iść?
Może nie jesteśmy już dobrym zaczynem, który przemieni ludzkość
- aż nas zjadaczy chleba w aniołów przerobi (Słowacki)?
A świat tak spragniony jest Dobrej Nowiny!

Chrystus w Kościele nieustannie przebacza.
Tyle razy przychodzę do Niego z pokornym pytaniem:
Panie, czy Ty jeszcze raz mi przebaczysz?
A On zawsze mówi: Tak.
I podnoszę oczy ku Niemu,
który nade mną jest pochylony z miłością Ojca,
i widzę, że On nie przestał mnie kochać.
I powstaje człowiek z upodlenia,
i Bogu i ludziom może patrzeć prosto w oczy.
A ja, człowiek oczyszczony dotknięciem Boga,
ludziom wszystkim chciałbym powiedzieć i aniołom, i światu:
Pan Bóg mi przebaczył!
I mogę znów zacząć od nowa, jeszcze raz, ale lepiej.

Chrystus nieustannie ofiaruje się za nas
i wstawia się za nami u Ojca.
Człowiekowi trudno zdobyć się na ofiarę.
W czasie mszy przeżywamy tajemnicę,
że Jezus Chrystus staje się naszą Ofiarą.
Staje się Pokarmem, aby był przez człowieka spożyty,
byśmy stali się Chrystusowi:
noszącymi Chrystusa, chrześcijanami.
I w Chrystusie człowiek wtedy ocenia,
że na tyle liczy się jego życie, na ile jest ofiarą.
Mama, ojciec ofiarowują swoją miłość,
swoją pracę, swoją modlitwę, życie swoje,
aby tylko dzieciom było lepiej.
Jeśli swoje życie zachowuje człowiek dla siebie
- to je stracił (por. Mt 16, 25).
Egoista - płaz w skorupie (Mickiewicz).
Im większa jest sprawa, tym większej wymaga ofiary.
Patrzcie, kochani,
gdybyśmy potrafili dzień każdy ofiarować Bogu i ludziom,
nic nie zostawiając dla siebie,
jak pięknymi bylibyśmy ludźmi
- a Bóg potrafi być hojny
i za mały dar człowieka, daje człowiekowi samego siebie.

Chrystus w Kościele nieustannie nam błogosławi.
Więc uczy Apostoł:
Błogosławcie sobie, a nie złorzeczcie (por. Rz 12, 14).
Co to znaczy błogosławić?
Dobrze komuś mówić, dobrze komuś życzyć,
dobrze dla kogoś chcieć i prosić, aby Bóg to spełnił.
Oduczyliśmy się błogosławieństw,
A gdyby mama i tata potrafili na dobranoc dziecku błogosławić?
Gdyby rodzice potrafili sobie nawzajem błogosławić?
Gdyby do szkoły, do pracy, na wakacje,
na studia, do wojska, do małżeństwa, do kapłaństwa,
odchodził człowiek z domu z błogosławieństwem
- lepiej byłoby człowiekowi żyć.
Niedobrze iść przez życie bez błogosławieństwa.
W Księdze Rodzaju jest taka "filmowa" scena,
kiedy Jakub uciekając przed gniewem Ezawa,
przeprawiwszy się przez potok, spędza niespokojną noc.
Nieznajomy młodzieniec wypowiada mu walkę.
I mocują się tak kawał nocy.
Aż nieznajomy przeciwnik ranił Jakuba w biodro.
Jakub jednak resztką sił postanowił zmóc przeciwnika.
- Puść mnie, bo już rano - prosi nieznajomy.
- Nie puszczę cię, dokąd mi nie powiesz, jakie jest twoje imię.
- Ja jestem aniołem Pana.
A ty nie będziesz nazywał się Jakub, tylko Izrael,
boś walczył z Bogiem.
- Jeśli ty jesteś aniołem Pana,
to nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz.
- Puść mnie, bo już świta ranek.
- Nie puszczę cię, dokąd mi nie pobłogosławisz! (por. Rdz 32, 25-30)

I cóż, kochani moi,
gdy tak przeżywamy misterium Chrystusa we mszy świętej,
wraca człowiekowi dziecięca wiara, ufność głęboka
i pierwsza miłość do Chrystusa.
I odczuwam wtedy taką bliskość Pana,
i wraca spokój, i zaczynam się modlić z Psalmistą;
Panie, przenikasz i znasz mnie,
Ty wiesz, kiedy siadam i wstaję,
z daleka przenikasz moje zamysły,
widzisz moje działanie i mój spoczynek.
I wszystkie moje drogi są Ci znane.
Choć jeszcze nie ma słowa na języku:
Ty. Panie, już znasz je w całości.
Ty ogarniasz mnie zewsząd
i kładziesz na mnie swą rękę (...)
Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie
(Ps 139[138], 1-5. 14).
Wiem, że kiedyś wzejdzie słońce
i już świecić nie przestanie.
Powstanę z prochu i kości moje przyobleką się ciałem,
i stanę przed Tobą, Panie.
Nie odbieraj mi wtedy świętego Ducha Twego
i swego oblicza nie zakrywaj przede mną (Ps 27[26], 9).
Nie z zuchwałości,
ale z pokorą zmęczonego wędrowcy proszę Cię, Panie mój,
pozwól mi położyć głowę na Twym dobrym sercu,
i tak już z Tobą pozostać.
Amen.