Wakacje

Na wsi dzieciaki
nie czekały na wakacje.
Nie chodziło się do szkoły,
ale roboty było więcej.
Gdy przyszły żniwa,
było bardzo ciężko.
Zazdrościłem - aż do płaczu -
że te mieszczuchy mogą
leżeć nad Pilicą cały dzień
i nic nie robią,
krów nie pasą,
jagód i grzybów zbierać nie potrafią,
a ja muszę umieć wszystko.
I to mają być wakacje?
W szkole średniej trochę się zmieniło.
Lubiłem z dziadkiem pracować,
bo on miał tak dużo do opowiadania,
a bardzo ciekawie opowiadał.
Za to niedziele były wolne.
Nie brali mnie na zabawy,
bo mówili, że on ponoć będzie księdzem.
Za to w siatkówkę nagrałem się,
ile tylko było sił.
W czasach kleryckich
tata zafundował mi rower "Mifę".
Ach, co to był za sprzęt!
Dlatego z Bogdanem, Julkiem, Wiktorem
zjeździliśmy Polskę, a Sądeckie
i Warmię poznaliśmy zawodowo.
Gdy przyszły wakacje księżowskie,
z Krośniewic i z Legionowa
przyjeżdżałem na żniwa pomóc Tacie,
ale potem absorbowały mnie dzieciaki.
Woziłem je w góry, nad morze,
nad Pilicę i na Mazury.
Nosiłem je, osłaniałem, broniłem,
ratowałem, karmiłem, leczyłem.
Takie wakacje są jak narkotyk.
Wciągają, zmuszają, każą myśleć, szykować się.
Piszę to dlatego,
żeby się wyżalić i wyzbyć zazdrości,
bo gdy patrzę, jak te małe komunisty,
to znaczy dzieciaki z drugiej klasy,
opowiadają, że były na Kanarach,
na Malcie, na Costa Brava,
to sobie myślę: dlaczego ja tak wcześnie
się urodziłem? Już ich nie dogonię.
Patrzę też na wakacje kleryków,
dzieciaków ze szkoły na Blichu.
Oni nie tęsknią za domem.
Oni prosto ze Szkoły, z Seminarium
jadą na wakacje.
A ja znów zamyślam się:
To Wy nie tęsknicie za domem?
Nie tęsknisz za mamą, tatą, za rodzeństwem?
Pewnie nie.
I znów mam kompleksy.
Ja taki stary i wciąż uciekam do domu.
To jak to będzie w przyszłości?
Oni nie będą mieć domu.
Oni nie będą mieli za kim tęsknić.
Oni zakochają się, ale kochać nie będą.
A potem, po przednówku,
zatęsknią za wczasami pod gruszą.

Telefon