1983-01-09
Warszawa, Bazylika św. Krzyża

Chrzest Chrystusa

Iz 42, 1-4.6-7, Dz 10, 34-38, Łk 3,15-16.21-22

Świąteczne zamyślenia

Kochani moi!

Dziś liturgia Kościoła przenosi nas
w początek publicznej działalności Jezusa Chrystusa.
Ewangelia ukazuje nam Jezusa z Nazaretu
jako umiłowanego Syna Ojca,
namaszczonego przez Ducha Świętego, który Nań zstąpił.
Zgodnie z polską tradycją
zostajemy jednak jeszcze przy świątecznych wystrojach domów, świątyń
aż do Matki Boskiej Gromnicznej.
W czwartek z trzema Mędrcami przyszliśmy oddać hołd Dzieciątku,
Bogu, który się nam objawił.
Zostańmy więc jeszcze dziś w świątecznym zamyśleniu.

Tak potrzebna jest mi chwila,
aby być sam na sam przy bezbronnym Bogu,
przy Matce adorującej Boga - swego Syna,
przy Józefie zadziwionym tajemnicą.
Rodzi się wtedy w myśli człowieka modlitewne pytanie:
- Panie mój, dlaczego narodziłeś się wtedy,
za czasów Augusta, Kwiryniusza i Heroda?
Dlaczego tak dawno, a nie teraz?
Zobacz, Panie, przecież teraz byłoby wszystko inaczej.
Przyszedłeś do swoich, a swoi Cię nie przyjęli (por. J 1, 11).
Dziś są hotele, domy noclegowe,
ludzie są bardziej cywilizowani,
pewnie nie musiałbyś odchodzić za miasto
i urodzić się w grocie pasterzy.
Dziś są szpitale, są dyżury w szpitalach,
jest opieka nad matką i dzieckiem,
nie musiałbyś uciekać przed Herodem i jego żołdakami
do obcej ziemi.
Są obserwatoria astronomiczne.
Dziś wszyscy mogliby zobaczyć nową gwiazdę,
znak, że się Chrystus narodził.
Są mapy, informacje turystyczne, oznakowania dróg.
Trzej Mędrcy znaleźliby spokojnie Betlejem
i dom, w którym przebywałeś.
Zobacz, mamy radio, telewizję.
Moglibyśmy nagrać, sfilmować Twoje narodzenie,
Twój płacz, modlitwę Twej Matki.
W świątecznych gazetach byłoby na pierwszej stronie
kolorowe zdjęcie Dzieciątka, szczęśliwej Matki
i zamyślonego nad tajemnicą Józefa.
I wszyscy by uwierzyli, że jesteś Bogiem z nami. -

Tak sobie myślę, tak z Bogiem rozmawiam,
tak się modlę przy mojej choince,
w ciszy mojego domu,
gdy brzmią mi w uszach echa polskich kolęd,
i słucham Cię, Panie, co mi do serca powiesz.

- Dziecko moje, tak Mnie pocieszasz.
Dajesz Mi tyle kuszących propozycji, ale pomyśl:
przecież przyszedłem do was po wielkiej tęsknocie Adwentu,
kiedy wypełniły się czasy
i Słowo Ojca dane jako obietnica stało się ciałem.
Nie dziw się memu biednemu narodzeniu.
Przyszedłem, aby służyć, a nie po to, aby Mi służono (por. Mt 20, 28).
Dlatego nie zmąciłem niczym biegu historii
i spokoju tamtej nocy.
Przyszedłem do was,
kiedy wszystko pogrążone było w głębokim śnie.
Mówisz, że dziś są hotele, domy noclegowe,
ludzie lepiej mieszkają,
ale pomyśl, czy w którymś hotelu, czy w którymś domu
przyjęliby Józefa i kobietę spodziewającą się dziecka?
Powiedz sam,
gdyby zapukali do twojego mieszkania w wigilię,
czy chciałbyś sobie wziąć na święta taki kłopot?
"A może Ona dziś urodzi i co wtedy?"
I tak musieliby iść za miasto, gdzie nie ma ludzi,
To prawda, są szpitale, są dyżury w szpitalach,
jest opieka nad matką i dzieckiem.
Zapewniasz Mnie,
że dziś byłbym bezpieczny przed Herodem i jego żołdakami.
A powiedz, ile w twoim czasie zabili dzieci?
Myślisz, że dla Mnie uczyniliby wyjątek,
gdy wojny nie ustały i tyle zabitych, tyle sierot, tyle kalek,
a Herodów i jego żołdaków jeszcze więcej niż wtedy?
Oczywiście, macie obserwatoria astronomiczne,
ale gdy po niebie lata tyle sputników,
cóż znaczy jedna gwiazda więcej!
Naznaczyliby ją na mapie nieba, daliby jej nazwę
i nikt by do tego nie przywiązywał większego znaczenia.
Tak, macie mapy, informacje turystyczne, drogowskazy,
ale gdy pośród twoich czasów tylu mędrców ze wschodu i z zachodu
podróżuje po ziemi,
i mają tak rozliczne i ważne sprawy,
czy znalazłbyś takich trzech,
którzy by chcieli oddać pokłon Dzieciątku?
Tak, macie radia, telewizory, czasopisma,
ale pomyśl, czy w świątecznych programach,
w których prezentuje się tyle gwiazd,
w których leci tyle programów rozrywkowych, muzyki,
chciałby ktoś patrzeć na szare zdjęcie stajenki?
Czy nie denerwowałby was płacz Dziecka
i żałosny śpiew mojej Matki?
A gdyby nawet tak było,
sądzisz, że wszyscy by uwierzyli, że Pan Bóg się narodził? -

Spuszcza wtedy człowiek coraz niżej głowę
i czuje się zawstydzony.

Z lat małego seminarium przypominam sobie jasełka,
które napisali dla nas:
pan Lisiewicz, ks. Żochowski i ks. Twardowski.
Dwaj naukowcy - matematyk i fizyk -
postanowili zbudować taki statek kosmiczny,
który przekroczyłby szybkość czasu.
Podróżujący nim człowiek był świadkiem wydarzeń,
które miały miejsce w przeszłości.
Jeszcze świat naukowej fantazji,
ale drugi akt był już dziełem historyka.
Szczęśliwi podróżnicy zbliżają się czasem ku Ziemi
i są świadkami czasów drugiej wojny światowej,
wojen napoleońskich,
reformacji i wojen religijnych,
średniowiecza, młodego chrześcijaństwa.
I już blisko.
Czas spisu ludności za cesarza Augusta,
Ziemia Święta i Betlejem.
Trzeci akt - dzieło księdza Twardowskiego - był bardzo jasełkowy:
pośród aniołów, pasterzy i mędrców są dziwni ludzie naszych czasów
i ze współczesną aparaturą zabierają się do nagrania wydarzeń
związanych z Bożym narodzeniem.
A jednak matematyk na koniec stawia pytanie:
Gdy z tym materiałem wrócimy do naszych ludzi,
to czy nam uwierzą, że Chrystus się narodził?

Nam też zostanie ta wątpliwość,
czy dziś by uwierzyli.
Mieli przecież przekuć miecze na lemiesze,
włócznie na sierpy
i do wojny się więcej nie zaprawiać (por. Iz 2, 4).
Dziecko miało bawić się w kryjówce żmii,
a jagnię bawić się z panterą (por. Iz 11, 6).
Wszystkie drogi człowiecze, zagmatwane i splątane
miały stać się proste.
A to już dwa tysiące lat, kiedy Słowo stało się ciałem
i oglądaliśmy chwalę Jego.
Przychodzi znów do swoich, a swoi Go nie przyjęli.

Chodzę po kolędzie,
przychodzę co wieczór z głową pełną wrażeń
i pytam się siebie: Czy naprawdę Chrystus się narodził?
Zawstydzony jestem, Panie.
Matko Boska z Betlejem, z Jasnej Góry i z Warszawy,
daj mi na ręce choć na chwilę Dzieciątko,
nie bój się, nie uczynię Mu krzywdy.
Matko, kocham Cię za to, że masz tyle zadziwienia,
że masz tyle matczynego kochania Boga - Twego Syna.
Józefie dobry, dlaczego nic nie mówisz?
Czekasz na lepsze sny?
Kochany jesteś, że prowadziłeś Maryję pod rękę
i szukałeś dla Niej miejsca.
Nie zostawiaj Dzieciątka ani Jego Matki.
Dzieciątko moje, Boże mój wielki,
nóżki Twoje całuję, do serca je przytulam
i oddechem Cię ogrzewam.
Czujesz?
Nie płacz.
Rośnij szybko.
Ty jesteś wszystkich i moim Bogiem,
Amen.