46. Żywe kamienie

Panie mój!

Pan Józio zapalił zacheuszki,
bo dziś rocznica poświęcenia naszego kościoła.

Lubię mój kościół.
Mój?
Trochę mój, bo go budowałem.
Też nie tylko ja.
Kamień węgielny, ławy betonowe,
konstrukcje z żelaza i betonu,
ściany z cegieł, instalacje,
tynki, okna, drzwi, dzwony,
dach pokryty miedzią,
witraże, posadzka, ławki, organy,
ołtarz i Najświętszy Sakrament.
Wszystko namaszczone, poświęcone.

Chodzę po moim kościele,
dotykam ścian, całuję posadzkę
i klękam przed Tobą, Panie,
który zamieszkałeś pośród nas.
W sercu śpiewam mój ulubiony psalm:
"Jakże miłe są przybytki Twoje, o Zastępów Panie.
Dusza moja za Tobą tęsknić nie przestanie,
bo ciało moje i każde drgnienie serca mego
rwą się do Ciebie, Boga Zywego.
Przecież wróbelek znalazł sobie mieszkanie
i jaskółka, gdzie by złożyła pisklęta swoje,
a ja wciąż biegnę przed Twoje ołtarze,
Królu mój i Boże".
Ty uweselasz młodość moją
i aż czasem zapominam,
że mieszkam z Tobą pod jednym dachem.

Pamiętam wszystkich, którzy budowali
tę świątynię:
starszych, młodszych,
matki, dzieci.
Oni wszyscy są w tej świątyni
Twoim Kościołem.
Jesteś, Panie, fundamentem tego Kościoła,
a my jako żywe kamienie,
stanowiące żywą budowlę.

Pozłociliśmy tabernakulum i wieczną lampkę.
Zamykam Cię na klucz.
Wtedy przypominam sobie,
że Ty mieszkasz w domku mego serca.
Jestem Twoją świątynią i lękam się,
bo powiedziałeś przez Piotra,
"Kto by zniszczył tę świątynię,
tego zniszczy Bóg".

Panie mój!

Naprawco wyłomów.
Jestem kamieniem,
który wykruszył się z tej budowli.
Weź mnie w ręce
i włóż w mur,
abym nie był odrzucony.

Zmienia się, ale się nie kończy