1984-08-19
Warszawa, Bazylika św. Krzyża

20 niedziela zwykła

Iz 56, 1.6-7, Rz 11, 13-15.29-32, Mt 15, 21-28

Taka jest matka

Kochani moi!

Lubię wracać do czytania tej dzisiejszej Ewangelii.
Przyglądam się każdej z osób tu występujących.
Wsłuchuję się w to, co mówią.
Pan Jezus, taki inny niż zwykle, nie odezwał się ani słowem,
potem: - Jestem posłany tylko do owiec... z domu Izraela -
to znaczy: Czego ty chcesz, przecież nie jesteś Żydówką!
Potem jeszcze gorzej:
- Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom -
to znaczy: Traktuję cię gorzej niż psa.
Apostołowie, tacy pobożni i zazdrośni zawodowcy:
- Wypędź ją, bo wlecze się za nami i wrzeszczy natrętna,
a przecież jest obca! -
I wreszcie ta kobieta, Kananejka, matka chorego dziecka:
- Panie, ulituj się nade mną, dziecko moje bardzo cierpi.
Panie, pomóż mi, jestem matką.
Tak, Panie, ale ja nie chcę całego chleba ze stołu,
pozwól mi jak psu zbierać okruchy spod stołu! -
Cudowna jest. Taka wiara musi wzruszyć Boga.
Taka modlitwa musi uczynić cud.

Taka jest matka.

Więc nie umiem dziś mówić o kim innym,
gdy widzę taką matkę, gdy słyszę takie błagania matki.
Taka jest pewnie każda matka.

Ty takiej nie pamiętasz.
Była przecież młodą, piękną dziewczyną.
A potem, kiedy wiedziała, że już jesteś,
tak ostrożnie z tobą chodziła, aby ci krzywdy nie uczynić.
Liczyła dni, kiedy się urodzisz.
Krępowała się ludzi, wolała być sama.
Przygotowała ci wszystko.
W kościele klękała przed obrazem Częstochowskiej
i rozmawiała z Nią jak matka z Matką.
- Ty jesteś szczęśliwa, bo masz na ręku Syna.
Ja też będę miała dziecko, ale Matko,
Ty jesteś Boska, więc Cię proszę:
Jeśli to będzie syn, to niech będzie dobry i mądry,
trochę do Twego podobny.
Jeśli to będzie dziewczynka, to niech będzie ładna i dobra,
trochę do Ciebie podobna. -
Potem ją bolało, ale nie pamięta bólu twego urodzenia,
cieszyła się, że się człowiek urodził.
Potem czekała na twój pierwszy uśmiech,
na twoje pierwsze słowo, na twoje pierwsze kroki.
Cieszyła się, gdy ludzie jej mówili: - Taki do mamy podobny. -
Potem był pierwszy dzień w szkole, pierwsza piątka,
pierwsza wycieczka do bliskiego lasu,
pierwsza spowiedź, Pierwsza Komunia święta
pierwsze wakacje, pierwszy list do mamy.
Dzisiaj urosłeś. A ona?
Jej lat przybyło. Nie jest taka piękna jak wtedy.
Każdy kłopot z tobą zostawiał jej uparcie nową zmarszczkę na twarzy;
ręce jej stwardniały, to wszystko i przez ciebie.
Jest twoja i więcej kochana, bo zawsze dobra.
Gdy wrócisz dzisiaj do domu, będzie czekać z niedzielnym obiadem.
Gdy wniesiesz piach z ulicy, to uklęknie i zetrze z podłogi.
Nie wiem, kim jesteś - rolnikiem, lekarzem, urzędnikiem,
księdzem, sekretarzem czy generałem.
Ale wszystko, kim jesteś i co masz,
to od niej.
Nic za to od ciebie nie chce;
owszem, czasem cierpliwie czeka, czy powiesz jej choć raz,
choć duży jesteś: Dziękuję ci, mamo, kochana jesteś, mamo.

Gdy mówię to o twojej mamie,
to ci zazdroszczę, że masz mamę.
Ty nie wiesz, co to znaczy być sierotą.
I dziwię ci się czasem, dlaczego ona przez ciebie płakała.
Czy pamiętasz wszystko, czego cię uczyła?
Czy się jej nie wstydzisz? Czy ona nie wstydzi się za ciebie?
A ja już ciebie nie mam tyle lat, mamo!
Noszę tylko twoje zdjęcie i coraz bardziej za tobą tęsknię.
Wstępuję na cmentarz w Żdzarach i czytam ten sierocy napis:
Ty się módl za nas, bo już jesteś święta,
pamiętaj o nas, jak mama pamięta.

Ja tak wierzę, a ty jesteś kochana, bo czynisz to zawsze.
Ile ty byś miała dzisiaj lat?
A w mojej pamięci zostałaś taka śliczna!
Miałaś niebieskie oczy - takie duże i czyste.
Lubiłem twoje warkocze.
Tak się na święto ładnie ubierałaś.
Lubiłaś ten wełniak na bordowym tle i białą chustkę z frędzlami.
Miałaś wyszywaną koszulę i zakładałaś korale,
i broszkę miałaś niebieską.
Do kościoła brałaś książeczkę, a lewą rękę owijałaś różańcem.
Nie wiem, dlaczego w kościele wybierałaś sobie miejsce tam,
przed świętą Anną.
Lubiłem w kościele i w domu patrzeć na ciebie,
kiedy się modlisz.
Skąd ty umiałaś tyle modlitw na pamięć?
Czasem udawałem, że śpię, a ty z klęczek wstawałaś,
całowałaś różaniec, przychodziłaś do mnie, okrywałaś
i tak ciepło całowałaś na dobranoc.
Lubiłaś mnie trochę - prawda?
Pamiętam bardzo dobrze, jak na łące za wsią opowiadałaś mi
o Matce Boskiej Gromnicznej, o Siewnej, Zagrzewnej i Zielnej.
Zbierałem ci kwiatki, a ty wszystkie nazywałaś po imieniu
i wszystkie miały imiona Matki Boskiej:
to jest Matki Boskiej ziele,
a te - perełki Matki Boskiej,
a te - pantofelki Matki Boskiej,
a te - Matki Boskiej korale,
a te - Matki Boskiej dzwoneczki.
I wydawało mi się, że Wy się Obie znacie,
że Ona też tu po naszej łące chodzi,
że razem z tobą pierze chusty w strumyku
i suszycie je razem przy sobotnim słońcu.
Wszystkie kwiaty zanieśliśmy do domu.
Postawiłaś je w słoiku przed figurką Matki Boskiej.
Przed moją Pierwszą Komunią świętą rozmawiał z tobą ksiądz Szepeta.
Słyszałem, że pytał, czy byś chciała, żebym został księdzem.
Coś mówiłaś i rozbeczałaś się.
Tak się od ciebie tego nauczyłem i źle mi z tym.
Oj, mamo, mamo, czy ty mi kiedyś powiesz,
czego chciałaś ode mnie w ten nieszczęśliwy czwartek?
Teraz to już tylko we snach przychodzisz.
Już nauczyłem się odczytywać twoje przyjścia.
Wiem, co mi chcesz powiedzieć, przed czym ostrzec.
Mamo, przyjdź kiedyś do Anki, do Zosi, do Stasia, do Janka.
Zobacz, jakich ładnych masz wnuków. Uciesz się nimi trochę.
Powiedz tatusiowi, że teraz więcej go kochasz.
Oj, mamo, mamo, jaka ty mi jesteś potrzebna!
Ja wiem, że ty nam wszystkim tak bardzo pomagasz.
Ty jesteś taka podobna do tej kananejskiej.
Gdyby się któremu z nas coś stało,
to pobiegniesz za Panem Jezusem.
I będziesz wołać jak tamta:
Ulituj się nade mną, bo mojemu dziecku jest źle.
A jeśli odpędzaliby cię Święte apostoły,
to będziesz głośniej wołać: Panie, pomóż mi.
A jeśli Pan Jezus nic by nie mówił
albo powiedział, że jesteś obca,
to nie ustąpisz, prawda?
Albo wiesz co? Powiedz wtedy Panu Jezusowi:
Jeśli mi nie pozwolisz zebrać chociaż okruszyn spod Twego stołu,
to się poskarżę Twojej Matce.
To wtedy stanie się cud.
Taka przecież jest matka.