2001-06-17
Warszawa, Bazylika św. Krzyża

XIII Niedziela Zwykła

Non possumus!

Kochani moi!

Już 17 czerwca.
Minęło Boże Ciało.
Chrystus przechodził pośród nas.
Wstąpił do Szymona.
Nawróciła się Magdalena.
Jeszcze tydzień,
a Święty Jan poświęci wodę
i będą już wakacje.

Lubię tę dzisiejszą Ewangelię.
To przecież żywcem wzięte z życia.
Szymon - faryzeusz - profesor,
wysoki urzędnik, miał taki grymas,
aby na kolację zaprosić Pana Jezusa i uczniów.

Byłoby wszystko bardzo dobrze,
gdyby nie ta kobieta nieproszona,
którą w mieście wszyscy znali,
a która wtargnęła,
przywarła do stóp Pana Jezusa,
płakała, łzami obmywała Jego stopy,
ocierała włosami
i namaściła je drogocennym olejkiem.

Zgorszył się Judasz.
Lepiej byłoby sprzedać ten olejek,
a pieniądze dać ubogim
(por. J 12, 4-5).
Skąd ja to znam?

Ale Jan go podsumował:
A mówił to nie dlatego,
że miał troskę o ubogich,
ale dlatego, że był złodziejem
(por. J 12, 6).

Inni zaś zgorszeni myśleli:
Gdyby On wiedział,
kim jest ta pani
(por. Łk 7, 39),
to by sobie oszczędził wstydu.

Jezus poznał ich myśli
i dał Szymonowi taką lekcję
dobrego wychowania:
Szymonie, mam Ci coś do powiedzenia. (por. Łk 7, 40)
Jesteś inteligent.
Znasz towarzyskie maniery,
a patrz:
Wszedłem do twego domu,
a nie przywitałeś mnie.
Nie dałeś mi pocałunku pokoju (por. Łk 7, 45 i nn),
jakbyś mnie nie zauważył.

Nie dałeś mi wody,
abym obmył nogi po podróży.

Nie dałeś mi olejku,
abym twarz odświeżył.

A ona?
Odkąd weszła,
łzami obmywa moje stopy,
całuje je z miłością
i namaściła je drogim olejkiem.
Kto z was mnie więcej kocha?

Szymon spuścił głowę.
Ona!
A wiesz dlaczego?
Bo jej wszystko przebaczyłem (por. Łk 7, 48).

Nie dziwię się,
że ta Magdalena oszalała
miłością do Chrystusa.

Uciekną Apostoły z Ogrójca,
ucieknie Piotr spod krzyża,
a Ona będzie całować stopy Ukrzyżowanego,
bo jej wszystko przebaczył.

Ona, z Marią Kleofasową i Salome,
szła przed wschodem słońca,
w pierwszy dzień po szabacie,
aby obmyć ciało Jezusa,
aby je namaścić,
zawinąć w świeże prześcieradła
i uczciwie pochować,
bo to był Dobry Człowiek.
Oniemiały, zdrętwiały, skamieniały.
Co się stało?
Kamień odsunięty.
Pieczęci zerwane.
Nie ma strażników.
O, Adonai!
Wykradli Go!

Snuł się ktoś w ogrodzie
we mgłach porannych.
Pewnie ogrodnik.

Słuchaj, mówiła do niego Magdalena
w tajemnicy.
Jeśli ty Go zabrałeś,
powiedz, gdzie Go położyłeś,
ja Go zabiorę.

- Mario!
- Rabbuni,
Nauczycielu Kochany!
- Nie dotykaj mnie!
Jeszcze nie wstąpiłem do Ojca.
Idź, powiedz uczniom,
że uprzedzę ich do Galilei
(por. J 20, 1-17).

Muszę jednak zostawić
ten umiłowany wątek z Magdaleną.
Kończy się rok szkolny.

Wrócę pamięcią do roku 1950.
Ksiądz Szepeta powiedział nam w czerwcu:
- Dzieci kochane,
ja już do was we wrześniu nie przyjdę.
- Dlaczego?
- Bo mi nie wolno.

W wakacje zginął nam krzyż z klasy.
Po wakacjach
nie wolno już było nam mówić modlitwy.
Co się dzieje?
Nie rozumieliśmy tego.
Którejś nocy strzelali do proboszcza.
Kto?
Ludzie wiedzieli,
ale bali się powiedzieć.
Ubowcy, ci ze dworu.

Opowiadał nam ksiądz proboszcz
o śmierci prymasa Augusta Hlonda.
Prymas pytał przed śmiercią lekarzy:
Panowie,
co wy powiecie ludziom,
na co ja umarłem?
Do dziś nikt nie powiedział.
Musiał umrzeć
i wszyscy wiedzą dlaczego.
Umierający Prymas
zostawił nam testament:
Nil desperandum!
Obyście nie zwątpili.
Zwycięstwo przyjdzie,
a będzie to ostatnie zwycięstwo
i będzie to zwycięstwo Maryi!

Nie wiedziałem, co to wszystko znaczy,
ale czułem, że coś się złego dzieje.
Prymas umiera.
Wojna się skończyła,
a on mówi o zwycięstwie?

W szkole pan mówił,
że Józef Stalin to wielki przyjaciel Polski Ludowej.
To on zwyciężył.

Dziadek w domu mówił:
Ja znam bolszewików spod Radzymina.
Dziecko, to czerwona dzicz.

O Boże, jak to jest?

Opowiadał tata, że teraz
Prymasem Polski będzie Wyszyński.
Tata, kto to jest ten Wyszyński?
Tata czytał z Rycerza i opowiadał:
Urodził się w Zuzeli.
To gdzieś koło Łomży.
Był synem organisty.
Gdy miał 9 lat, umarła mu mama.
Mój Boże, sierota!
Miał drugą mamę.
Była dla niego dobra.
A ja nie chcę drugiej mamy - myślałem.

Dobrze się uczył,
ale był chorowity.
Poszedł uczyć się na księdza,
do seminarium we Włocławku.
Nie chcieli Go wyświęcić,
bo był bardzo słaby.
Ulitował się nad nim pobożny bp Owczarek.
Niech chociaż odprawi jedną Mszę świętą,
bo tak bardzo chciał być księdzem.
Wyświęcił go biskup w bocznej kaplicy
włocławskiej katedry,
w święto Matki Boskiej Gromnicznej.

Ten chorowity ksiądz uczył się dalej,
w okupację ukrywał się
we Wrociszewie, w Maurzycach.
Dziś wiem, że Maurzyce
to koło Łowicza.
Ukrywał się u Józia Pełki.
Ten powie później chłopom:
A mówiłem wum,
że to nie był taki
zwyczajny ksiundz.

Ukrywał się w Laskach.
Widział pożar Warszawy.
Płakał.
Opatrywał rany chłopców z Kampinosu,
rozgrzeszał ich
i słuchał świątobliwego
księdza Korniłowicza.
Potem został biskupem w Lublinie,
a teraz jest Prymasem - mówił tata.

Mój Boże!
Taki chorowity, a ciężkie czasy nadchodzą.
Zmarnują go bolszewiki - dopowiedział dziadek.
Jakoż i nie trzeba było długo czekać.
Aresztowali biskupa z Kielc,
nasz proboszcz się ukrywał.
A Prymas powiedział
kazanie i aresztowali Go.
Potem dowiedziałem się za co.
Co powiedział?
Bo sekretarze partii
chcieli wybierać
i ustanawiać
biskupów i proboszczów.
Ksiądz Prymas powiedział:
Rzeczy Bożych na ołtarzach cezara
składać nam nie wolno.
Non possumus!

Księże Prymasie,
za to się siedzi w więzieniu!
I siedział:
w Rywałdzie, w Stoczku,
w Prudniku i w Komańczy.
Dziś wiem dlaczego.
Trzeba było być niewolnikiem
za wolność Kościoła w Polsce.

Boję się mówić o Wielkim Prymasie.
Jest Rok Prymasa Tysiąclecia.
Jest Uniwersytet Kardynała Wyszyńskiego.
Są ulice, pomniki, książki.
Wiem, że jest wielki i święty,
a Ojciec Święty już wkrótce
powie o tym głośno Kościołowi.

Ja też mogę powiedzieć kilka słów.
Widziałem róże biało-czerwone
na fotelu Prymasa na Jasnej Górze.
Naród odnawiał wtedy królewskie śluby,
a Prymas w więzieniu.
Nie mieliśmy wtedy
ani króla, ani kapłana,
ani proroka.
To Ksiądz Prymas z więzienia
nauczył nas modlitwy:
Maryjo, Królowo Polski,
jestem przy Tobie,
pamiętam, czuwam.
e
To brzmiało jak apel harcerzy,
jak capstrzyk w wojsku.
O godzinie 21.00 Apel Jasnogórski
śpiewała cała Polska,
a Ksiądz Prymas z więzienia
i wszyscy biskupi
błogosławili Polakom.

We wrześniu 1956 r. byłem już w seminarium
na Krakowskim Przedmieściu.
Szeptali wszyscy: Wróci Prymas.
W październiku na Placu Defilad
wielki wiec z I sekretarzem partii
Nas, kleryków, ks. prefekt Miziołek
poprowadził w pielgrzymce do Częstochowy.
Przeszło 300 kleryków szło
Alejami Najświętszej Maryi Panny na Jasną Górę.
Zdziwienie i pytanie:
Po co?
Bo Naród wołał:
Za wolność Prymasa
i Kościoła.

Prymas wrócił do Warszawy.

Pierwszy raz widziałem Prymasa w seminarium.
A przyszedł do seminarium
w kilka dni po powrocie z Komańczy.

Mówiłem na antiquie wiersz s. Nulli - Semen.
Jaki ten Prymas był wielki!
Obleczony w majestat.
Gdy szedł przez katedrę i błogosławił,
klękali wszyscy.
Ktoś Wielki przechodził.

Ale nie kochałbym Prymasa,
gdyby był tylko wielki.
Przy swojej wielkości
był dobry, był subtelny, delikatny.
W czasie święceń czułem Jego dłonie.
Patrzył każdemu z nas tak głęboko w oczy.
Promitto!
Chciałoby się wtedy powiedzieć więcej:
Będę Ci posłuszny, bo Cię kocham.
Wiesz, za co?

Boś się ulitował nad dziewczynką,
która na prośbę księży, w czasie okupacji
przyniosła do seminarium pół bochenka chleba.
Administrator powiedział:
Dziecko, mamy już dużo chleba.
Zabierz do domu.
Rozpłakało się dziecko.
Bo wy od bogatych to bierzecie,
a ja jestem biedna,
to od biednych nie chcecie.
Słyszałeś to i rozpłakałeś się po kryjomu.
A może dlatego
zająłeś się nauką społeczną
i proletariatem
we włocławskiej Celulozie?
Może dlatego urodził się:
Duch pracy ludzkiej?

Wielki byłeś,
bo matkę całowałeś w rękę i uczyłeś:
Wstań, gdy wchodzi kobieta.
To nieważne, czy orzesz ziemię,
czy odprawiasz Mszę.

Wstań, weszła matka.

Kocham Cię za to,
że na swoim prymasowskim tronie
posadziłeś ojca w dzień jego jubileuszu.
Tak, bo miłość na tronie się sadza.
To przecież mój ojciec.
Płakaliśmy.
Wielki był ten Prymas.

Kocham Cię, Ojcze, bo przyszedłeś do nas,
grających w żdżarskiej orkiestrze, na koronacji
w Lewiczynie i w Głogowcu.
Nie mieliśmy Krakowiaka
dla Kardynała z Krakowa.
Graliśmy Poloneza.
Przecież Krakowiak też Polonus!

Kocham Cię, Ojcze chłopów, za kazanie
na Górce Zgody koło Nowego Miasta.
Przyszła do Ciebie dziewczynka
z Roszkowej Woli w nowym wełniaku.
Przytuliłeś ją, ale nie zauważyłeś,
że miała nowy wełniak.
Taki Wielki Prymas, a nie zauważył!

Kocham Cię, Ojcze,
za ostatni opłatek z Gołąbkami.
Słaby byłeś, ale słuchałeś naszego śpiewania
i jasełkowych medytacji.
Ula poprosiła o błogosławieństwo,
uklękliśmy.
Ty też uklęknąłeś z trudem.
Pobiegł ks. Bronek i powiedział:
- Ojcze, nie trzeba klękać.
- Przed dzieckiem trzeba klękać.
Tak, Księże Prymasie.
To z nich urośnie
nowych ludzi plemię,
jakich dotąd nie widziano.

Bronek, jak ja Ci zazdrościłem,
że byłeś tak blisko Prymasa.

Kocham Cię, Ojcze Prymasie,
po księżacku, od Łowiczaków.
Powtarzam słowa bractewnego Podrażki,
który Cię witał
w Kolegiacie Łowickiej:
Kłaniamy Ci się, Najjaśniejszy Księże Prymasie,
nasz Książę i Panie,
bo myźwa tu nie mieli innego Pana,
jeno Prymasa.

Ojcze, kocham Cię za to,
że obraz Nawiedzenia 15 maja
z Gołąbek wrócił do Ciebie.
Nie wyszedłeś już po Nią.
Teraz Ona przyszła do Ciebie.

Klęczeli domownicy i płakali,
a Ciebie nie było.
Co Ty wtedy Jej powiedziałeś?
Co Ona Tobie mówiła?
Tak mi to przypomniało
pożegnanie Pawła w Efezie:
Wtedy wszyscy wybuchnęli
wielkim płaczem.
Rzucali się Pawłowi na szyję
i całowali go,
smucąc się najbardziej z tego,
co powiedział:
że już nigdy go nie zobaczą
(Dz 20, 36-38).

Potem był pogrzeb
Niekoronowanego Króla
tu, gdzie Prymas witał Papieża Polaka.
Księże Prymasie!
Nie byłoby Papieża Polaka,
gdyby nie Twoja
nieugięta wiara!

Dziś
pod tym krzyżem
uklękła Warszawa.
Ojciec Święty ranny.
Umarł Prymas.
I co dalej?
Przyjdą nowe czasy,
Bóg wskaże ludzi
na miarę potrzeb.
Będziecie walczyć miłością.

Kocham...
Prostą lampę na stole.
Wszystkie jego książki,
brewiarz, zegar, wieczorową ciszę,
nawet taki najsmutniejszy
z Matką Boską obrazek,
który komuś z wygnania podpiszę.
Krzyże żadne nie krwawią,
gdy jest świętość i spokój,
gdy z wygnańcem po cichu drży Polska.
Wszystko proste jak wiersze,
brewiarz, lampa i pokój,
drzew warszawskich na niebie gałązka
(por. Aleksandra Cieszyńska).

Żyłem z wami,
cierpiałem
i płakałem z wami
(J. Słowacki, Testament mój).

Oj Polacy, Bracia moi!
To za mało budować Prymasowi pomniki,
nazywać jego imieniem
place i ulice.
Czy Wy pamiętacie wiarę,
którą z nami wyznawał?
Czy pamiętacie modlitwę,
której nas uczył?
Czy kochacie Matkę Polskę,
Ziemię Rodzoną,
co nas zbożami swoich pól
jak mlekiem wykarmiła?
Nie wyzbywajcie się ziemi!

Czy kochacie Kościół Święty - Matkę naszą,
która nas zrodziła dla Chrystusa?
Która nam wychowała
tylu uczonych, mężów stanu
i świętych?

Powiedzcie światu,
niech policzą
Polsce ofiarę krwi.
Ofiarę Grunwaldu, Wiednia, Radzymina,
Monte Cassino i cmentarzysk
na całym świecie
z krzyżem i orłem.
To cena naszej wolności.
Czy to się nie liczy?
Ten Naród zbyt wiele wycierpiał.
Zbyt wielką cenę zapłacił
za wolność Ojczyzny i Kościoła.
Więc nie pasujemy do Europy,
za pobożni jesteśmy.

Umiłowane Dzieci Boże, Dzieci moje!
Wszystko postawiłem na Maryję!

Pani Marszałek, Panie Marszałku,
Senatorowie, Posłowie!
Dziękujemy Wam za Rok Prymasa.
Powiedzcie jeszcze raz bezbożnym:
Rzeczy Bożych
na ołtarzach cezara
składać nam nie wolno!
Non possumus!!!

Amen.