Mistyczka w kastanietach
św. Teresa z Avila

W XVI w. w Hiszpanii i gdzie indziej
podróżowało się konno.
Zdarzyć się miało,
że przed gospodą zatrzymał się wóz.
Wysiadająca zakonnica niechcący odsłoniła stopę,
więc stojący u wrót hidalgo
jęknął w olśnieniu: O, ho... ho!
A zakonnica na to z zimną krwią:
A cóżeś ty myślał, Senior, żem pokraka?

Któż to taki?
TERESA Z AVILI, zakonnica,
reformatorka zakonów karmelitańskich,
mistyczka, mistrzyni życia duchowego,
Doktor Kościoła.
Za wiele dobrego!

Nie chciała być zakonnicą.
Urodziła się w kastylijskim miasteczku Avila.
Gdy Teresa de Ahumada miała 12 lat,
umarła jej matka.
Ojciec ożenił się ze śliczną piętnastolatką
i mieli jeszcze dziewięcioro dzieci.
Z Teresą miał ojciec kłopot.
Jako paroletni brzdąc wybrała się "do Maurów,
żeby ją porwali i żeby była męczennicą".

Czytała rycerskie romanse.
Lubiła stroje, klejnoty i pachnidła.
Wiedziała, że jest ładna i zgrabna
nieco ponad miarę.

Wielbiciele mówili: "jest opętańczo piękna".
Śpiewała, tańczyła z kastanietami.
Najstarsza siostra wyszła za mąż.
Dwaj bracia poszli z Pizarrem zdobywać Nowy Świat,
aby słońce nie zachodziło nad Królestwem Hiszpanii.

Ojciec nie chciał za wcześnie osiwieć,
więc dziewczynę oddał na wychowanie do Augustianek.
"Do stanu zakonnego miałam wstręt
niewypowiedziany."
Co się więc stało,
że w osiemnastym roku życia wstąpiła do Karmelu?
"Wydawało mi się,
że będę tam jak rycerz walczący ze smokami,
jak żołnierz broniący kruchej twierdzy."
Niewątpliwie była odważna i ceniła honor.
Bóg niczego jej nie zabrał.
"Gdyby odjął mi kruszynę odwagi,
uciekłabym z klasztoru.
Bóg mi tylko powiedział, że mnie kocha!"

Dom ojca opuściła bez ojcowej zgody,
a klasztor ją powitał smutnym "Miserere",
bo był początek Wielkiego Postu.
W nowicjacie wskoczyła od razu
na wysokie rejestry rygorów,
źle leczona przez znachorów
zapadła w stan agonii.
Wykopano już grób.
Gdy się przebudziła,
miała powieki
zakapane od świecy,
którą się daje umierającym.
"Nie umarłam, ale nogi moje były drętwe.
Modliłam się, płakałam
i na rękach czołgałam się po podłodze...
Skarżyłam się wtedy Panu mojemu:
Dlaczego dajesz mi tak cierpieć,
skoro mnie kochasz?
A On dał mi odpowiedź:
Zawsze tak czynię ze swymi przyjaciółmi.
Odpowiedziałam: To dlatego masz ich tak mało!..."

Potrafiła być mocna i radosna.
Wracało zdrowie. Zaczęła chodzić.
Klasztor wtedy nie miał klauzury.
Przychodzili więc notable, świetni kawalerowie
i wszyscy do Siostry Teresy.
Teraz z nimbem cudownie uzdrowionej,
uprzejmej, inteligentnej, błyskotliwej.
Habit dodawał jej jeszcze drażniącego uroku.
Groziło jej to,
że ogłoszą ją primadonną klasztorów.
"Wtedy uświadomiłam sobie, że przegrywam.
Było mi z tym bardzo źle...
Przez kilka lat pragnęłam,
by godzina rozmyślania minęła jak najprędzej
i nadsłuchiwałam, kiedy zegar wybije...
Wtedy umarł mi ojciec.
Wiem, że byłam mu oczkiem w głowie...
Byłam przy jego śmierci.
Kiedy mi błogosławił,
zobaczyłam w jego oczach wielką miłość,
jaką mnie darzył.
On mnie znał...
Wracałam do klasztoru, ale było mi bardzo ciężko."
I co dalej?
Jest taki egzotyczny motyl nad Amazonką.
Czasem ma skrzydła seledynowe,
czasem czerwone,
a czasem z odcieniem szafiru,
fioletu i zieleni.
Nikt go nie tknie. Niezwykły!
Sprzeczność, harmonia, tajemnica czy zabobon?
Wszystko to było u Teresy
dziwną tajemnicą Bożej Miłości.

Była mistyczką.
Przeżywała najwyższe, autentyczne stany
uniesień, zachwyceń i ekstazy
i została przy tym najnormalniejszą zakonnicą.
Wracała potem do sióstr
i patrzyła, jak ich buzie są pełne namaszczenia
i solennej pobożności.
Ojcowie średniowieczni nazywają to
- nudny smuteczek,
narzędzie szatana, trąd zakonów
- melancholia.
Więc w porze rekreacji
układała rymy do kastylijskich melodii,
śpiewała je przy tamburynie i kastanietach.
Dziwiły się siostry, może gorszyły.
Spodziewały się czegoś budującego,
a tu - mistyczka w kastanietach.
Naprawdę tak było, Siostro Tereso?
"Tak, potrzebne to wszystko,
aby życie było radosne!"

Za to lubili ją wszyscy.
Chyba że zazdrośni, jak księżna Ebola,
pierwszą jej książkę "Życie"
podała urzędowi inkwizycji.
Inkwizytor i przez rozum, i przez sympatię do Teresy
nie wykrył nic złego.
Natomiast inne książki Teresy z Avili
są klasyką hiszpańskiej literatury.
"Gdy byłam młoda,
mówiono mi, że jestem piękna. Uwierzyłam.
Gdy dorastałam, mówiono, że jestem inteligentna.
Też uwierzyłam.
Teraz mi mówią, że jestem święta,
lecz tym razem nie dam się już nabrać."
Pisane bardzo prosto,
bo nie cierpiała zawiłości.
Była prosta jak swobodne drzewo,
ale ile w tym kobiecej kokieterii?

Modne były pseudowizjonerstwa i objawienia
w hiszpańskich zakonach.
Matka Teresa miała fenomenalne rozeznanie.
Kiedy słuchała opowiadań egzaltowanych sióstr,
mówiła wtedy:
"Siostro, weź w ręce miotłę i pozamiataj podwórko!".
Albo ta historia z zepsutym ogórkiem.
"Siostro, zasadź ten ogórek w ogródku.
Zapytała mnie - na sztorc czy w poprzek?
Odpowiedziałam: w poprzek."
Kpiarz, śmieszek, ale inteligentny i wdzięczny.
Jakże takiej nie lubić.
Pewnie samemu Panu Bogu nie było z nią nudno.

Teraz rozumiem,
dlaczego tę Wielką Miłość
umieścił Bernini w rzeźbie ołtarzowej
w miłosnym uniesieniu.
To nie tylko piękność Teresy,
ale jej wołanie do Umiłowanego:
"Zraniłeś, Panie, moje serce strzałą ognistej Miłości".

Szukała dla siebie i dla sióstr
mądrych spowiedników.
Naiwnym mówiła:
"Niech ojciec tak nie ufa zakonnicom!".

Poznała u karmelitów
św. Jana od Krzyża.
Jan był uduchowionym mózgowcem
i słabo odrywał się od ziemi.
Teresa była zraniona Miłością
i mocno chodziła po ziemi.
Teresie nigdy stworzenie nie przesłaniało Stwórcy.
Za mądra była.
Choć nie znała terminologii teologicznej,
była bardzo precyzyjna w myśleniu,
przenikliwa, logiczna.
Słusznie została Doktorem Kościoła.
Jan od Krzyża miał inne widzenie świata.
"Od Świata trzeba się wyzwolić.
Nie będę się wdawał w spory z mistykami.
Nie znam się na tym."
Połączyło ich jedno - "trzeba wrócić do pierwszej,
surowej reguły Karmelu".
I tu dopiero się zaczęło.
"Klasztor ma być klasztorem,
a nie pobożnym klubem towarzyskim."
W Avili zawrzało. Czego ta mniszka chce?
Bogaci nie chcieli ubogich klasztorów,
bo będą musieli dawać dziesięcinę.
Biedni też nie chcieli,
bo to dla nich konkurencja.
Łatwiej dawać klasztorowi niż żebrakom.
Sami zakonnicy krzyczeli:
"Kto śmie burzyć odwieczne kościelne porządki!".
Sprawa stanęła przed inkwizycją,
przed królem i przed papieżem.
Małego Jana od Krzyża
wtącili do więzienia i spokój,
ale z tą Zakonnicą - nie tak łatwo.
Papież przysłał breve (krótki list)
z dnia 6 lutego 1562 r. upoważniający Siostrę Teresę
do założenia klasztoru Karmelitanek Bosych
z ostrą, pierwotną regułą.
Wsparły ją cztery młode siostry.

Ale dopiero się zaczęło.
"Świat płonie pożarem,
a my mamy czas tracić?...
Kościołowi potrzeba teraz doborowego wojska!"
Wielka Teresa nie poprzestała
na reformie klasztorów żeńskich.
Zawalczyła z taką samą albo większą siłą
o reformę klasztorów męskich.

Jeden z dostojnych urzędników
na dworze królewskim powiedział:
"Mówiono mi, że to kobieta,
lecz widzę, że to jest rycerz,
jakiego dotąd nie spotkałem".
Do twarzy jej było na koniu
i potrafiła być bezwzględnym przeciwnikiem.
Dlatego zwyciężyła.
"Gdyby wszystkie narody
stanęły do walki ze mną...
nie ulęknę się, bo mój Pan jest ze mną."
Gdyby nie była kobietą i zakonnicą,
chciałbym ją mieć na czele mojej armii
- powiedział król.

27 czerwca 1580 r.
Papież osobnym breve ustanowił nową prowincję,
rządzoną przez prowincjała odnowionej reguły.
Tak zakończył się
gorący hiszpański spór karmelitów o reformę.

Teresa była już zmęczona.
Pisała komentarz do "Pieśni nad pieśniami".
Spaliła go na polecenie spowiednika.
Na szczęście kilka stron odpisała
sobie potajemnie pobożna siostra.
"Siostry moje! <Pieśń nad pieśniami>
niech będzie Księgą Karmelu,
gdyż klasztor bez miłości byłby grobem.
Niech Cię Bóg oczaruje, dziecko moje,
niech Cię zachwyci.
Smutek?
Dla niego nie ma wejścia do Karmelu."

Wróciła do Avili,
do swego rodzinnego i umiłowanego klasztoru.
Złamała lewą rękę.
Składała ją znachorka.
Bolesną operację zrobiono
dopiero po czterech miesiącach.
Ręka została bezwładna.
"Muszę się uczyć zamiatać jedną ręką."

Przewidziała i w modlitewniku
zapisała datę swojej śmierci.
W 1582 r. miała 74 lata.
Wizytowała klasztory.
Śmierć przyszła w Aloa Tormes.
Agonia trwała długo.
Prosiła, aby ubrać ją w nowy,
przez nią na śmierć uszyty habit.
Siostry wstawiły do celi dużo kwiatów.
"Dziękuję, bardzo lubię kwiaty...
Dajcie mi krzyż."
Modliła się do św. Józefa i św. Magdaleny.
Bardzo kochała tych Świętych.
Oparła głowę o ramię siostry Anny.
Jej buzia była poorana bruzdami zmarszczek.
Śmierć ścierała znaki starości.
Po śmierci twarz Wielkiej Świętej Teresy
stała się piękna jak w młodości.
Twarz Oblubienicy z "Pieśni nad pieśniami".

Święta Tereso z Avili!
Bałem się o Tobie pisać, boś Wielka, Piękna, Uczona,
Zakonnica Mężna, Tancerka,
Mistyczka w kastanietach,
natchnienie Berniniego
i zagapiłem się w Twoją romantyczną modlitwę
- "Zraniłeś, Panie, moje serce strzałą ognistej Miłości".

Ale Ty potrafiłaś kochać!
Jesteś Wielki KTOŚ!

Bych był Jeremiaszem...
(Piotr Skarga)