Był znakiem nadziei
Katecheza wygłoszona 18 sierpnia 2001 r. w Radiu Maryja

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus
i Maryja zawsze Dziewica.
Czcigodni i kochani słuchacze!

Jestem po wielkich przeżyciach
uroczystości Wniebowzięcia Matki Bożej,
które były w Warszawie, na Jasnej Górze
i w Lewiczynie.
W tym roku nie mogę jeszcze ominąć
jednego z pielgrzymów,
który upadł na Jasnej Górze i tam adoruje
Wielką Bogurodzicę Dziewicę Królowę Polski,
Jego szczególną Matkę, której oddał się w niewolę
za wolność Ojczyzny i Kościoła w Polsce.

W Roku Prymasa Tysiąclecia chcę przypomnieć
wielką postać sługi Bożego
Stefana kardynała Wyszyńskiego.

Zauważyłem, że i łowicka,
i inne pielgrzymki szły z hasłem:
Duc in altum - Zarzućcie sieć na głębię.
Było to zawołanie Ojca Świętego
i program na pierwszy rok trzeciego tysiąclecia.

Wszystkie pielgrzymki podziwiam.
Patrząc na pielgrzymów, widziałem,
że trzeba się zmagać z samym sobą,
z głodem i niewygodami,
z ranami na nogach, z zimnem,
z deszczem i z upałem,
żeby móc wstać i dalej iść,
bo już coraz bliżej do Matki.

Rozumiem motyw pielgrzymki.
Ci, którzy nie wiedzą, po co idą,
muszą się strasznie męczyć.
I ci odchodzą, zostawiając po sobie
często bardzo brzydkie ślady.

Wszystkie pielgrzymki, które spotkałem:
i łowicką, i akademicką, siedemnastki
- podziwiam.
Podziwiam pielgrzymkę niepełnosprawnych.
Ci na wózkach i ci, którzy nie potrafią
powiedzieć "Dziękuję",
zachowują się w sposób przedziwny.
Często taki stukilowy mężczyzna
leży na wózku, trzeba go umyć,
przewinąć, dać mu pampersy.
Jak z niemowlęciem,
tylko o tyle gorzej,
że on ma sto kilo.

Podziwiam te dziewczyny i chłopców,
którzy idą jak psy przy wózku
i czuwają nad wszystkim.
Skąd mają tyle siły, tyle cierpliwości,
tyle dobroci - nie wiem.

Wiem.
To znaczy stąd, że oni idą do Matki Boskiej.
A do Matki Boskiej idzie się po to,
żeby człowiek powiedział:
Mamo, mnie jeszcze na to stać.
Nie jest tak źle.
Jeszcze potrafię czynić dobre rzeczy.

Zostawię pielgrzymki
i podziw dla niepełnosprawnych,
i jeszcze więcej dla Stasia
i dla tych wszystkich,
którzy idą z niepełnosprawnymi.
Zostawię podziw dla żołnierzy,
dla policjantów, dla więźniów,
dla akademickiej siedemnastki.

Mój Boże, to przeżycie w Studziannie,
w Nowym Mieście, w Miedniewicach.
Jeśli są jeszcze tacy ludzie,
którzy mają taką wiarę
i taką miłość do Matki Boskiej,
będzie dobrze.

To hasło Ojca Świętego:
Zarzućcie sieć na głębię - Duc in altum
chyba powiedziałby w sposób
szczególnie mocny ten pielgrzym,
o którym dzisiaj chcę mówić.
On zawsze odczytywał myśli Ojca Świętego.
Oni wiele razy potrafili mówić
i myśleć jednakowo.

Zresztą, powiedzmy może najpierw
o tym wielkim Prymasie.
Zdarza się taki, jeden na tysiąc lat.
O Prymasie Tysiąclecia powiedzmy słowa,
które wypowiedział Papież Polak Jan Paweł II:
Nie byłoby na Stolicy Piotrowej
tego Papieża Polaka,
gdyby nie było Twojej wiary,
nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem,
Twojej heroicznej nadziei,
Twego zawierzenia Matce Kościoła,
gdyby nie było Jasnej Góry.

Tak, nie mamy wątpliwości.
Trzeba nam jednak czytać i przypominać,
co mówił Prymas Tysiąclecia.
Nie będę opowiadał życiorysu,
bo mam nadzieję,
że trochę w tym roku wszyscy go poznali.
Jedni sobie przypomnieli,
a inni może się nauczyli.

Przypomnę tylko,
że jest taka wioska koło Broku nad Bugiem,
śliczna wioska, zaciszna,
gdzie urodził się wielki człowiek.
W małej izdebce, w organistówce.
Ciasno im było. Bieda była.
Nie chciał być organistą
ten mały człowieczek.
Lecz w 9. roku życia już nie miał mamy.
A potem chciał się uczyć,
a potem takie dziwne drogi życia.

Jeśli się jest w Zuzeli
- ogląda się szkołę i organistówkę,
i chrzcielnicę, gdzie był ochrzczony,
gdzie modlił się,
gdzie uczył się wielki Prymas Tysiąclecia.

Pan Bóg jest dziwny.
Czasem bierze za rękę takiego chłopca,
co ma duże oczy, ale widzi bardzo daleko,
i tak prowadzi go za rękę.
I jakby już potrafił śpiewać,
naśladując tych z "Arki", że nie boi się,
gdy ciemno jest,
Ojciec za rękę prowadzi mnie.
To zdjęcie z tatą jest piękne.
Ale mama jest tylko na jednym zdjęciu.
A potem już nie będzie mamy.

Potem gimnazjum, liceum,
seminarium we Włocławku.
Nie chcieli Go wyświęcić.
Dobrze się uczył, ale chorowity, słaby.
Ulitował się biskup.
W bo cznej kaplicy, 2 lutego,
udzielił mu święceń kapłańskich.
Chciał tylko odprawić
jedną Mszę Świętą.
Ostatnią - pierwszą na Jasnej Górze.
Ta droga prymasowa jakoś
tak dziwnie idzie
od sieroctwa, odwołania od mamy
przez opiekę Matki Boskiej,
przez dojrzewanie do tego,
aby stać się Jej niewolnikiem
do końca życia.

Potem jest dużo wydarzeń i dużo chwil,
które są dla człowieka dziwne.
Po święceniach przychodzą trudne czasy.
Jest w Laskach.
Zajmuje się ludźmi,
którzy są w Kampinosie,
chłopcami z lasu.
Mówi do nich nauki, pokrzepia ich,
opatruje ich rany, rozgrzesza.
Tam zetknął się z mądrością
księdza Korniłowicza.
Wielkie przeżycia,
gdy widzi płonącą Warszawę.
Ten czas był mu bardzo potrzebny.

Jest takie jedno piękne
zdanie księdza Prymasa,
które mówi o modlitwie.
Zawsze go widzimy takiego wielkiego,
a wtedy nauczył się od księdza Korniłowicza chodzić do lasu.
Idź do lasu, tam jest tyle zieleni.
I wiesz, czasem lepiej się mówi
Różaniec na zielonych listkach
niż na czarnych paciorkach różańca.

Mój Boże,
to jest takie wycieczkowe
i takie prymasowe.

Ale wróćmy jeszcze do wydarzeń.
Potem ten chorowity ksiądz
zostaje biskupem w Lublinie.
Nagle umiera Prymas Hlond
i oczy wszystkich zwrócone są
w tamtą stronę.
Nikt nie ma wątpliwości,
że następcą wielkiego prymasa Hlonda
będzie ten biskup z Lublina.

Ingres był bardzo uroczysty,
ale i bardzo wymowny.
Szedł z kościoła seminaryjnego
Krakowskim Przedmieściem
przy Matce Boskiej Pasawskiej.
Wszedł do katedry, która była w gruzach.
Na wierzchu były tylko
szczątki goliata - czołgu,
który burzył katedrę.
Taka była rzeczywistość
i taka była pozostałość nienawiści.
Na tych gruzach
trzeba było budować nowe.

Ułożył się Ksiądz Prymas
w porozumieniu z rządem komunistycznym,
przyprowadzonym nam przez manifest z Lublina.
Trzeba było się ułożyć,
aby mógł żyć Naród.
Tylko w Rzymie mówili,
że to jest czerwony kardynał - komunista.
W Polsce mówili - największy sługus Watykanu.
Taki dziwny jest ten świat.

Byłoby wszystko chyba dobrze,
gdyby Pan Bóg nie szykował
temu człowiekowi innej drogi,
chyba ku świętości.

Prymas powiedział 25 września 1953 r. kazanie,
w którym padło bardzo mocne zdanie.
A była to uroczystość patrona Warszawy
- błogosławionego Władysława z Gielniowa.
Powiedział zdanie:
Na ołtarzu cesarza żadnych świętości
składać nam nie wolno.
Non possumus!
No i za to trzy lata w więzieniu.

To była krzyżowa droga.
Taką piękną zostawił w Stoczku,
napisaną na ścianie ołówkiem
- stacje swojej drogi krzyżowej,
gdzie odczytywał poszczególne
etapy męki Chrystusa.
Nie zmarnował czasu,
chociaż pilnowali go bardzo ubowcy.
To wtedy przyszła myśl,
aby przygotować Naród
na tysiąclecie chrztu.

To wtedy Prymas nauczył nas:
Maryjo, Królowo Polski,
jestem przy Tobie,
pamiętam, czuwam.
Wtedy wszyscy czuli,
że stanie się coś nowego.

Prymas wrócił z więzienia.
Naród musi żyć.
Rozpoczęła się Wielka Nowenna.
Matka Boska chodziła
od domu do domu,
od biskupa do biskupa,
od parafii do parafii
i pytała się wszystkich:
Czy Ty pamiętasz, jak się nazywasz,
czyim jesteś dzieckiem?
Jakim mówisz językiem?
Czy Ty pamiętasz wiarę, modlitwę,
której cię nauczyłam?
I tak zrobiła rachunek sumienia
całemu Narodowi.
I tak przypomniała nam wszystko,
co Polskę stanowi.
A myśmy przysięgali, ślubowali.
Po królu Janie Kazimierzu
w niespełnionych ślubach
cały Naród chciał ślubować.
Na ślubach jeszcze nie było Prymasa.
Były biało-czerwone goździki
na jego fotelu.
Wszyscy już w sierpniu 1956 r.
czuli, że coś się stanie.

W październiku wrócił Prymas.
A potem było już wszystko cudem.
Nie mogę pominąć tutaj zdań,
które Prymas mówił
przed pójściem do więzienia.
Było bowiem niespokojnie
I ludzie mogli zrobić
krzywdę moralną Prymasowi.
Dlatego Prymas zapewnił ich:
Gdy będę w więzieniu, a powiedzą wam,
że Prymas zdradził sprawy Boże - nie wierzcie;
że Prymas ma nieczyste ręce - nie wierzcie;
że Prymas stchórzył - nie wierzcie;
że Prymas działa przeciwko
Narodowi i Ojczyźnie - nie wierzcie.
Kocham Ojczyznę więcej
niż własne serce.

Mój Boże!
To ten wielki człowiek.
Pewnie w więzieniu
dojrzało całkowite zaufanie
tego człowieka do Matki Boskiej,
tak że w przyszłości
będzie mógł powiedzieć:
Wszystko postawiłem na Maryję.

Jest takie jedno kazanie
wypowiedziane na Skałce:
Maryj o, niech wszystko
moje wielbi Ciebie!
O jedno proszę,
byś wziąwszy wszystko moje,
chciała bronić Kościoła Chrystusowego.
Ochraniaj go płaszczem macierzyńskim,
skryj go w swoim sercu.
A jeśli trzeba,
zabij mnie, aby mógł żyć
Kościół w Polsce.

Boże, to ściska serce.
Jak ten człowiek daleko widział,
jakie miał w Bogu
wielkie zaufanie w tych czasach,
które nie dawały znaków nadziei.
A jednak on
był znakiem nadziei.
A o Jasnej Górze tak nam mówił:
Stoję u progu kaplicy jasnogórskiej
i tam zawsze chcę być,
choćby mnie wszyscy potrącali.
Jestem związany z Jasną Górą
na zawsze.

Na końcu swojego życia powie,
że już nie będzie mógł być na Jasnej Górze:
Chwała i radość już nie dla mnie.
Dla mnie została tylko walka,
męka, trud.
Zwycięstwa też nie dla mnie.
Dla mnie tylko cierpienie.

I tutaj chciałbym powiedzieć za Słowackim,
bo są mi potrzebne te słowa
wobec Księdza Prymasa,
który ma pomnik przed Jasną Górą:
Z pokorą teraz padam na kolana,
abym wstał silnym Boga robotnikiem.
Gdy wstanę, mój głos będzie głosem Pana,
mój krzyk, Ojczyzny całej będzie krzykiem.
Tak, to jest to,
to dotyczy tego człowieka.

Bracia, czas to miłość.
Dla mnie największa miłość
po Bogu i Maryi, to Polska.
Tyle razy już zwyciężałaś tutaj,
na Jasnej Górze,
więc nadal zwyciężaj.
I teraz dla nas Jasna Góra
jest ostatnią deską ratunku
dla Narodu.
Gdy jest ciężko,
gdy już znikąd nie widać r atunku,
Jasna Góra jest siłą jednoczącą rozbitków.

Trzeba by przytaczać tutaj wielkie wydarzenia,
o których już mówimy,
że są cudami.
Cudem było to konklawe,
kiedy powiedzieli: Habemus Papam,
16 października 1978 roku.
Myśmy nie wierzyli.
To, co czytał nam
dziekan kolegium kardynalskiego,
że mamy Papieża,
kardynała z Krakowa, Karola Wojtyłę.
Tu z nazwiskiem poszło mu ciężko,
ale jakoś przebrnął.

Myśmy w to nie wierzyli.
To niemożliwe, żeby Pan Bóg
nas tak wywyższył.
Świat zresztą cały dziwił się i szukał,
gdzie to jest ta Polska,
czy to jest to samo co Moskwa,
czy to daleko?
Czy to jest miasto, ta Warszawa,
czy tam jeszcze dzikie wszystko jest?
Tak, jeszcze była żelazna kurtyna,
wszystko było inne.
Trzeba było jeszcze czekać.

Przyjechał Ojciec Święty
na plac Zwycięstwa.
Dziś rozumiem.
Dziś rozumiem, dlaczego.
Pamiętam to zawołanie:
Zwycięstwem jest wiara wasza.
Wszyscy drżeli.
I ci, którzy podsłuchiwali,
i ci, którzy słuchali.
A myśmy wtedy wołali:
My chcemy Boga,
Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród.
A potem wołał jak prorok:
Niech zstąpi Duch Twój
i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi.
Powiał wiatr od morza.
Zdawało się wtedy,
że ludzie oszaleją,
że musi się skończyć zło,
że muszą pęknąć kraty,
muszą się posypać kamienie muru,
i że ten świat musi być razem.
A jacy my będziemy szczęśliwi,
gdy sobie podamy ręce
i wypowiemy walkę złu.
A gdy przyjdzie wolność,
to będziemy tak szczęśliwi,
bo sobie będziemy w biedzie pomagać,
będziemy solidarni.

Jak się to wszystko zmieniło.
Zostały jeszcze krzyże w Gdańsku.
Wszystko czołgi zrównały.
Zostały krzyże w Poznaniu,
tyle kamieni.
Pamiątki tamtych dni
i tyle ludzkiej dobroci.

Co wyście dzisiaj zrobili?
Podzieliliście się,
sztandary sprofanowaliście.
Nie ma już solidarności,
wygasają resztki.

A co na to Prymas?

Gdybyśmy dzis iaj do Radia Maryja
poprosili Księdza Prymasa
z takim programowym kazaniem,
ciekawe, co by Prymas powiedział?
Bo myśmy się przyzwyczaili
powtarzać i cytować Prymasa
właśnie z tamtych czasów,
gdy Prymas stał na szańcu
z krzyżem i Ewangelią.
A myśmy się za nim czaili.
On mówił za nas,
a myśmy byli bohaterzy.

A tymczasem przeciwnik odszedł,
nie ma komunistów, bezbożni się pochowali.
Został Prymas.
Nie ma Prymasa.

No i co dalej?
No i myśmy też uciekli.

A co będzie z nami?
To z testamentu Prymasa:
Przyjdą nowe czasy,
wymagają nowych świateł,
nowych ludzi, nowych mocy.
Bóg je da w swoim czasie.
Ale my czekamy.
Kiedy Bóg swój lud ocali,
kiedy da siłę swojemu ludowi?
No, miejcie jeszcze cierpliwość.

Wrócę z księdzem Prymasem do pielgrzymów.
To była 10. rocznica spotkania Ojca Świętego
z młodymi na Jasnej Górze.
Jak ten czas leci.
Jak oni szaleli na Jasnej Górze.
Jak oni sobie wymieniali komplementy.
Czytam wszystkie przemówienia
i tamten komentarz Ojca Świętego
do Apelu Jasnogórskiego, który
tym dzieciakom wykładał
wszystko tak mocno, z przyszłością.
Zawsze do nich tak mówił:
Nie lękajcie się.
Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi.
Nie lękajcie się zawierzyć Chrystusowi.
Przecież jesteście radością Kościoła.
Przecież jesteście nadzieją świata.
Przecież miłość tylko zbawia świat.
Otwórzcie się na doświadczenie
miłości Chrystusa.
Bądźcie stróżami wielkanocnego poranka.

Mój Boże!
Jak oni to przyjmowali.
Czy oni to rozumieli?
Krzyczeli: Ty jesteś naszą młodością!
Ty jesteś naszą radością!
Zdradź nam sekret niepojęty,
jak być młodym, Ojcze Święty!
Tylko ja czasem mam wrażenie,
że te dzieciaki tak wołają.
I tak klaszczą i tak tańczą,
gdy jest Ojciec Święty.
Tak jak w Wadowicach,
tak jak w Częstochowie.
A potem życie przychodzi.
Robią to samo na koncertach satanistów.
I czasem aż mam wątpliwości,
kiedy oni są sobą?

A jednak muszę wrócić do tego,
co było Prymasowym zawołaniem,
tak często powtarzanym:
Przyjdzie nowych ludzi plemię,
jakich dotąd nie widziano.
Prymas w to wierzył,
Prymas to daleko widział.
Prymas wiedział, że tak będzie.
Jeszcze raz powtarzam te słowa,
te słowa testamentu, że przyjdą nowe czasy,
wymagają nowych sił, nowych mocy.
Bóg je da w swoim czasie.

Więc kiedy?
A tak nam potrzeba,
tak nam potrzeba wodza,
króla, proroka, kapłana,
żeby potrafił pokazać drogę,
uderzyć w skałę, dać wodę,
spiętrzyć wody potoku,
uchronić Naród i przeprowadzić:
i przez Morze Czerwone,
i przez fale Jordanu.
Nie możemy zwątpić.

To teraz przychodzi to
nowych ludzi plemię,
jakich dotąd nie widziano.
Jeszcze się wszyscy boimy
i drżymy o wybory.
Przestańcie drżeć.
Przestańcie panikować.
Przecież losy Narodu są w ręku Boga
i nasze losy są w ręku Boga.
Zapomnieliśmy o tym,
że przecież Ona tutaj jest Królową i nikt inny.
To nie jest tylko pobożność ludowa,
to jest akt urzędowy, publiczny,
królewski wobec senatorów, wobec rycerzy,
szlachty, mieszczan Lwowa, i chłopów.

Ciebie za Matkę i Królową
mojego Narodu obieram
- i inaczej nie ma.
Ona tutaj jest Królową
i tę wiarę trzeba nam budzić,
zwłaszcza w chwilach
bardzo trudnych.
Wtedy Prymas nas upomina,
że trzeba wszystko zawierzyć Maryi.
Tak jak on.

Tyle razy zwyciężałaś tutaj na Jasnej Górze,
więc zwyciężaj, teraz zwyciężaj.
Gdy jest ciężko, gdy znikąd nie widać ratunku,
Jasna Góra jest siłą jednoczącą,
ostatnią deską ratunku.
Nie chcemy o tym mówić.
I tak się rozmieniamy.

Ale księże, ale sytuacja jest taka.
Przesadzamy. Trochę przesadzamy,
jakbyśmy wiarę stracili.
Zaczynamy panikować,
bo komuś zależy na tym,
abyśmy panikowali.
A wybierajcie, kogo chcecie.

Kiedyś pytaliście księdza,
kiedyś pytaliście biskupa,
na kogo mamy głosować?
Podpowiadaliśmy wam:
Na ludzi, do których można mieć zaufanie,
bo wierzą w Boga i mają sumienie.

No, ale wyście zrobili i tak inaczej.
To teraz mnie nie pytajcie.
Macie rozum, jesteście dorośli demokraci,
wybierajcie, kogo chcecie.
Ja tylko mam nadzieję z Księdzem Prymasem.
Ja tylko wierzę, że to już są ostatnie wybory,
kiedy będą partyjne przepychanki.
A potem się już Naród zdenerwuje
i będzie pytał tych,
których będzie wybierał:
Co umiesz?
Jesteś uczciwy, wierzący?
Jeśli nie, to ja ci też nie wierzę,
więc nie pchaj się.
I to naprawdę będą nowe czasy,
i naprawdę będą nowi ludzie.

Zagadałem Was,
ale jest jeszcze kilka wydarzeń,
które z życia Prymasa muszę przypomnieć,
żebyśmy się trochę rozluźnili
i żebyśmy zobaczyli Prymasa
nie takiego wielkiego, okrytego majestatem.

Tak, Prymas był taki wielki.
Jaki to był przystojny pan.
Ale oprócz tego dał mu Pan Bóg to,
co było mocą i to,
co było jego majestatem.
Gdy Prymas przechodził przez ulice Warszawy
w uroczystości Tysiąclecia,
gdziekolwiek się pojawił,
gdy przechodził przez katedrę
i zrobił prawą ręką ten piękny gest prostego krzyża,
ludzie klękali, płakali.
Szedł ktoś, kto był naszym ocaleniem
i znakiem naszej nadziei.

Już w tak trudnych czasach
mieliśmy wszyscy nadzieję.
Oczywiście, jego wielkość była w tym,
że był bardzo pokorny.
Dlatego ten pomnik pod Jasną Górą
czasem mi się nie podoba,
bo chciałbym widzieć Prymasa,
który z Jasnej Góry mówi potężne słowa,
a czasem płacze.
A ten wielki Prymas jest taki pokorny.
Bo jego wielkość jest w tym,
że wszystko postawił na Maryję.
Teraz Ty zwyciężaj.
Jeśli jaki program, to właśnie Ona.

Przypomnę kilka takich wydarzeń,
które są takie prościutkie,
ale bardzo mi bliskie.
Najpierw to, które jest w "Drodze życia"
i które często powtarzają,
i ja powtarzam już któryś raz.

Gdy Prymas był w seminarium,
a był to okres biedy, kryzysu Rzeczypospolitej,
wtedy ekonom seminaryjny prosił,
żeby ludzie przynieśli żywności,
bo klerycy przymierają głodem.
Ludzie przynieśli dużo chleba.
Przyszła też dziewczynka,
która przyniosła bochenek chleba.
Ekonom mówi:
Dziecko, weź do domu,
już mamy tyle chleba,
zeschnie się nam.
Nie zjemy tego.
A może się wam w domu przyda.
Prymas jako kleryk to słyszał:
Tak, od bogatych to wy bierzecie,
a jestem sierotą
i mama dała ostatni kawałek chleba,
żeby wam przynieść.
Od biednych to nie chcecie.

To widocznie zostało Prymasowi,
bo tyle razy interesował się
i zajmował się tymi, którzy są biedni,
z Pamiątki z celulozy,
którzy byli pokrzywdzeni i inni.
Taki wielki był Prymas.

A ja pamiętam to spotkanie
z dziećmi z Gołąbek,
kiedy po skończonym programie opłatkowym,
jasełkowym, uklękliśmy.
- Niech nam Ojciec pobłogosławi - mówiła Ula.
A wielki Prymas ukląkł,
był wtedy bardzo słaby.
Bronek podbiegł,
żeby go podtrzymać i wytłumaczyć:
Ojcze, nie trzeba klękać.
Nie, Bronku, przed dzieckiem trzeba klękać.
I ja go tak widzę.

A jeśli miałbym coś jeszcze mówić,
to tak jeszcze pamiętam, jeszcze czuję to,
co było prymasowym pytaniem
przy święceniach kapłańskich:
Czy obiecujesz posłuszeństwo?
Jak można było powiedzieć inaczej temu,
który jest wielki, który jest święty
i jest tak pokorny.
Jego ciepło i moc jego rąk czuję do dziś.

Były potem jeszcze bardzo trudne przeżycia.
Kiedy Prymas umierał,
Ojciec Święty leżał ranny w klinice Gemelli,
miał być zabity.
Znów się wszystko zawaliło
i straciliśmy nadzieję.

Nie, właśnie teraz
trzeba mieć nadzieję,
która jest wbrew nadziei.
Bo jakbyśmy mogli zaufać swoim siłom,
no to dobrze.
Ale Bóg swoją moc okaże.
Tylko boję się, boję się bardzo,
że myśmy chyba rozum stracili.
Tyle partii, tyle programów.

Ludzie są tak skołowani.
Czynią krzywdę ci,
którzy mówią nieprawdę,
którzy źle informują ludzi.
Czynią krzywdę narodowi ci,
którzy oskarżają siebie nawzajem.
Dlaczego wy nie chodzicie do spowiedzi,
panowie, tylko wyciągacie grzechy swoje
po to, aby gorszyć małych.

Nie macie odpowiedzialności?
Przecież to nie o wasze sprawy chodzi,
kto z was jest mocniejszy,
mądrzejszy, lepszy.
Przecież to chodzi o sprawy Ojczyzny.

No i znów.
I co dalej będzie?
Ja nie mam wątpliwości.
Bóg swój lud ocali.
Da światła, da moce
i da ludzi w swoim czasie.

Tylko czy długo nam
przyjdzie jeszcze czekać?
Nie!

Tak patrzę na tych "oszołomów"
z pielgrzymki.
No, niektórych by człowiek chciał,
nie wiem, ucałować to za mało,
w ręce całować, to też za mało
i do serca przytulić, to też za mało.
Po prostu to są piękni ludzie.
Na razie godni są podziwu,
ale potem może będą godnymi szacunku.
Żeby to się jak najszybciej stało.

Dlatego chrzczę dzieci,
dlatego rozgrzeszam tych z pielgrzymek
i tych innych, co ślub biorą.
Dlatego bierzmuję tych,
co mówią "wierzę" z płaczem.
Dlatego taką mam nadzieję,
patrząc im w oczy,
że Polska kiedyś będzie piękna.

I chciałbym, żeby czasem
do Lewiczyna przyjechali Europejczycy,
ci, którzy uważają, że są mądrzejsi,
że są bogatsi i niech zobaczą
kolejki do spowiedzi.
I niech zobaczą młodych ludzi,
mocnych w Wysokińcach,
chłopów upracowanych,
co trzymają ręce na krzyż na sercu
jak do Pierwszej Komunii Świętej
i śpiewają Bogu.

Dlaczego czynicie krzywdę takim ludziom?
Dlaczego nie mogą spokojnie,
godnie modlić się i pracować,
a muszą przeżywać tyle trwogi.
Ktoś się za nimi upomni.
O, jak nam potrzeba wodza,
króla, proroka, kapłana.

Patrzę też z nadzieją na szkoły,
patrzę na dobrych nauczycieli.
To nic, że krzyczą ci,
którzy nie mają chęci.
Najlepiej by było tak,
jak zawsze było.

Nie, nie, czasy się zmieniają,
nowi ludzie przychodzą,
potrzeby ich są inne.
Tylko czy my będziemy potrafili
podołać tym potrzebom?
Trzeba się uczyć - mówił Prymas,
trzeba się uczyć, żebyśmy zdążyli
z innymi.
I znów,
patrzę z nadzieją na tych studentów:
Jedni są artyści, którzy zachwycają świat,
inni są zdolni w tym, co jest nauką komputerową,
jeszcze inni są zdolni w tym, co jest humanistyczne,
wszystko, co ludzkie.

I podziwiam zdolności i umiejętności,
i poświęcenie lekarzy.
Nie, są piękni ludzie.
Polska będzie piękną,
Kościół w niej będzie piękny
i wierzę, że ci, którzy przyjdą,
będą mocniej kochać Boga
i mocniej kochać Ojczyznę.

I to jest moja nadzieja.
My tylko nie odczytujemy jeszcze tego,
co powiedział nam Ojciec Święty:
Zarzućcie sieć na głębię.
Ksiądz Prymas w Lewiczynie by powiedział:
Zacznijcie głębiej orać ugory.
A my tak tylko po wierzchu,
trochę pielgrzymki, trochę świętowania,
trochę sztandarków, trochę popłakać,
trochę poklaskać.

I tak sobie idziemy dalej.
Nie, trzeba głębiej orać,
trzeba zapuścić sieć na głębię.
Trzeba się wziąć uczciwie do roboty.
Nie można robić rzeczy byle jak,
nie można robić byle jakich.
Po prostu to jest zapotrzebowanie Ewangelii.
Nie możemy być przeciętni.
Mamy być tymi,
którzy są do Ojca podobni.

Przynoszę ci Matko kapłańst wo moje.
Stanąłem w samym kącie kaplicy.
Weź je na ręce jak Syna Swego,
a mnie niech zdepczą butami swymi pątnicy.
To taka modlitwa księdza Twardowskiego,
ale tak by ją powiedział Ksiądz Prymas.

Miejcie nadzieję.
To tylko wam się wydaje,
że zapuścić się na głębię,
to nie o tej porze i nie w tym miejscu.
Zobaczysz sto trzydzieści osiem wielkich ryb,
to tylko Pan Bóg tak potrafi.
Zacznijcie orać głębiej,
nie oglądajcie się wstecz.
Trzeba siać, trzeba zbierać
i trzeba mieć nadzieję.

To i wy dajcie mi trochę ze swej nadziei
i dajcie mi ze swego ducha.

Z serca błogosławię,
a błogosławić to znaczy dobrze życzyć.
Żebyście wiedzieli,
jak ja wam dobrze życzę.
I niech wam błogosławi Bóg Wszechmogący,
Ojciec i Syn i Duch Święty. Amen.

Bóg zapłać wam za cierpliwość.
Miejcie nadzieję.
Z Bogiem.