1986-08-03
Warszawa, Bazylika św. Krzyża

18. niedziela zwykła

Koh 1, 2; 2, 21-23, Kol 3, 1-5. 9-11, Łk 12, 13-21

Panie, czy ocalisz to miasto?

Kochani moi!

Już minął miesiąc wakacji. Czy odpoczęliście trochę?
Na wsi pełno żniw. Ziarna rzucone w ziemię obumarły,
ale przyniosły plon stokrotny.
Dotykałeś kłosów? Pachną świeżym chlebem.
Pan Bóg chleb rozmnożył, wystarczy ludziom i ptakom niebieskim.

Sierpień. Jestem w Warszawie.
Rynek Starego Miasta gwarny jak zawsze,
a mnie dziwnie smutno.
Byłem w piątek w Katedrze.
Od góry, gdzie zbiegają się łuki gotyckiego sklepienia,
spadała ze łzami biało-czerwona flaga i płaczem obejmowała trumnę.
Była jak żałobna matka nad martwym ciałem jedynego syna.
Na trumnie leżał hełm podziurawiony z biało-czerwoną opaską.
Słychać było znicze - płonęły z nadzieją,
a w powadze tej jeszcze echo grało:
Tu zęby mamy wilcze, a czapki na bakier (...)
my tu nagą piersią na strzały armatnie (...)
I małe dzieci walczą, i krew radośnie płynie.
Halo! Tu serce Polski! Tu mówi Warszawa! ...
Niech pogrzebowe śpiewy wyrzucą z audycji.
Nam ducha wystarczy dla nas i starczy go za was (Zbigniew Jasiński).

Organy śpiewały chorał: Jezus w grobie złożony...
i słychać było ustną harmonijkę, szum wierzb, płacz brzóz,
smętny śpiew łączniczki:
Warszawo, ty moja Warszawo ...
Czterdzieści dwa lata od tamtych dni.
Nie ma już tamtej Warszawy i tamtych ludzi.
Został mój mały bohater na murach obronnych,
gdzie bawią się dzieciaki.
Za duże masz buty i hełm masz za duży,
ale serce pod bluzą w sam raz na Polaka.
Wam nikt nie opowiadał bajek o Jasiu i Małgosi,
o Czerwonym Kapturku, o Cynowym Żołnierzyku.
Bajki przystąpiły do walki przeciwko potworom w zielonych hełmach.
Kot w Butach roznosił po domach tajne gazetki.
Jaś i Małgosia piekli w piecu baby Jagi suchary dla więźniów.
Żółty Pies Dingo był czujką. Stawał na straży w bramach domów,
gdzie odbywały się tajne zebrania.
Czerwony Kapturek przenosił w koszyku naboje.
Cynowy Żołnierz w czapce niewidce przesyłał grypsy na Pawiak.
Wyrwidąb i Waligóra brali udział w zamachach na okrutnych gestapowców.

A obok Zamek Królewski.
Dziś stąd słychać kazanie księdza Piotra Skargi do króla i senatorów:
Gdy okręt tonie, a wiatry go przewracają,
głupi tłomoczki i skrzynki swoje opatruje i na nich leży,
a do obrony okrętu nie idzie ...

Gdybym zapomniał ciebie, Warszawo,
moje święte Jeruzalem,
niech zapomnę prawice ręki swojej.
Niech język mój przyschnie do ust moich,
jeśli pomnieć na cię nie będę,
a jeśli cię na czele wszystkich pociech moich nie położę (Piotr Skarga, por. Ps 137 [136], 5).

Amen za was i za siebie!

Gdzie są chłopcy z tamtych dni?
I szli na śmierć po kolei,
jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!
(Słowacki).
Moi mali bohaterowie.
Julek poprawił kurtkę, wziął na serce granaty
i poszedł bronić Starówki.
Anka stała z "Opaczewską".
Surka - żydowskie dziecko -
jak szczur wyszła z murów getta po chleb,
z buzią pełną głodu, z oczami pełnymi gruźlicy,
w ubraniu pachnącym tyfusem.
Chłopcy z butelkami benzyny, rzucający się na czołgi.
Chłopcy, malujący na murach kotwice Polski Walczącej.
Chłopcy, wieszający polskie flagi na latarniach Powiśla.
Chłopcy z kanałów Żoliborza na Starówkę.
Chłopcy z Placu Broni.
Chłopcy, broniący Chrystusa w Katedrze,
z kamieniem przeciwko "goliatowi".
Dziewczyny: sanitariuszki i łączniczki,
z krzykiem rozpaczy - jak Nike - rzucające się na wroga:
za rodziców, za dom, za stolicę, za ojczyznę, za Boga.
Sam kwiat Warszawy. Taką mieli młodość.
Gwizd syren, alarm, ryk samolotów, nalot, bombardowanie,
zwalone domy, pożary.
Śmierć pod gruzami, noc w płomieniach, głód,
ranny Pan Jezus,
groby na placach, krzyże z gałęzi, ksiądz z modlitwami,
las, tułaczka, łapanka, obóz, śmierć.
Niebo chmurami zasłaniało sobie oczy, aby nie widzieć tych zbrodni.
Warszawo, ty moja Warszawo ... czy ja cię kiedyś zobaczę?
Śpiew bez melodii, przez łzy, ze skowyczącym sercem.
Boże, dlaczego milczysz?

Tyle już lat od tamtych dni,
a wciąż są żywe, dymiące, gorące.
Na ulicach zostały święte miejsca. Harcerze trzymają warty.
Ci, którzy zostali, zapalają znicze i składają kwiaty.
Mama Janka i Maćka wciąż patrzy na portrety swoich synów
i jest pewna, że są w niebie.
Oni wszyscy są święci,
bo stanęli przed Bogiem na baczność z raportem,
i Bóg zobaczył, że pod bluzą krwawi serce.
Bóg też to przeżył.

Kochani moi! Po cóż wam to mówię?
Przecież nie można wciąż płakać. Życie biegnie,
ale nie można też zapomnieć.
Dziękuję wam, warszawiacy.
Zebraliście święte kamienie. Odbudowaliście kościoły i domy.
Stoi Zamek, aby kłuł w oczy nienawiść.
Małym bohaterom
wystawiliście w Międzylesiu pomnik z sercem w herbie,
aby nie było dzieci wojny, aby zdrowe były pokolenia.

A mnie jednak smutno w Warszawie.

Chodzą po ulicach barbarzyńcy, ludzie dzicy,
niszczą to, co piękne, z butami wchodzą tam, gdzie miejsca święte,
bezczeszczą to, co nasze, ojczyźniane,
małpują dzikie obyczaje
i nie wstydzą się tych, co serca oddali ojczyźnie,
ciała matce ziemi, a dusze Bogu.
Człowieku, co się nazywasz warszawiakiem,
i ty, któryś jest z ojczyzny mojej -
... nie depczcie przeszłości ołtarzy,
Choć macie sami doskonalsze wznieść;
Na nich się jeszcze święty ogień żarzy
I miłość ludzka stoi tam na straży,
I wy winniście im cześć! (Adam Asnyk).

Chodzę w tym mieście w dzień ze świecą
i szukam człowieka.
Jeśli jesteś w tym miesiącu pijany
- nie jesteś z ojczyzny mojej!
Nie ukarze nas Bóg potopem, bo poprzysiągł i tęczę ukazał.
Ale grzechy pijaństwa tego narodu gorsze są
niż grzechy Sodomy i Gomory,
i bardziej gorzkie niż żerny piołun;
więc choć pyłem jestem i prochem,
ale żebrzę, Panie, jak Abraham:
Jeśli znajdzie się w tym mieście pięćdziesięciu sprawiedliwych,
czy ocalisz nas? (por. Rdz 18, 26-28).
Więc policzmy się, bracia, co myślicie po polsku
i czujecie po chrześcijańsku.
Ilu nas będzie trzeźwych w tym miesiącu?
Hej, wy, co stoicie po opłotkach i próżnujecie dzień cały,
czy macie jeszcze trochę siły?
SOS - ratujcie swoje dusze.
Policz nas, Panie. I nie zważaj na grzechy mego narodu,
lecz na wiarę Twojego Kościoła,
i ocal nas, Panie, przez wzgląd na tych, którzy stoją przed Tobą.
Ocalisz nas? - Tak!
Więc niech zostanie nam nadzieja.
Niech się tak stanie. Amen.