1992-04-20
Warszawa, Bazylika św. Krzyża

Poniedziałek Wielkanocny

Kto nam odwali ten kamień?

Kochani moi!

Szedłem z wami Drogą Krzyżową przez cały Wielki Post.
Płakałem z Magdaleną i Piotrem, i Łotrem na Gorzkich Żalach
Umywałem nogi dwunastu w Wielki Czwartek.
Leżałem na posadzce łowickiej katedry w Wielki Piątek
i całowałem stopy mego połamanego Chrystusa.
Stałem pod krzyżem obok Matki Jezusa.
Niosłem Chrystusa do grobu
razem z Józefem i Nikodemem,
gdy płakały anioły
i płakały Duchy Święte.
Patrzyłem na straże przy grobie.
Patrzyłem na urzędowe pieczęcie,
i na KAMIEŃ,
który zatoczono u wejścia do grobowca.
Wszystko się skończyło.
Trzeba wrócić do domu.
A myśmy się tak wiele spodziewali.

Już blisko dwa tysiące lat od tamtego wydarzenia.
Idą ludzie przez ziemię,
idą i płaczą
niosąc ziarno na zasiew,
Ocierają sobie łzy,
pomagają jedni drugim,
spowiadają się biedni,
umacniają się w nadziei,
choć cwaniactwo popycha ich, przewraca, depcze,
a oni dźwigają się z ziemi.
ocierają sobie twarze
i mówią:
- Przyjdzie wiosna,
zazieleni się ziemia
i wyda nowe plony.

Poświęcałem więc w Wielką Sobotę kromki chleba.
trochę soli, jajka i wiosenne roślinki
- znak nowego życia.
I mięso baranka
- wszystko w białych serwetkach
niesione w koszyczku,
jakby na długą drogę.
Niosą ludzie święconkę
i zatrzymują się przy grobie.

Kogo szukacie, Jezusa?
Nie ma Go tu, zmartwychwstał!
Może i zmartwychwstał.
Uprzedzi was, zanim wrócicie do domów.

Biją dzwony w kościołach,
wiatr szarpie chorągwiami,
ziemia drży,
pękają skały,
dmą w trąby orkiestry,
leci w świat śpiewanie Alleluja,
a ponad procesją idzie Zmartwychwstały.

Piotrze, czy wierzysz, że On naprawdę zmartwychwstał?
Nie tylko wierzę, ale ja wiem,
że On naprawdę zmartwychwstał.
Mój Pan ukrzyżowany.
Ja Go widziałem na własne oczy,
ja Go słyszałem na własne uszy,
jadłem z Nim chleb,
i widziało Go więcej niż pięciuset braci.
Ten Jezus, którego wy zabiliście własnymi rękami,
On żyje!
On Tomaszowi kazał włożyć palec w przebite ręce
i rękę w Jego przebity bok.
On mnie pytał:
czy Go kocham więcej aniżeli inni?
Ja jestem tego świadkiem.
Piotrze, ja też tak wierzę.
I dlatego mówię dzisiejsze kazanie.
Bo gdyby On nie zmartwychwstał,
to wszystko nie miałoby sensu:
ani moje życie,
ani moje przepowiadanie.

Mój kochany człowieku Wielkanocy.
Wiem, co myślisz, i powiem to głośno.
Biskupie czcigodny,
wierzę, że wierzysz w Chrystusa Zmartwychwstałego,
ale w tę Wielkanoc
masz jakiś kamień na sercu.
Tak, masz rację.
Mam wiele głazów
i męczę się jak Syzyf,
bo nie mogę ich udźwignąć,
i nikt nie może mi ich odsunąć.
I jestem smutny,
więc idziemy razem.
Cóż to za rozmowy prowadzicie między sobą
i jesteście smutni?
Człowieku, ty chyba jesteś jedyny, który nie wie,
co się w tych dniach stało.
Cóż się stało?
Myśmy się tak dużo spodziewali, a tymczasem...
"Powstała z martwych na Twe władne słowo,
Polska, wolności narodów chorąży,
pierzchnęły straże, a ponad Jej głową
znowu swobodnie orzeł biały krąży."
Niech sobie krąży,
bo nie ma gdzie usiąść.
I to jest mój kamień.
Polsko, wolności narodów chorąży!
Całowali cię fałszywie, zdradliwie,
okradli,
zostałaś wolna, ale biedna,
a biednych nikt nie kocha.
Coraz większe kolejki po zupę u sióstr,
bezrobotni stoją na rynku bezczynnie,
w Sanhedrynie nikt nie słucha Nikodema,
rząd nie rządzi,
rady bezradne,
cwaniacy biorą lichwę, fałszują miary,
grasują gangi, panoszą się złodzieje i rozbójnicy,
stróże się boją, sędziowie się wstydzą,
uczeni milczą,
narkomani wołają, że mają prawo,
moi twardzi chłopi zadłużeni
sieją ziarno bez wiary i bez nadziei,
smutne są dzieci w szkołach,
nauczycielom opadły ręce,
umilkli nawet prorocy.
Ubożeją najbiedniejsi,
bieda coraz większe ma oczy,
nikt już nie mówi o matce Ojczyźnie
tylko o własnych interesach,
nikt nie mówi o Kościele, matce mojej,
Chyba, że źle,
zamykają się kapłani w wieczernikach z obawy przed
Zawstydzili się nawet pobożni.
I kto mi odwali ten kamień?!
Poszaleli ludzie,
zdradzają przyjaciele,
sprzedają Boga za trzydzieści srebrników,
sieje chwasty diabeł,
wokół jest noc
i przychodzi zwątpienie.

Polacy kochani,
czy wyście naprawdę nie uwierzyli w zmartwychwstanie Chrystusa?
Czy naprawdę nie widzieliście, że Chrystus żyje?
Dlaczego zwątpiliście, małej wiary.
Nie bójcie się, On jest!
Dlaczego my nie potrafimy we wszystkim zaufać Bogu?
On jest moim słodkim Pelikanem,
który umarł,
ale nam, pisklętom, dał swoją krew.
abyśmy jej kroplami zostali ocaleni
i mieli życie.
On odwali kamień z mego serca,
abym wyszedł z własnego grobu, gdzie cuchnie,
i abym zażył wolności,
abym nie chodził smutny jako ci, którzy wiary nie mają.
Dlaczego więc przerażają mnie te kamyki zwątpienia?
Przecież gdy przyjdzie wiosna.
na kamieniach ludzkiej drogi krzyżowej
zakwitną znów delikatne kwiatki.
Gdy raz spotkasz Chrystusa Zmartwychwstałego,
gdy raz z ufnością spojrzysz Mu w oczy,
nie wytrzymasz
i wyrwie się z serca zawołanie:
- Rabbuni! Nauczycielu kochany!

Gdy raz wyznasz za Piotrem:
Panie, do kogo my pójdziemy...?
Panie, przecież Ty wszystko wiesz,
Ty wiesz, że Cię kocham!
Zobaczysz, jakie to wszystko proste.
zobaczysz, z jakim hukiem spadnie kamień z serca.
który Cię przygniatał.
Zobacz raz świat przez Chrystusa!
Zobaczysz, jak to wszystko się zmienia.
a On?
On JEST!

Wyciągam do was ręce od świątecznego stołu.
podzielmy się świątecznym chlebem
- znakiem ludzkiej i Bożej dobroci.
Podzielmy się poświęconym jajkiem
- znakiem nowego życia.
Spożywajmy Baranka Wielkanocnego
przy stole radości.
Otrzyjcie już łzy, płaczący,
uśmiechnijcie się do ludzi,
Pan Bóg głaz mi odwalił z mego serca.
Głaz zwątpienia,
który mnie przygniatał.
Zostań, Panie, z nami!
Moja wielkanocna radości
i mój Zbawicielu.
Amen.