2000-07-09
Warszawa, Bazylika św. Krzyża

14 Niedziela Zwykła

Ez 2, 2-5, 2 Kor 12, 7-10, Mk 6, 1-6

Wystarczy wam Mojej łaski

Przewielebne siostry służebniczki,
Szanowni Panowie - kolejarze z Jasła,
Chórzyści,
Wszyscy Kochani Moi!

To już druga niedziela wakacyjnego lipca.
O tej porze na wsi były już gorące, pracowite żniwa.
Było za gorąco, teraz jest mokro.
Zawsze źle.
Nie ma już prawdziwych żniw na wsi.
Można tylko wracać z sentymentem do tamtych dni,
do wschodu słońca, do mgieł porannych, do różowych kropli rosy.
Do człowieczych modlitw żniwnych, do śpiewania skowronków,
wołania przepiórek, budzenia kuropatw, zająca i zdziwionej sarny -
brązowej panny patrzącej z bliska, do czystych źródeł,
do cienia wierzby, mrowiska.

Można opowiadać o żniwach z sierpem, z kosą,
o snopach, kopkach, mendlach, o pachnących miodem śniadaniach.
O południowym upale, o odpoczynku upragnionym, ale dzieciaki wtedy mówią: -
"Wujek, ale ty to masz fantazję. Sierpem kosić, kosą kosić?"
Tak.
Odeszły już tamte nabożne żniwa i wspomnienia o nich należy między bajki włożyć.
Dobrze, że ludziom na wsi jest lżej.
W ciężkiej pracy wyręczają ich maszyny i mi tylko jednego żal:
Że nie widzę na moich warskich polach Franciszków, Jasiów,
Wacków, Wicków, którzy przed siewem modlili się i poświęcali ziarno,
i całowali ziemię, aby była matką rodzicielką.
Nie widzę już żniwiarzy zdziwionych cudem, że Pan Bóg chleb rozmnożył.
Oni całowali kłosy i pytali Ojca Niebios
czy można wziąć te ziarna dla siebie?
Wiedzieli przecież, że nie są właścicielami ziaren.
Umieli więc chlebem się dzielić z ludźmi
i wszelkim stworzeniem co żyje pod niebem.
Tamten człowiek tamtych żniw miał więcej duszy,
a dzisiaj jest więcej żelaznych maszyn.

Wiem, że ludzie na wsi nie potrzebują analizy przemian społecznych, gospodarczych.
Twardzi, gniewni, mocni nie potrzebują litości.
Ale nikomu już nie ufają. Nikt ich nie słyszał,
nikt ich nie obronił, nikt im nie pomógł.
Starsi umrą gniewni, młodzi zostawią wieś.
Nie ma już Ślimaków,
Drzymałów, co bronią Placówki,
możecie wziąć ją podzieleni ludowcy.
Weźcie ją wy z SLD czy z AWS-u, wszystko mi jedno.
Weźcie i ziarno, i ziemię albo sprzedajcie obcym.
Wszystko mi jedno.
Obcy chleb jest ładniej zapakowany i tańszy.
I opłatek sprowadzicie z Włoch pobożnych,
a Komunia Święta będzie z kanadyjskiej pszenicy.
Już mi wszystko jedno.
Ja wtedy pójdę ad gentes. Do pogan.
Wrócę do Rzymu.
Z pielgrzymką mojego narodu.
Bo wierzę na przekór wszystkiemu, że to będzie inaczej.
I zamiast narzekać na czasy, na politykę i gospodarkę rynkową
wróćmy do słowa, które dziś do nas powiedział Pan:
"Synu Człowieczy, posyłam Cię do synów Izraela.
Do ludu buntowników o twardych karkach.
Występują oni do dnia dzisiejszego przeciwko mnie.
Mów im: To mówi Pan".
I czy usłuchają, czy nie, niech wiedzą, że Prorok jest pośród nich.
Aż się boję powtarzać tych słów ezechielowych,
bo pomyślicie, że jestem antysemitą.
Do nas wszystkich posłany jest prorok.
Do nas wszystkich przyszedł Jezus.
Do swoich ziomków, do Nazaretu.
A ziomkowie mówili: Skąd Mu ta mądrość? Skąd On to ma?
I takie cuda dzieją się przez Jego ręce.
Przecież On jest synem cieśli,
a Jego bracia i siostry żyją pośród nas.
A On nie mógł tam uczynić żadnego cudu. Bóg nie mógł.
Z powodu ich niedowiarstwa.
Nie jest prorok mile widziany w ojczyźnie swojej.
Znam to przeżycie.
Jestem na urlopie, w moim Wale, wśród swoich,
modlę się w swoim kościele w moich Żdżarach, głoszę im kazania na odpustach.
Jestem honorowym obywatelem Nowego Miasta,
w Rawie czciłem w żar południa Boże Ciało,
oni stali z cierpliwą wiarą, aż spełnią się słowa,
które powiedział do nas Pan Jezus: "Dajcie wy im jeść".
A ja zamartwiałem się wtedy jak polityk, jak ekonomista:
"Panie, ile to trzeba pieniędzy, aby każdemu dać choćby po kromce chleba".
To wy się martwcie, księża. A jest tu chłopiec, ministrant,
który ma jeszcze pięć chlebów i dwie ryby. I to wystarczy?
Wystarczy. Każcie ludziom usiąść.
U Boga wszystko jest możliwe.
Jaki ja jestem niemądry.
A przecież widziałem jak w tłumie pod Łęczycą
pobożni ludzie zatrzymali w Boże Ciało deszczowe chmury,
aż skończy się procesja.
Bo gdy Bóg przechodzi, a ludzie mają wiarę,
Bóg powie chmurom, piorunom, wichrom i morzu: "Milcz! Zamilknij!"
I stanie się cisza.
I wszystko się zmieni.

Pojadę z dziećmi z mojej parafii, z dziećmi, które grają w orkiestrze do Zakopanego.
Do Matki Boskiej Fatimskiej,
do księdza Drozdka na Krzeptówkach.
I będziemy Matce Boskiej dziękować.
Za to, że nam ocaliła Ojca Świętego.
I będę święcił w moim kościele Obraz Matki Boskiej Siedliskiej i błogosławionego Ojca Floriana.
To moi święci ze Żdżar. I będę dumny, że to nasi święci.
Ale co o tym wszystkim pomyślą moi ziomkowie?
Czy nie to samo co ci z Nazaretu?
Skąd mu to, przecież jest synem Bronka?
A jego bracia i jego siostry żyją pośród nas.
Gdybym był mocny w mowie i w czynach,
to odważyłbym się moim czcigodnym ziomkom, tak mi bliskim we krwi, jak i w wierze
powiedzieć za Piotrem kazanie z Zielonych Świątek:
Mężowie, bracia, tego Jezusa, którego żeście zabili własnymi rękami,
ja widziałem żywego. On mnie pytał, czy Go kocham więcej niźli wy.
I gdybym miał wiarę i moc apostołów,
niejednemu żebrakowi z Warszawy i ze wsi, kalece, pijakowi,
którzy proszą mnie na rogu ulicy o jałmużnę,
powiedziałbym za Piotrem:
"Człowieku! Złota i srebra nie mam, ale co mam do ci dam.
Wstań i idź do domu!".
A on wstał, skakał i wielbił Boga.
A ja?
Nie mam odwagi.
I gdybym miał wiarę i moc Eliasza,
to w czasie majowej i czerwcowej suszy
wysyłałbym mojego kierowcę, pana Włodka z poleceniem:
"Zobacz Włodku czy nie widać na zachodzie jakiejś chmury".
Za siódmym razem dopiero Włodek przyniósłby wieść:
"Jest. Nad morzem obłok wielkości dłoni".
"To uciekajmy, bo będzie ulewa".
Ale moi pobożni Łowiczanie dalej nie uwierzyliby,
tłumacząc mi: "Księże, nie będzie deszczu, bo w telewizji mówili, że nie będzie".
Wtedy prorokom opadają ręce.
Oni już nie wierzą w to, co mówi Pan.
Wierzą w to co piszą i co mówią, w telewizji. 

Prorok musi mówić prawdę w imieniu Boga.
Prawdę, całą prawdę i tylko prawdę.
To oni wtedy mówią: politykuje.
Kiedyś Jan nad Jordanem też politykował.
I powiedział samemu królowi: "Nie wolno ci mieć żony twego brata!"
O, to bardzo gruba polityka. Za to wsadzili go do więzienia.
Politycy nie mówią, nie lubią, królowie nie lubią, gdy prorok mówi prawdę.
Dziś Jan powiedziałby: "I ładnie tak uciekać ze stanowiska,
od odpowiedzialności kiedy Ojczyzna jest w potrzebie?"
W wojsku panowie jest to dezercja.
A dezerterów się rozstrzela.
A wy ubrani w miękkie szaty, niby wierzący a niewierni?
Co teraz uczynicie?
Nie chcemy brać odpowiedzialności.
Proroka trzeba zabić.
I przynieśli pięknej Salome na misie głowę proroka.
A Salome oddała ją matce. No i skończyło się.
Nie, z prorokiem to nie takie proste.
Bo wtedy zadrżą kraty.
Otwierają się zamknięte bramy, stróże chcą popełnić samobójstwo.
Walą się wtedy betonowe mury.
I gdy utopią proroka przy tamie, w płytkiej wodzie,
to dopiero wszystko się zacznie.
"Kiedyś te betony drgną.
I polecą jak lawina".

Zmarł ksiądz Tischner.
Człowiek nam znany - filozof, teolog, człowiek "Solidarności",
humanista, Europejczyk, uczony i doświadczony cierpieniem.
Gdy czytam dziś pawłowy List do Koryntian,
to czytam przez to wydarzenie abym nie wynosił się zbytnio,
dany mi został oścień ciała, wysłannik szatana aby mnie policzkował.
Trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, ale Pan mi powiedział:
"Wystarczy ci mojej łaski. Moc w słabości się doskonali".
Więc chlubię się z moich słabości.
Mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach,
niedostatkach, prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa.
Ilekroć bowiem nie domagam, tylekroć jestem mocny.
Tak Paweł potrafi sobie i nam wytłumaczyć rolę wielkiego proroka.
Kiedy więc wołam: "Pan mnie opuścił, Bóg o mnie zapomniał",
muszę wciąż przypominać sobie Boże zapewnienie:
"Człowieku, wystarczy ci mojej łaski".
Pamiętajcie to wy wszyscy, którym ciężko,
których opuścili przyjaciele, którzy nie macie racji.
"Wystarczy wam mojej łaski!"
Pamiętajcie o tym pokrzywdzeni, cierpiący chorzy,
bezdomni i wy bez pracy, którzy zaczynacie wątpić w dobroć i w opatrzność Boga.
"Wystarczy wam mojej łaski".
Pamiętajcie o tym ludzie młodzi, którzy boicie się przyszłości.
I którzy boicie się obowiązków.
Przecież nie jesteście sami.
Każdemu z was wystarczy Bożej pomocy.
Wszyscy przeżywamy lęki.
Nauczyciele, rodzice, młodzież. Nie lękajcie się.
On jest w łodzi Kościoła, choć burza gniewnie wzburzona,
to On wstanie i powie: "Nie lękajcie się".
On zwyciężył świat i tak woła do nas Ojciec Święty od początku i aż do ostatniej chwili.
Nie bójcie się przyjąć Chrystusa.
Otwórzcie szeroko drzwi Chrystusowi i nie bójcie się być świętymi,
nie bójcie się przyjąć przykazań Chrystusa.
Bądźcie otwarci na świat, ale kochajcie Ojczyznę.
Nie bójcie się zła. Zło zwyciężajcie dobrem.
"Wystarczy wam mojej łaski".
Dobre czasy nadchodzą.
Niech wejdzie błogosławiony.
Odmieni się oblicze ziemi, ludzie będą mądrzejsi i lepsi.
W świecie, który nadchodzi, my będziemy potrzebni,
aby nauczać innych i dzielić się chlebem i dobrocią.
Ja też, mówiąc za Różewiczem,
chciałbym dziś mówić do was tak ciepło i prosto
by starsi ludzie czuli się potrzebni,
aby moje słowa przez łzy dotarły do blasku uśmiechu.
Aby ludzie mogli ze mną odpocząć, śmiać się i płakać. milczeć i śpiewać,
aby odnaleźli zgubione marzenia, by słów moich dotknęli dobrymi rękami.
A słowa niech będą miłością.
Aby miłość nie była po drogach sprzedawana.
A dzieci miały prawdziwe wianki do I Komunii Świętej
co pachną rutą, macierzanką, rozchodnikiem i konwalią.
A zbrodniarze, żeby poszli do spowiedzi.
A bezbożni, żeby żałowali za głupotę.
Aby stał się naprawdę rok łaski od Pana.
Żebym rozumiał innych ludzi, inne języki, inne cierpienia.
A nade wszystko - żebym był pokornym - mówię za Herbertem. 

Modlę się dziś z chórem panów kolejarzy z Jasła.
I modlę się z czcigodnymi siostrami służebniczkami,
które dziękują Bogu za wyniesienie na Ołtarze ich założyciela -
Pana Edmunda Bojanowskiego.
Trzeba raz pojechać do Grabonowa,
i tam z okna dworku Bojanowskich
widać Świętą Górę w Gostyniu.
Panie Edmundzie! Na prymarię dzwonią!
Zacznijcie wargi moje chwalić Pannę Świętą.
Bez niej nie potrafiłbym żyć na tym świecie.
Panie Edmundzie, a co będzie z dziećmi z ochronek?
My na świat idziemy, dróżeczki nie wiemy,
dobrzy ludzie wiedzą, to nam ją powiedzą.
Jaki to cud. Siostry moje kochane!
To słowa Ojca: "Ja już pójdę do Pana Jezusa.
Tam jest moje miejsce. Módlcie się siostry i zachowajcie prostotę.
Dopóki ta w Zgromadzeniu będzie,
będzie z wami błogosławieństwo Boże.
Siostry moje! Kochajcie się.
Kochajcie się, a reszty Duch Święty was nauczy".
Był piękny wieczór 7 sierpnia 1871 roku,
powtarzam za Panią Amelią Szafrańską:
"Przez okno wpadł śpiew żniwiarzy: dałeś Boże pożąć, daj Boże i spożyć.
Do nowego plonu starym chlebem dożyć".
Siostry Kochane! To piosnka Waszego Ojca.
Ojciec Edmund zasnął cicho tego wieczoru.
A na Świętej Górze niech bije mu dzwon, niech spojrzy na nas błogosławiony.
Siostry kochane! Kocham Was za Gostyń, za Pleszew, za Krakowskie Przedmieście.
Za Starą Wieś, za Dębice i za Łowicz.
Macie powołania?
Mamy.
To dobrze.
Dobroć nie musi zwyciężać.
Dobroć jest nieśmiertelna.
A miłości siostrzanej Wam wystarczy?
Starczy, bo miłość jeśli jest, to jest wieczna.
Siostry moje! Kochajcie się.
"Wystarczy wam Mojej łaski".
Amen.